Zamach na igrzyska w Soczi

Najpierw napadli na turystów z Moskwy – wyciągnęli z busa i zaczęli strzelać. Dwie osoby zabili, trzy ciężko ranili. Kilkadziesiąt godzin później wysadzili w powietrze kolejkę linową na Elbrus. Po kilku miesiącach Rosjanie poinformowali, że stojących za atakami terrorystów złapali lub zlikwidowali. Ich nazwisk jednak nigdy nie ujawniono.

Publikacja: 10.07.2020 18:00

Przepisy antyterrorystyczne, które miały ochronić inwestycje związane z igrzyskami w Soczi, najbardz

Przepisy antyterrorystyczne, które miały ochronić inwestycje związane z igrzyskami w Soczi, najbardziej uderzyły w lokalny biznes. Wielu drobnych przedsiębiorców nie ukrywało, że było to na rękę Kremlowi i związanym z nim oligarchom

Foto: Getty Images

Sierpień 1942 – luty 1943

Szczyt góry ledwo majaczył przesłonięty gęsto padającym śniegiem. Idący gęsiego żołnierze prawie nie zauważyli, że od celu dzieli ich zaledwie kilkanaście metrów. Byli zdezorientowani, ale jakakolwiek chwila zawahania lub myśl o powrocie od razu ustępowała miejsca strachowi przed konsekwencjami, które w ich przypadku w najlepszym razie oznaczały zesłanie do obozu pracy, a w najgorszym nawet śmierć przez rozstrzelanie. Gdy więc pierwszy z nich niepewnie wkroczył na równy, kończący górę teren, momentalnie odwrócił się i szybko przywołał idących za nim maruderów. W żołnierzy wstąpiły nowe siły i wigor, co było efektem osiągnięcia przez grupę wysokości 5642 metrów – jak niektórzy dowodzili, „dachu Związku Radzieckiego, a nawet całej Europy". Był 13 lutego 1943 roku, a sześciu śmiałków znalazło się na szczycie Elbrusu na wyraźny rozkaz Ławrientija Berii, który nakazał ściągnięcie z niego resztek hitlerowskiej flagi zawieszonej tam przez Niemców niespełna pół roku wcześniej.

***

Latem 1942 roku niemieckie oddziały kontynuowały podbój Kaukazu na trzech kierunkach jednocześnie: w stronę Noworosyjska, wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego (na Anapę, Poti i Batumi) oraz przez główne pasmo kaukaskie prowadzące ku wysokim górom (aby dotrzeć między innymi do Baku). Na początku sierpnia Niemcy wkroczyli do Mineralnych Wód, a następnie przeprawili się przez rzekę Kubań (w okolicach Czerkieska) i otworzyli sobie tym samym bezpośrednią drogę nie tylko do upragnionego pasma, ale także do jego szczytu, najwyższego punktu na Kaukazie i w Europie – Elbrusu. Tym samym realizowali operację „Fall Blau" („Błękitny plan"), w myśl której oddziały Hitlera miały błyskawicznie zająć Kaukaz i przeć dalej (omijając główny grzbiet gór od wschodu i zachodu), by dotrzeć do bogatych złóż ropy naftowej. Była to doskonale przemyślana akcja nie tylko pod względem militarnym, ale również logistycznym. Tuż przed rozpoczęciem ataku niemieccy stratedzy przygotowali ku temu odpowiedni grunt – w III Rzeszy powstały właśnie spółki naftowe, które otrzymały pozwolenie od najwyższych władz na eksploatację zdobytych pól; między innymi dlatego sam Hitler zabronił swoim generałom bombardowania roponośnych terenów, aby w przyszłości móc z nich korzystać.

Realizację planu powierzono Grupie Armii A pod dowództwem Wilhelma Lista, która wspierana miała być od wschodu przez oddziały Fedora von Bocka, a być może w przyszłości (tak początkowo sądziło niemieckie dowództwo) także przez wojska tureckie, które formalnie nie były sojusznikiem Hitlera, ale ostatecznie mogły włączyć się do konfliktu i wejść na obszar Zakaukazia (Niemcy brali również pod uwagę ewentualne wsparcie Iranu, które mogłoby nastąpić po spodziewanej intensyfikacji nastrojów antyradzieckich w tym kraju). Nie bez znaczenia było poparcie niemieckich starań przez ludy kaukaskie, którym zaoferowano względną samodzielność i separatyzm.

