Angela Merkel nie zdołała zbudować silnego rządu. To koniec ambitnych planów Emmanuela Macrona przebudowy strefy euro, budowy Unii dwóch prędkości?
Daniel Gros: Macron i tak nigdy nie przedstawił konkretnego planu takiej reformy, poprzestał na ogólnikach. I stało się tak wcale nie dlatego, że czekał na ukonstytuowanie się rządu w Berlinie. On po prostu przemyślał sprawę, zrozumiał, że taka reforma będzie trudna dla samej Francji. Osobny, duży budżet dla unii walutowej oznaczałby przecież, że nie tylko Niemcy, ale także Francja musiałaby przekazywać Brukseli dodatkowo 3–4 proc. PKB. A skąd to weźmie? Macron przeanalizował także sondaże i zrozumiał, że Francuzów, podobnie jak mieszkańców innych krajów Unii, w ogóle nie obchodzi, kto co robi w ramach instytucji europejskich, czy istnieje europejski minister finansów czy nie. Nie ma więc o co kruszyć kopii.
To czego oczekują Francuzi od Unii?
Bezpieczeństwa. To najbardziej wpłynie na wynik skrajnej prawicy w przyszłości. Ale chodzi o bezpieczeństwo nie tylko w znaczeniu wojskowym, ale przede wszystkim ekonomicznym. O tym głównie mówił Macron w przemówieniu programowym w czerwcu. Wskazywał na ochronę przed tanim importem spoza Unii, a także tzw. dumpingiem socjalnym. Ale aby to wprowadzić, nie potrzeba silnych Niemiec: to pokazały negocjacje o reformie dyrektywy o pracownikach delegowanych, w których Berlin nie odegrał jakiejś szczególnej roli. Podobnie jest z forsowaniem systemu lustrzanych koncesji w negocjacjach handlowych – z tym zgadzają się wszystkie kraje Unii, też nie potrzeba niemieckiego przywództwa. To bezpieczeństwo obejmuje także ochronę przed masowym napływem imigrantów. No i współpracę obronną.
A może Macron cieszy się z porażki Merkel, bo przejmie jej rolę przywódcy Europy?