Rzeczpospolita: Około 50 tys. uczniów zakłada do szkoły mundur. Klasy wojskowe są jednak traktowane po macoszemu. Ich absolwenci nie mogą też liczyć na bonusy w przyjęciu do wojska. Można odnieść wrażenie, że państwo marnuje zapał ludzi, którzy chcieliby służyć w armii?
Michał Dworczyk, wiceminister obrony narodowej: To prawda. Mamy do czynienia z niewykorzystaniem potencjału, który jest znaczący. W klasach mundurowych: policyjnych, wojskowych, pożarniczych oraz tworzonych pod patronatem Straży Granicznej czy Służby Więziennej uczy się ponad 50 tys. dzieci. Jednak program realizowany przez te klasy jest zróżnicowany, podobnie jak liczba godzin przeznaczonych na zajęcia szkolne. Jakość zajęć też w wielu przypadkach jest dyskusyjna. Niektóre klasy wyróżniają się tylko tym, że ich uczniowie raz w tygodniu zakładają mundur. Jednak mamy również szkoły, które solidnie przygotowują do służby wojskowej, a poziom kształcenia jest porównywalny z wojskową służbą przygotowawczą.
Dopiero od roku uczniowie niektórych klas mają w miarę spójny program kształcenia przygotowany przez Sztab Generalny Wojska Polskiego i mogą korzystać z „Vademecum strzelca". To na razie jedyny podręcznik do nauki podstaw wojskowości.
Rzeczywiście, powstał w pierwszej połowie 2015 roku program kształcenia podstawowego. Jednak jest on głównie oparty na programie szkolenia wojskowej służby przygotowawczej, a to powoduje, że nie do końca odpowiada realiom szkolnym. M.in. dlatego korzysta z niego wyłącznie kilka szkół. Jeżeli chodzi o „Vademecum strzelca", to bardzo cenne wydawnictwo, jednak przede wszystkim przeznaczone dla organizacji proobronnych.
Jaki jest pomysł na uporządkowanie kształcenia w klasach mundurowych?