Dla Niemców ważną kwestię stanowiło zdobycie szczytu Elbrus. Do realizacji tego celu przeznaczono elitarne jednostki 49. Korpusu Strzelców Górskich, czyli doskonale wyszkolonych i wyposażonych w najlepszy sprzęt żołnierzy, którzy znakomicie poruszali się na nartach, sprawnie wspinali, świetnie strzelali i byli wcześniej szkoleni w zdobywaniu trudnych masywów górskich oraz lodowców. Innymi słowy – posiadali te wszystkie cechy i możliwości, których w tamtym czasie brakowało słabo uzbrojonym i często głodującym żołnierzom radzieckim (ci często na skutek braku odpowiedniej odzieży po prostu zamarzali, chodzili w gnijących butach, a na dużych wysokościach w warunkach ogromnej wilgotności zmuszeni byli do jedzenia surowego mięsa i nadpsutych produktów).

Latem 1942 roku niemieckie oddziały kontynuowały podbój Kaukazu na trzech kierunkach jednocześnie: w stronę Noworosyjska, wzdłuż wybrzeża Morza Czarnego (na Anapę, Poti i Batumi) oraz przez główne pasmo kaukaskie prowadzące ku wysokim górom (aby dotrzeć między innymi do Baku). Na początku sierpnia Niemcy wkroczyli do Mineralnych Wód, a następnie przeprawili się przez rzekę Kubań (w okolicach Czerkieska) i otworzyli sobie tym samym bezpośrednią drogę nie tylko do upragnionego pasma, ale także do jego szczytu, najwyższego punktu na Kaukazie i w Europie – Elbrusu. Tym samym realizowali operację „Fall Blau" („Błękitny plan"), w myśl której oddziały Hitlera miały błyskawicznie zająć Kaukaz i przeć dalej (omijając główny grzbiet gór od wschodu i zachodu), by dotrzeć do bogatych złóż ropy naftowej. Była to doskonale przemyślana akcja nie tylko pod względem militarnym, ale również logistycznym. Tuż przed rozpoczęciem ataku niemieccy stratedzy przygotowali ku temu odpowiedni grunt – w III Rzeszy powstały właśnie spółki naftowe, które otrzymały pozwolenie od najwyższych władz na eksploatację zdobytych pól; między innymi dlatego sam Hitler zabronił swoim generałom bombardowania roponośnych terenów, aby w przyszłości móc z nich korzystać.

Realizację planu powierzono Grupie Armii A pod dowództwem Wilhelma Lista, która wspierana miała być od wschodu przez oddziały Fedora von Bocka, a być może w przyszłości (tak początkowo sądziło niemieckie dowództwo) także przez wojska tureckie, które formalnie nie były sojusznikiem Hitlera, ale ostatecznie mogły włączyć się do konfliktu i wejść na obszar Zakaukazia (Niemcy brali również pod uwagę ewentualne wsparcie Iranu, które mogłoby nastąpić po spodziewanej intensyfikacji nastrojów antyradzieckich w tym kraju). Nie bez znaczenia było poparcie niemieckich starań przez ludy kaukaskie, którym zaoferowano względną samodzielność i separatyzm.

Dla Niemców ważną kwestię stanowiło zdobycie szczytu Elbrus. Do realizacji tego celu przeznaczono elitarne jednostki 49. Korpusu Strzelców Górskich, czyli doskonale wyszkolonych i wyposażonych w najlepszy sprzęt żołnierzy, którzy znakomicie poruszali się na nartach, sprawnie wspinali, świetnie strzelali i byli wcześniej szkoleni w zdobywaniu trudnych masywów górskich oraz lodowców. Innymi słowy – posiadali te wszystkie cechy i możliwości, których w tamtym czasie brakowało słabo uzbrojonym i często głodującym żołnierzom radzieckim (ci często na skutek braku odpowiedniej odzieży po prostu zamarzali, chodzili w gnijących butach, a na dużych wysokościach w warunkach ogromnej wilgotności zmuszeni byli do jedzenia surowego mięsa i nadpsutych produktów).

***

Niemcy podeszli pod Elbrus 15 sierpnia, dążąc w stronę Wąwozu Baksańskiego, którym wcześniej wycofali się Rosjanie, a dwa dni później niemiecka elita około stu żołnierzy (ich czapki przyozdobione były piórkiem na znak dumy z tego dokonania) wyruszyła z przełęczy Chotiutau w kierunku znajdującej się na szczycie stacji meteorologicznej. Po kolejnych czterech dniach Niemcy osiągnęli swój cel – grupa dowodzona przez kapitana Grota weszła na górę i by uczcić ten sukces, wbiła na jej szczycie flagę swojej dywizji. Hitler był zirytowany – zrugał swoich podwładnych, w jego mniemaniu na Elbrusie powinna bowiem zawisnąć swastyka. Upokorzeni „alpiniści" (początkowo chciano ich nawet poddać pod sąd wojenny) weszli na szczyt ponownie i spełnili rozkaz Führera, a Elbrus zgodnie z jego życzeniem nazwali Pikiem Hitlera.

