– Mam zaufanie do czeskiej policji. Nie wierzę (czeskim) służbom specjalnym – powiedział szef państwa, podkreślając, że istnieje więcej wersji tego, co wydarzyło się we Vrběticach. Zaczął nawet sugerować, że magazyny wyleciały w powietrze, by ukryć zniknięcie części składowanej tam amunicji.
W dodatku powoływał się przy tym na zdanie minister sprawiedliwości. – Nie mam żadnych informacji, by policja zajmowała się jakąś inną wersją niż udział agentów rosyjskiego wywiadu wojskowego – odpowiedziała zaskoczona minister Marie Benešová.
– Nie mogę wyjaśnić, dlaczego pan prezydent do tej pory upiera się, że istnieje więcej wersji (śledztwa) – mówił równie skonsternowany premier Andrej Babiš.
Jeszcze pod koniec kwietnia Zeman twierdził, że na równi z rosyjskim zamachem rozpatrywane jest niedbalstwo pracowników magazynu amunicji. Wypowiedź prezydenta wywołała burzę. W czeskim senacie rozpoczęto zbieranie opinii prawnych potrzebnych do usunięcia Zemana ze stanowiska szefa państwa. Przez ponad dwa tygodnie prezydent nie wypowiadał się na temat Vrbětic i w Pradze doszli do wniosku, że nie będzie więcej niepokoił opinii publicznej. Tymczasem Zeman nie chce ustąpić.
Jego wypowiedź zbiegła się w czasie z ogłoszeniem przez Rosję listy „nieprzyjaznych państw". Od początku roku trwała seria skandali dyplomatycznych: z państw Zachodu usuwano pracowników rosyjskich przedstawicielstw pod zarzutem szpiegostwa. W sumie obie strony uznały około 140 dyplomatów za persona non grata. Mszcząc się, Moskwa postanowiła też stworzyć spis krajów, których ambasadom nie wolno zatrudniać rosyjskich obywateli. Lista okazała się bardzo krótka, znalazły się na niej tylko dwa państwa: USA i Czechy.