Baronowie wciąż do wynajęcia

Działacze PO boją się, że jeśli Schetyna wystartuje przeciwko Tuskowi, to któremuś mogą puścić nerwy

Publikacja: 06.04.2013 03:37

– Co będzie, jak wygra Schetyna – pytam.

– Nie wygra. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby zwyciężył premier Tusk – odpowiada z rewolucyjnym żarem poseł Damian Raczkowski. Ma 38 lat, jest najmłodszym szefem regionu w Platformie Obywatelskiej.

Regionalnym baronem na Podlasiu został w maju 2010 r. po wyniszczającej wojnie z Robertem Tyszkiewiczem, wspieranym przez Schetynę. Brutalna walka trwa do dziś.

– Ludzie Schetyny mówią, że jest pan figurantem, bo odebrali panu faktyczną kontrolę nad regionem. Więc kto wie, jak to będzie z tymi wynikami?

– Ludzie Schetyny sfałszowali wybory, żeby uniemożliwić mi skompletowanie zarządu. Ale ja panuję nad regionem, zapewniam.

– Jak Schetyna buduje swe wpływy w partii?

– Pamięta o ludziach, zabiega o stanowiska dla nich. Premier nie jest w stanie tego robić, bo ma na głowie poważniejsze sprawy.

– Czyli fenomen Schetyny oparty jest na rozdawaniu stanowisk?

– Nie używałbym słowa „fenomen" w odniesieniu do Schetyny.

Takich rozmów z siedemnastoma szefami regionów można w Platformie przeprowadzić wiele, podmieniając tylko adresata epitetów. Nawet sam Schetyna – jako baron na Dolnym Śląsku – też mówi o Tusku podobnie w rozmowach ze swymi ludźmi. A jego ludzie są przekonani, że rola jednego z siedemnastu mu się znudziła. Chciałby zostać tym pierwszym.

Kto będzie liczył głosy?

Wyborcza machina już ruszyła. Przed Platformą niemal roczna kampania, która w finale doprowadzi do wyboru przewodniczącego. Ma on poprowadzić partię do poczwórnego maratonu wyborczego 2014/2015. Karty w tej rozgrywce rozdaje Donald Tusk, trudno sobie bowiem w tej chwili wyobrazić jego przegraną. Jedynym konkurentem, który może mu napsuć krwi, jest właśnie Grzegorz Schetyna, przez lata przyjaciel i powiernik, a dziś jedyny poważny partyjny przeciwnik.

Dziś Schetyna i jego ludzie są systematycznie w Platformie marginalizowani. Dlatego sądzą, że wybory szefa partii to dla nich dobra – i może ostatnia – okazja, aby odbić się od dna, na które strącił ich Tusk.

Premier obawia się tych wyborów. Nie, żeby sądził, iż może przegrać – to byłaby obawa infantylna. Donald Tusk – jak mówią nam ludzie z jego otoczenia – zakłada po prostu, że każdy wynik poza zmiażdżeniem Schetyny będzie odebrany jako jego porażka. Dlatego też forsuje głosowanie powszechne wśród wszystkich członków PO, bo partyjny lud go kocha. Chciałby wyborów przez Internet, aby ominąć głosowanie poprzez regionalne struktury partii, w których Schetyna jest nad wyraz silny. Obaj panowie znają swoje mocne strony, więc Schetyna zgadza się na wybory powszechne, ale poprzez głosowanie członków PO na zjazdach regionalnych. W sumie to konflikt o to, kto będzie liczył głosy – co jest dowodem na wzajemny brak zaufania.

Liczenie szabel

Bez względu na to, jak skończy się to wybieranie metody wybierania, istotną rolę dla wyniku Tuska i Schetyny będzie miało poparcie regionalnych baronów, czyli szefów wojewódzkich struktur partii.

Teoretycznie każdy baron ma tylko jeden głos – podobnie jak każdy inny z ponad 40 tys. członków Platformy. Tyle że w praktyce ich pozycja w strukturach, talent organizacyjny i polityczny spryt mogą zdecydować o regionalnym wyniku wyborczym Tuska czy Schetyny.

Jeśli polityk jest szefem regionu, to dlatego że podczas wyborów zapewnił sobie poparcie większości struktur terenowych. To zazwyczaj poparcie ślepe, bo popierający lidera wiedzą, że dopóki jest przy władzy, to mogą liczyć na profity. Zatem wskazanie przez baronów – Tusk czy Schetyna – ma duże znaczenie dla wyniku wyborów.