To wszystko było szokiem dla Stalina, a u Berii wywołało atak szału. Zausznik genseka udał się do sztabu wojsk radzieckich w Suchumi i wymachując pistoletem, zagroził, iż osobiście wystrzela wszystkich oficerów z generałem Wasilijem Siergaczkowem na czele (był on wówczas dowódcą 46 Armii). Po groźbach pozostało jedynie poturbowanie generała (Beria uderzył go pięścią w twarz) i rozkaz jak najszybszego odbicia szczytu z rąk niemieckich. Przywódcom radzieckim niemiecka obecność na Elbrusie nie mieściła się w głowie. Stalinowi i jego generałom wydawało się, że zdobycie kaukaskich przełęczy okaże się dla Niemców zbyt trudne nawet latem. Dlatego też ich odbicie trwało tak długo, a zdjęcie ze szczytu hitlerowskiej flagi oraz zawieszenie na nim ponownie radzieckiej zorganizowano w bardzo spektakularny sposób i w niezwykle ciężkich, zimowych warunkach. Kolejne strzały na Elbrusie i u jego podnóża miały paść dopiero sześćdziesiąt osiem lat później.    

18–20 lutego 2011

To, co zdarzyło się od 18 do 20 lutego 2011 roku, określa się dziś mianem ataków skoordynowanych lub łączonych. Zamachy terrorystyczne, które nastąpiły po sobie, skierowane były przeciwko ludziom i infrastrukturze turystycznej, co trzy lata przed najważniejszą imprezą zimową na świecie – igrzyskami olimpijskimi w Soczi – nie mogło być bez znaczenia. Przed odtworzeniem przebiegu wydarzeń można stwierdzić, że ich celem było zakłócenie sportowych zmagań, a przynajmniej zastraszenie mających pojawić się w regionie sportowców i gości. Prawdopodobnym zamiarem terrorystów było także pokazanie światu, nie tylko sportowemu, iż współczesna Rosja nie jest miejscem bezpiecznym, a wyczekiwana impreza sportowa może nieść ze sobą śmiertelne zagrożenie dla wszystkich. Dodatkowo ucierpieć mieli mieszkańcy Kaukazu i hotelarze, którym ataki odebrać miały spodziewany dochód wynikający z pojawienia się w Rosji kibiców i gości.

Do pierwszego, bardzo poważnego incydentu doszło w piątek 18 lutego pod kabardyno-bałkarskim miastem Baksan, przy wjeździe do wsi Zajukowo. Baksan to administracyjne centrum okręgu położone na północ od Nalczyka, a powstało na fundamentach rosyjskiej osady wojskowej, która była ważnym punktem na tak zwanej Kaukaskiej Linii Wojennej (czyli ciągu północnokaukaskich fortec) w pierwszej połowie XIX wieku. Po przebudowie fortecy (do roku 1920 osada nosiła nazwę Stara Forteca) i zasiedleniu jej przez ludność cywilną Baksan stał się jednym z centrów islamskich w Kabardo-Bałkarii, a prawa miejskie uzyskał w 1967 roku. Od tego czasu do dzisiaj niewiele się zmieniło: przeważają tu osoby wyznania islamskiego, a w mieście znajduje się pięć dużych meczetów i zaledwie jedna cerkiew prawosławna.

***

Na zimowy weekend pod Elbrus wybrało się wielu mieszkańców Moskwy, było wśród nich ośmioro znajomych w wieku od dwudziestu czterech do czterdziestu ośmiu lat (dwie grupy – piątka i trójka, które poznały się w samolocie lecącym ze stolicy do Mineralnych Wód). Na miejscu zaraz przy lotnisku moskwianie postanowili wynająć dwa busy i właśnie w ten sposób dostać się w bezpośrednią okolicę wzniesienia. Zapłacili tubylcom i już po zapadnięciu zmroku ruszyli trasą na Baksan. W pierwszym wozie znalazło się trzech mężczyzn i to właśnie oni bez przeszkód dotarli do Zajukowa. Drugiemu busowi tuż przed rogatkami drogę zajechał ciemny samochód osobowy – jak zeznali później poszkodowani, prawdopodobnie ford; wyszło z niego dwóch zamaskowanych i uzbrojonych mężczyzn, którzy podali się za funkcjonariuszy milicji. Napastnicy podeszli do busa i bez jakichkolwiek komend otworzyli drzwi pojazdu. Zażądali dokumentów.

