Na różnych szczeblach mamy w armii do czynienia z niedostatkiem dowodzenia – takie słowa minister obrony Ursuli von der Leyen oburzyły wielu dowódców Bundeswehry. Jak przystało na karnych żołnierzy, nie zwerbalizowali swego urazu w wypowiedziach publicznych.
Atmosfera jest jednak mocno napięta, o czym świadczy odwołanie w ostatniej chwili dawno zaplanowanej wizyty w USA przez panią minister.
Zarzuca ona armii lekceważenie przejawów prawicowego ekstremizmu, ksenofobii, nietolerancji, rasizmu, a nawet przymykanie oczu na tak spektakularne wydarzenia jak przypadek aresztowanego w ubiegłym tygodniu porucznika Franco A. Jest podejrzany o przygotowywanie zamachu, którego celem mieli być uchodźcy przybywający do Niemiec. Porucznik miał w tym celu zaopatrzyć się w spore ilości amunicji ze składów Bundeswehry. Franco A. wszedł także w posiadanie dokumentu tożsamości uchodźcy, podając się w jednym z urzędów za przybysza z Syrii. W ich zdobyciu nie stał na przeszkodzie fakt, że porucznik nie znał arabskiego. Prowadzący śledztwo przypuszczają, że przygotowywał zamach terrorystyczny w taki sposób, aby winą mogli zostać obciążeni imigranci. W następstwie zmieniona miałaby być polityka imigracyjna.
Okazało się, że rasistowskie poglądy porucznika były od dawna znane jego przełożonym. Poinformował ich o nich trzy lata temu jeden z wykładowców francuskiej akademii wojskowej Saint-Cyr, gdzie studiował Franco A. W jego pracy dyplomowej pełno było rasistowskich tez, które Francuzi uznali za niedopuszczalne. Niemieccy dowódcy nie zareagowali.
Franco A. służył ostatnio w Illkirch w niemiecko-francuskiej brygadzie. Tam właśnie w środę pani minister poszukiwała przejawów prawicowego ekstremizmu w armii. Media zwracają uwagę, że kieruje nią od ponad trzech lat i zwalanie w tej sytuacji odpowiedzialności na generałów jest co najmniej problematyczne. Nie brak głosów, że Ursula von der Leyen traktowała swoje stanowisko jako trampolinę do dalszej kariery, której ukoronowaniem miało być stanowisko prezydenta RFN lub szefowej CDU i rządu, gdyby miało zabraknąć Angeli Merkel. Z takiej perspektywy zajmować się miała armią, nie wnikając w wewnętrzne struktury, które obecnie krytykuje. Zarzuty tego rodzaju formułuje otwarcie SPD, koalicjant CDU/CSU jeszcze co najmniej do wrześniowych wyborów do Bundestagu.