Powstała w 2011 roku partia Andreja Babiša, ANO (po polsku TAK) zdobyła 29,6 proc. głosów i tym samym 78 miejsc w 200-osobowym parlamencie. Przyszły premier był do maja tego roku przez trzy lata ministrem finansów w rządzie koalicyjnym, na którego czele stał socjaldemokratyczny premier Bohuslav Sobotka. Został jednak odwołany w atmosferze podejrzeń o unikanie podatków oraz wyłudzenie środków unijnych na realizacje jednego z przedsięwzięć swego koncernu.
– Powierzę mu misję tworzenia rządu mimo kierowanych pod jego adresem oskarżeń – powtórzył prezydent Miloš Zeman po zakończonych w sobotę dwudniowych wyborach.
W niektórych europejskich stolicach obserwowano czeskie wybory pod kątem przesunięcia się sceny politycznej na prawo. Podobnie jak niedawno w Austrii. Tak się też stało. Przyszły premier Czech oświadczył już, że uważa przyszłego kanclerza Austrii, konserwatystę Sebastiana Kurza, za swego sojusznika. Jest też za rozwojem współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej i jej ściślejszych związków z Austrią oraz takimi państwami bałkańskimi, jak Słowenia czy Chorwacją. Nie jest to jednak wizja prezentowana przez Warszawę w postaci idei Międzymorza.
– Pragmatyka Babiša nie interesuje jednak żadna koncepcja skierowana przeciwko państwom UE z zachodniej Europy. Nie przywiązuje przy tym większej wagi do polityki zagranicznej, której prowadzenie powierzy zapewne przedstawicielowi koalicjanta – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Vít Dostál z praskiego think tanku AMO. Jednocześnie przyszły premier słynie z prorosyjskich sympatii motywowanych względami biznesowymi i opowiada się za zniesieniem sankcji unijnych.
Sam Babiš oświadczył tuż po ogłoszeniu pierwszych wyników, że jego ANO jest partią proeuropejską, co nie znaczy jednak, że w relacjach pomiędzy Pragą a Brukselą wszystko pozostanie po staremu. Zamierza przedstawić szereg kwestii, które wymagają zmian. Głównie w dziedzinie polityki imigracyjnej. Ta sprawa była dominującym tematem kampanii wyborczej. Ponad 80 proc. Czechów jest zdeklarowanymi przeciwnikami uchylenia drzwi dla imigrantów. Dlatego też rząd Bohuslava Sobotki sprzeciwiał się zdecydowanie przyjęciu 2691 uchodźców w ramach kwot UE. Do Czech trafiło w końcu 12 uchodźców z tej puli, co uciszyło krytykę z Brukseli.