Jedyna siedząca w busie kobieta – trzydziestosiedmioletnia Iryna Patruszewa (jej nazwisko nie pozostaje tutaj bez znaczenia), zaprotestowała i poprosiła zamaskowanych „milicjantów" o okazanie legitymacji. To zdenerwowało bandytów, którzy natychmiast siłą wyciągnęli ją na zewnątrz i rzucili na ziemię, po czym brutalnie wyrwali jej dokumenty z kieszeni płaszcza. Jeden z towarzyszy kobiety chciał jej pomóc i wyskoczył za nią z auta – prawdopodobnie tym samym sprowokował napastników do otwarcia ognia. Padło kilka serii z broni automatycznej, kule trafiły dwójkę turystów, podziurawiły też busa. Nie ucierpiał jedynie kierowca, który jakby przewidując przebieg wypadków, w momencie, gdy terroryści wyciągali kobietę z pojazdu, wyskoczył z jego drugiej strony i wczołgał się pod niego. Patruszewa i jej partner zginęli na miejscu, a pozostała trójka została ciężko ranna. Bandyci, przekonani, iż zabili wszystkich jadących, pospiesznie wsiedli do swojego auta i odjechali w kierunku Mineralnych Wód, a ocalały kierowca wciągnął ciała zabitych do busa i wraz z rannymi ruszył do Zajukowa, gdzie w pobliskim sklepie znajdował się punkt medyczny. Ostatecznie po przyjeździe pogotowia rannych przetransportowano do Baksanu, a później do Moskwy.

Nazwisko zabitej kobiety prawdopodobnie miało znaczenie i niestety, wpłynęło na jej los. Iryna miała nieszczęście nazywać się tak samo jak były szef Federalnej Służby Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew i terroryści wzięli ją za jego krewną. Gdy na miejsce zdarzenia dotarli prawdziwi funkcjonariusze, na czerwonym od krwi śniegu znaleźli prawie czterdzieści łusek nabojów kalibru 5,45 i 7,62 milimetrów. Większość pocisków trafiła Patruszewą, a kobieta z pewnością nie spodziewała się tak brutalnej reakcji napastników – gdy jej ciało znalazło się w kostnicy w Baksanie, ręce ofiary wciąż tkwiły w kieszeniach spodni.



***

Kilka godzin później, już następnego dnia około godziny pierwszej w nocy Elbrusem wstrząsnęła eksplozja. Ładunek wybuchowy o sile dwóch kilogramów TNT wyrwał z podłoża jeden ze słupów podtrzymujących trakcję kolejki linowej pomiędzy stacjami Staryj Krugozor i Mir. Był to pierwszy bezprecedensowy atak na linię prowadzącą na szczyt Kaukazu, którą uruchomiono zaledwie przed dwoma laty (nowoczesna kolej linowa, w pełni zautomatyzowana i zbudowana przy wsparciu technologii francuskiej) jako najważniejszy element tak zwanego projektu „Pik 5642" (wysokość Elbrusu). Obejmował on budowę nowoczesnych ośrodków turystycznych, które miały być wykorzystane podczas igrzysk olimpijskich. Przedsięwzięcie kosztowało rosyjski rząd ponad czterysta pięćdziesiąt miliardów rubli, a całość z dumą prezentował ówczesny prezydent Dmitrij Miedwiediew podczas szczytu gospodarczego w Davos.

Do wybuchu doszło w nocy, a więc w porze, gdy na trasie szczęśliwie nikt się nie znajdował. Dopiero wczesnym rankiem rosyjskie stacje telewizyjne pokazały relację z miejsca ataku, a zdumionym odbiorcom ukazał się widok roztrzaskanych kabin leżących na spadzistym, zaśnieżonym terenie trasy. Zniszczeniu uległo trzydzieści z czterdziestu pięciu nowoczesnych wagoników, a południowo-wschodnie zbocze góry zostało na wiele dni wyłączone z użytkowania przez turystów. Niestety, pomimo podjętych środków, między innymi wykorzystania specjalnej jednostki śledczej dysponującej odpowiednim sprzętem i wyszkolonymi psami, nie natrafiono na jakikolwiek ślad, który doprowadziłby funkcjonariuszy do potencjalnych sprawców. Być może to, iż nikt nie ucierpiał w wyniku eksplozji i zawalenia się części linii, spowodowało, że władze nie spieszyły się z sugestiami na temat ewentualnych sprawców.