Liczenie szabel i zabiegi o baronowskie sympatie już się zaczęły. Schetynowcy rządzą w pięciu regionach – poza Dolnym Śląskiem (Schetyna), także na Mazowszu (Andrzej Halicki), w Wielkopolsce (Rafał Grupiński), w Zachodniopomorskiem (Stanisław Gawłowski) oraz na Śląsku (Tomasz Tomczykiewicz).

Paradoksalnie na Tuska pozycjonuje się mniej szefów regionów: Sławomir Nowak (Pomorze), Małgorzata Kidawa-Błon?ska (miasto Warszawa) oraz Marzena Okła-Drewnowicz (Świętokrzyskie). Tyle że to premier ma znacznie większe szanse na zdobycie poparcia kolejnych baronów.

My ze spółdzielni

Chodzi o największą w tej chwili grupę baronów. W poprzedniej sejmowej kadencji tworzyli tzw. spółdzielnię, czyli grupę interesów polityków drugiego szeregu Platformy. Ich nieformalnym liderem był wówczas minister infrastruktury Cezary Grabarczyk. Po wyborach – słabych dla spółdzielców – Grabarczyk został zdegradowany przez premiera do stanowiska wicemarszałka Sejmu, a spółdzielnia przeżywa kryzys. Dziś każdy z osieroconych spółdzielczych baronów – a jest ich ośmioro – ma własne interesy. Lider łódzkiej Platformy Andrzej Biernat przekonuje nas jednak, że spółdzielnia nie jest politycznym trupem. – Jako środowisko polityczne mamy się dobrze. W tych wyborach wystąpimy razem, bo wtedy więcej znaczymy – mówi. Podobnie mówi inny spółdzielca, wspomniany Damian Raczkowski (Podlasie).

Stawką za poparcie są stanowiska dla spółdzielców i pieniądze na inwestycje w ich regiony. Dla przykładu spółdzielczy lider Małopolski Ireneusz Raś chce zostać ministrem sportu – czego wcale nie kryje. I ma na to szanse, bo w ramach letniej rekonstrukcji premier może wciągnąć do rządu kilku baronów, którzy pomogą mu zapewnić poparcie w terenie.

Spółdzielcom bliżej jest do Tuska niż do Schetyny. W wewnętrznych bojach partyjnych w poprzedniej kadencji byli niczym najemnicy, po których Tusk sięgał w potyczkach ze Schetyną. Także dziś Tusk może im obiecać więcej.

– W tej chwili premier jest zdecydowanym faworytem. Ale kto wie, co będzie za kilka miesięcy, jeśli sytuacja gospodarcza się pogorszy? – zastanawia się Biernat.

– Co nie zmienia faktu, że wy jesteście antyschetynowi.

– My po prostu jesteśmy protuskowi.

Niektórzy – jak lubuska baronessa Bożenna Bukiewicz – już deklarują pełne poparcie dla premiera w kampanii. – Schetyna nie nadaje się na lidera Platformy – mówi w rozmowie z „Rz".

Schetyna ma jeszcze jedną obawę: że Tusk będzie region po regionie osłabiał jego wpływy. Dwóch schetynowców —Tomczykiewicz i Gawłowski – to wiceministrowie, a więc podwładni premiera.

Schetyna nie jest pewny nawet poparcia swego bardzo bliskiego człowieka Rafała Grupińskiego. Co prawda Grupiński twierdził niedawno w rozmowie z „Rz", że „Schetyna byłby dobrym liderem Platformy". Tyle że losy Grupińskiego także zależą od decyzji premiera. – Z jednej strony Donald może go w każdej chwili odwołać ze stanowiska szefa klubu parlamentarnego, bo posłowie narzekają na chaos w klubie. Z drugiej strony Rafał może być kuszony stanowiskiem w rządzie – twierdzi współpracownik Schetyny.

Schetyna najbardziej pewny jest Andrzeja Halickiego, który zdał już test lojalności. Gdy po swej krytyce zbyt późnej reakcji rządu na rosyjski raport w sprawie katastrofy smoleńskiej Schetyna był sądzony przez władze partii, Halicki jako jedyny otwarcie go bronił. Inni schetynowcy unikali starcia z oburzonym Tuskiem.

Gowin może wystartować

Sytuację Tuska i Schetyny komplikuje to, że w części regionów toczy się autentyczna walka o władzę i urzędujący baron ma silnego konkurenta. To może doprowadzić do podziału głosów podczas wyborów szefa Platformy.

