Banki bardzo chętnie przyciągają do siebie klientów atrakcyjnymi rabatami w sklepach czy restauracjach, np. na zakup oprogramowania, komputera lub pizzy. Ale teraz na takich zniżkach dla klientów chce zarobić także fiskus.
Jak? Na przykład bank przyznaje osobom korzystającym z kart kredytowych lub lokat punkty uprawniające do zniżek w sklepie z elektroniką. Jeśli klient otrzyma np. punkty o wartości 300 zł na nowy telewizor, to fiskus chce rękami banku zabrać mu 57 zł – i to nawet jeśli do zakupu nie dojdzie.
Zdaniem fiskusa już samo przyznanie punktów rabatowych uprawniających do zakupów po niższej cenie jest dla klienta banku przychodem, od którego musi zapłacić 19-proc. podatek. Tak wynika z pierwszych interpretacji skarbówki po noworocznej zmianie przepisów dotyczących programów typu cash-back, czyli zwrotu przez bank części wydatków.
Izby Skarbowej z Katowic nie przekonały argumenty banku, że w takim wypadku niczego on nie wypłaca, bo klient nie otrzymuje zniżki od niego, tylko od sprzedawców niektórych usług i towarów. A posiadanie bonów i kodów rabatowych nie daje ich posiadaczowi prawa do żądania czegoś od dostawców świadczeń, a tym bardziej od banku. Zdaniem banku roszczenie powstaje dopiero wtedy, gdy klient skorzysta z kodu zgodnie z regulaminem promocji, np. wypełni odpowiedni formularz w internecie.
– Takie podejście fiskusa może wynikać z zaostrzenia stanowiska w związku z nowelizacją przepisów o PIT – komentuje Grzegorz Grochowina z KPMG. Jego zdaniem nie ma podstaw, by obciążać klientów banków podatkiem od wartości świadczeń otrzymywanych od innych firm. – Nawet gdy rabaty wynikają z płacenia kartą płatniczą lub korzystania z innych usług banku, to jeśli nie pochodzą bezpośrednio od niego, nie ma powodu do potrącania podatku – uważa Grochowina.