Elektorat PiS podziela niechęć szefostwa tej partii do otwartych funduszy emerytalnych. Taki wniosek można wyciągnąć z danych ZUS dotyczących tego, jakie osoby zdecydowały się zostać w OFE i dalej odkładać tam pieniądze.
W porównaniu z resztą Polski – średnio w całym kraju fundusze wybrało 15 proc. ubezpieczonych – mniej takich osób jest w rejonach biedniejszych, nie tylko na ścianie wschodniej, tam gdzie przewagę ma elektorat socjalny.
Na przykład w Łodzi, mimo że jest to bardzo duże miasto (a w takich zwolenników funduszy jest więcej), w OFE zdecydowało się pozostać zaledwie ok. 16 proc. osób. Popularność II filaru poniżej średniej odnotowano w Radomiu, Rzeszowie, Koszalinie, Elblągu, Słupsku, Płocku, Olsztynie. Najmniej osób, poniżej 10 proc., fundusze emerytalne wybrało w oddziale ZUS w Biłgoraju.
Także dane dotyczące wieku osób, które wybierały II filar, sugerują, że PiS, cieszące się dziś największym poparciem w sondażach, nie miałoby problemu z dalszym zmniejszaniem roli OFE. Starsze osoby nie są nimi zainteresowane. Może to dodatkowo wynikać z faktu, że rząd, wprowadzając zmiany w II filarze, przesądził, że na dziesięć lat przed emeryturą pieniądze z OFE nawet tych osób, które zdecydują się tam pozostać, i tak trafią do państwowego ubezpieczyciela. I to on będzie wypłacał wszystkim Polakom świadczenia. Dlatego starsze osoby mogły pomyśleć, że nie ma sensu wybierać OFE, skoro za kilka lat i tak obowiązkowo trafią do ZUS.
Za tym, że OFE zniknie, przemawiają też wypowiedzi ekspertów, którzy są kojarzeni z PiS. Na przykład prof. Leokadia Oręziak, zapraszana przez to ugrupowanie do debat na temat przyszłości systemu emerytalnego, jest zagorzałą przeciwniczką funduszy. Wydała nawet niedawno książkę „OFE. Katastrofa prywatyzacji emerytur w Polsce", w której domaga się ich całkowitej i natychmiastowej likwidacji.