Sam Schetyna musi się liczyć z europosłem Jackiem Protasiewiczem, człowiekiem Tuska, który kieruje miejską Platformą we Wrocławiu. Na południu Mazowsza, którym kieruje Halicki, duże wpływy ma oddana Tuskowi marszałek Sejmu Ewa Kopacz. W Zachodniopomorskiem pod schetynowcem Gawłowskim dołki kopie ambitny europoseł Sławomir Nitras.

Z kolei Tusk musi zdawać sobie sprawę, że Raczkowski –wbrew temu, co mówi – nie panuje nad Podlasiem, bo potężne wpływy ma tam wciąż Tyszkiewicz. Także oddana Tuskowi zielonogórska baronessa Bożenna Bukiewicz ma konkurenta – gorzowskiego posła Witolda Pahla, który zawarł taktyczny sojusz ze Schetyną.

Lider w Kujawsko-Pomorskiem Tomasz Lenz to dawny spółdzielca, który poprze Tuska. Ale silny w regionie jest kojarzony ze Schetyną rzecznik klubu parlamentarnego PO Paweł Olszewski.

Ostra rywalizacja trwa w Łodzi. Protuskowego spółdzielcę Biernata podgryza były minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, który kontroluje sporą część struktur i osiąga najlepsze wyniki wyborcze w regionie. Tyle że Kwiatkowski jak ognia unika deklaracji w konflikcie Schetyny i Tuska. Jako jedyny zaproszony gość ze świata polityki nie pojawił się na 50. urodzinach Schetyny. – Kwiatkowski to tchórz. Chciałby stać cały czas w rozkroku – Biernat sięga po dosadny język. Kwiatkowski się oburza: – Nie będę rozmawiał na takim poziomie. Podejmowałem się najważniejszych zadań w rządzie i w partii. Trudno zatem uznać, że brakuje mi odwagi.

Jedynym w pełni niezależnym szefem regionu jest Jacek Protas z Warmii i Mazur. Jego sytuacja jest wyjątkowa. Jako jedyny regionalny baron nie jest posłem – zajmuje fotel marszałka województwa, a to go uniezależnia od warszawskich układanek. W dodatku Warmińsko-Mazurskie to jedyny region Platformy, w którym lider nie ma znaczącej opozycji wewnętrznej. Protas rządzi tam i dzieli. Jak się zachowa w wyborach? Nasi rozmówcy z PO przewidują, że ostatecznie poprze Tuska. – Nie będę bierny w tej kampanii, ale jest jeszcze za wcześnie, by powiedzieć, na kogo postawię – w rozmowie z „Rz" marszałek waży słowa. Deklaruje jednak jasno: – Na pewno nie poprę Jarosława Gowina.

Start Gowina – słychać w partii – wciąż jest bardzo prawdopodobny. Nasi rozmówcy szacują, że Schetyna i Gowin byliby w stanie odebrać Tuskowi nawet 40 proc. głosów. A to byłoby osłabienie pozycji premiera, który chce być jedynowładcą. Jeśli Gowin nie wystartuje, to Schetyna musi zebrać co najmniej 20 proc. poparcia, aby uniknąć kompromitacji. Jaki ma plan? Wedle naszych informacji tam, gdzie rządzą nieprzychylni mu baronowie, zamierza się oprzeć na samorządowcach, głównie starostach powiatowych Platformy, którzy nie kryją niezadowolenia z polityki rządu.

– Tusk i Schetyna chcieliby uniknąć tej konfrontacji. I obaj wiedzą, że to już praktycznie niemożliwe – opowiada ich wieloletni współpracownik. Z obu obozów słyszymy obawy o to, że zabawa w wybory, która ma przyciągnąć uwagę mediów, może się przeistoczyć w krwawą jatkę, jeśli komuś puszczą nerwy. Otwarta wojna Tuska ze Schetyną oznacza koniec takiej Platformy, jaką znamy. Spółdzielca Andrzej Biernat mówi to, co często słyszymy także od innych polityków: – Sądzę, że Schetyna odpuściłby wybory, gdyby dostał gwarancję wysokiego stanowiska w partii z realną władzą.

Tak naprawdę Schetyna nie chce być nr. 1. Chce być nr. 2. Choć może lepiej: „numer półtora".

Polityka
Ukraina łączy Tuska i Macrona
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Sejmowa partia zmieniła nazwę. „Czas na powrót do korzeni”
Polityka
Stanisław Tyszka: Obecny rząd to polityka pełnej kontynuacji i teatr wojny
Polityka
Polscy żołnierze na Ukrainie? Jednoznaczna deklaracja Radosława Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Nie będzie kredytu 0 proc. Chaos w polityce mieszkaniowej się pogłębia