Leszek Miller zachwalał tę kandydatkę mówiąc, że jest bezpartyjna, nowoczesna, postępowa, i że jest symbolem zgody narodowej oraz otwarcia na młodych Polaków.Dziennikarze jednak nie wydawali się przekonani.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że SLD, który znalazł się w trudnej sytuacji po ubiegłorocznych wyborach samorządowych ucieka się do coraz dziwniejszych decyzji personalnych. Do wyścigu o najwyższy urząd w państwie poważna partia powinna wystawić poważnego kandydata – rozpoznawalnego w całej Polsce, z dużym dorobkiem politycznym i takim, który doskonale porusza się po scenie politycznej. Krótko mówiąc politycznego wyjadacza. Być może Magdalena Ogórek posiada te wiele wspaniałych cechy ale do tej pory ich nie ujawniła. Stanęła do wyborów parlamentarnych w 2011 roku i nie odniosła w nich sukcesu.
Przekonanie wyborców do tej kandydatury w ciągu czterech miesięcy, które zostały do wyborów wydaje się karkołomne. Dlatego pomysł SLD wygląda bardziej na żart z wyborców niż przemyślaną decyzję. Oczywiście partia może próbować budować wokół pani Ogórek szersze porozumienie środowisk lewicowych. Nie wiadomo jednak dlaczego inne ugrupowania miałyby poprzeć kandydatkę, która jest bezpartyjna, a więc w partii nic od niej nie zależy. Tym bardziej, że podczas konferencji prasowej Leszka Millera i Magdaleny Ogórek nie padła odpowiedź na jedno pytanie – dlaczego wyborcy mieliby zagłosować akurat na tę kandydatkę. Jedno jest pewne - Sojusz, który musi myśleć o wyborach prezydenckich w kontekście wyborów parlamentarnych i mobilizacji elektoratu do tej drugiej elekcji, sporo ryzykuje wystawiając w kampanii prezydenckiej tak zaskakującą kandydaturę.