W dzień miesięcznicy smoleńskiej do mieszkania wynajętego przez działaczy Lotnej Brygady Opozycji, korzystając ze strażackiego wysięgnika, zajrzeli policjanci. Mogli?
Wiele rzeczy w życiu widziałem, ale tak kretyńskiej i kompromitującej decyzji jeszcze nie oglądałem. Rozumiem, że policja chciała czemuś przeciwdziałać, ale w tym wypadku nikt bezpośrednio nie zagrażał uroczystości złożenia kwiatów pod pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej. Ci ludzie byli w prywatnym mieszkaniu. Policja postanowiła zastosować metodę prewencyjną wobec osób bezpośrednio niezwiązanych z tą uroczystością, którzy kompletnie nie stanowili zagrożenia. Jedynym zagrożeniem mogło być wystawienie megafonu z okien i próba nagłośnienia swojej oceny tego wydarzenia. Incydent przekształcił się w tysiące strasznych memów, w których sugeruje się np., że policjanci chcieli podglądać panią Kowalską w bieliźnie lub bez albo umyć trochę okien. Gorzej być nie może, granica śmieszności została przekroczona. Osoba, która wydała takie polecenie policjantom, pokazała swoją paskudną nadaktywność służbową. Widać także, że wyjątkowo chciała się podlizać władzy. Takie zdarzenia mają miejsce w policji, gdy ktoś chce pokazać swoje możliwości. A w tym wypadku dodatkowo wykorzystano do tego straż pożarną, która przecież ciągle musi być w stanie pogotowia. Pytanie, co by się stało, gdyby Jarosław Kaczyński brał udział w miesięcznicy smoleńskiej, a osoby w mieszkaniu zaczęły nadawać swoje hasła przez głośniki. Co wówczas zrobiłoby wtedy tych dwóch nieszczęśników-policjantów? Zamknęliby okno? Próbowaliby interweniować przez okno? To wszystko byłoby przekroczeniem uprawnień policji. Śmieszność jest słabym słowem na określenie tego, co tam się stało.
Czytaj więcej
Posiedzenie komisji w sprawie wystrzału z granatnika najpierw utajniono, a potem odroczono, bo nie pofatygował się na nie nikt ważny.
Czy powinny zostać wyciągnięte konsekwencje wobec osób, które wydały rozkaz?
Policja może korzystać z wysięgnika, ale tylko wówczas, kiedy istnieje określony powód i zagrożenie. W tym wypadku nie było takich przesłanek, a więc wysięgnik został wystawiony „na krzywy ryj”. Użycie takiego sprzętu, wynajmując prywatną firmę, wiązałoby się z kosztami. Dlatego użyto strażackiego wysięgnika, dzięki czemu policja nie musiała za nic płacić – zamiast tego zapłacili obywatele. Nie można za tę akcję pociągnąć nikogo do odpowiedzialności, nie da się tego zrobić.