Wyjazd premiera Tuska i wicepremier Bieńkowskiej do Brukseli oznacza przetasowanie w rządzie. Niemal pewne jest, że premierem zostanie Ewa Kopacz, a w jej gabinecie nie będzie miejsca dla szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza. Coraz głośniej mówi się, że stanowisko straci minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, a Radosław Sikorski ma się przenieść na fotel marszałka Sejmu.
Zapowiedź zmian spowodowała, że w sondażu IBRiS dla „Rz" Platforma odrobiła powstałą w połowie czerwca – po ujawnieniu taśm „Wprost" – stratę do PiS. Dziś na obie partie chce głosować po 30 proc. Polaków. A jeszcze kilka tygodni temu przewaga PiS nad PO wynosiła aż 11 pkt proc.
Ale Ewa Kopacz zostanie premierem w bardzo trudnej sytuacji politycznej i gospodarczej. W dodatku władzę obejmie jako regent wskazany przez Donalda Tuska, a nie dzięki swemu talentowi i pozycji politycznej. Stąd uzasadniona obawa, że najbliższy rok, kiedy będzie kierować rządem, nie posunie polskich spraw znacząco do przodu. Pani marszałek nie ma doświadczenia ani w kwestiach bezpieczeństwa, ani w polityce międzynarodowej, ani w gospodarce. Tymczasem zdecydowane działania rządu w tych właśnie obszarach będą kluczowe dla sytuacji Polski w przyszłości. Czy Ewa Kopacz będzie się trzymała obietnic Donalda Tuska i jego ministrów, które w ostatnich dniach sierpnia padły z mównicy sejmowej? Czy też wyznaczy całkiem inne cele?
Na finiszu jest reforma polskich służb specjalnych, ale nowy rząd – wobec konfliktu za naszą wschodnią granicą – musi sobie zadać pytanie, czy reorganizacja jest w tej sytuacji rzeczywiście palącą potrzebą.
Konflikt ukraiński ma związek ze sprawami obrony. A rząd razem z prezydentem prowadzi eksperymenty w kierowaniu naszym wojskiem. Priorytetem dla nowego gabinetu powinna być dyplomatyczna ofensywa wśród sojuszników z NATO, by obietnice ze szczytu w Newport przybrały konkretne kształty.