Czy sprawcy gwałtów powinni być karani ucięciem jąder? Z odpowiedzią na to pytanie postanowili się zmierzyć senatorowie. Rozpatrywali propozycję zaostrzenia przepisów w zakresie odpowiedzialności za przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności. Przewidywała rozszerzenie katalogu kar właśnie o kastrację.
Zajęli się tym problemem, bo do Senatu trafiła petycja od osoby zaniepokojonej faktem, że „sprawcy zgwałceń karani są zbyt łagodnie". Izba wyższa zaangażowała cały swój majestat, bo od 2009 roku rozpatrywanie petycji stało się jednym z jej obowiązków.
Wskutek zabiegów senatorów ustawę o petycjach przyjął Sejm, a od września przyszłego roku rozpatrywać je będzie musiała nie tylko izba wyższa, ale wszystkie organy władzy publicznej. Co nas czeka? Eksperyment w Senacie pokazuje, że przed urzędnikami trudne zadanie.
Nierealne propozycje
Petycję w sprawie kastracji wniosła kobieta, która w dokumentach senackich widnieje jako Krystyna Z. Jak napisała, „tylko drastyczne zwiększenie wymiaru kar (...) może wpłynąć na zmniejszenie skali zjawiska gwałtów w Polsce". W celu rozpatrzenia propozycji w kwietniu na posiedzenie senackiej Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji zaproszono nawet wiceministra sprawiedliwości Michała Królikowskiego.
Ze stenogramu wynika, że senatorowie spierali się, o jaką kastrację chodzi: chemiczną czy fizyczną. Gdy wyszło na to, że o tę drugą, wiceminister Królikowski nazwał pomysł „niewyobrażalnym". – Kary mutylacyjne (polegające na wyłupieniu oka lub odcięciu części ciała – red.) są uznane za niezgodne z europejską konwencją praw człowieka – argumentował, skłaniając senatorów do odrzucenia propozycji.