***

Ale wydarzenia z niedzieli 20 lutego musiały doprowadzić rosyjskie służby do tezy, że zbieżność zabójstwa Iryny Patruszewej oraz wysadzenia kolejki na Elbrus nie jest przypadkowa – działania te były najwyraźniej skoordynowane i zostały skrupulatnie przygotowane przez terrorystów. W pobliżu polany Czeget (jednego z największych kompleksów turystycznych w regionie), przy jednym z hoteli zawiadomiona przez zaniepokojonych gości policja znalazła porzucone auto osobowe bez rejestracji, w którym przez szybę dostrzec można było dużą butlę gazową z przyklejoną do niej podejrzaną paczką. Po ewakuacji wszystkich turystów okazało się, że paczka to nic innego jak czasowy detonator, a po dalszych oględzinach pojazdu ujawniono, iż w środku oprócz butli znajdowały się jeszcze dwa zaimprowizowane ładunki wybuchowe: kanister z benzyną oraz półtoralitrowa butelka z saletrą.

Sprawa wydawała się coraz poważniejsza, tym bardziej że auto, jak ustalili śledczy, należało do nieżyjącego od kilku miesięcy terrorysty Rusłana Ujanajewa (Rosjanie zabili go w listopadzie 2010 roku). Niemal natychmiast wdrożono specjalną akcję antyterrorystyczną na obszarze Elbrusu i okolic, co wiązało się z wprowadzeniem ostrego reżimu: zarządzeniem godziny policyjnej oraz licznymi kontrolami domostw, ludzi i dokumentów. Działania te miały w znacznym stopniu przyczynić się w przyszłości do bankructwa wielu lokalnych przedsiębiorców, którzy żyli z turystyki, co wzbudziło mniej lub bardziej uzasadnione domniemania o celowym sprowokowaniu ataków, mających po prostu wyeliminować konkurencję.

Jeszcze tego samego dnia ujawniono nagranie opublikowane w internecie, na którym jeden z lokalnych liderów wahhabickich Asker Dżappujew wydaje swoim zwolennikom rozkaz atakowania ludzi i obiektów na obszarze Elbrusu. Jak się okazało, nie pierwszy raz, tego radykała wiązano bowiem również z krwawymi wydarzeniami z lata 2010 roku, kiedy w pobliskim wąwozie Dżyły-Su bandyci między innymi zastrzelili przebywającego na urlopie policjanta, wykorzystując taki sam podstęp, jak w przypadku ofiar z busa (terroryści także wtedy byli ubrani w moro i podawali się za milicjantów). Tym razem służby nie zlekceważyły problemu i już kolejnego dnia ogłoszono, iż za zabójstwo rosyjskiej turystki i ciężkie ranienie jej znajomych bezpośrednio odpowiada grupa Kazbeka Taszujewa, wchodząca w skład tak zwanego dżamaatu baksańskiego, który w przeszłości dopuszczał się już licznych zbrodni i sabotaży (w lipcu 2010 jego członkowie dokonali zamachu bombowego na elektrownię w Baksanie – w wyniku kilku wybuchów miasto przez długi czas pozbawione było energii elektrycznej). Nigdy jednak nie udało się postawić przed sądem odpowiedzialnych za tę tragicznie zakończoną napaść, a jedynym znaczącym ustaleniem w kwestii okoliczności zamachu było to, że bandyci poruszali się nie fordem, tylko volkswagenem.

Ostry reżim antyterrorystyczny rosyjskie władze zniosły dopiero pod koniec października 2011 roku, chociaż specjalne rozporządzenie w tej sprawie zakładało, iż w każdej chwili kontrole i obostrzenia z tego wynikające mogą zostać przywrócone. Zresztą jeszcze przez kilka kolejnych miesięcy obowiązywał zakaz poruszania się pojazdami kołowymi (a więc nie tylko autami) od północy do szóstej rano. To wszystko spowodowało wyludnienie się okolicy, przez co należy też rozumieć niemal całkowite ustanie jakichkolwiek usług turystyczno-wypoczynkowych. Jeden z właścicieli dużego biura turystycznego z Moskwy, który organizował wycieczki i urlopy na Kaukazie i Elbrusie, Andriej Miasnikow, tak oceniał tę sytuację: „Ten obszar jest nadal bardzo niebezpieczny, może nawet bardziej niż wcześniej. Mieszkańcy i właściciele hoteli są załamani i ciągle tracą przez to pieniądze. Dodatkowo mogą zostać w każdej chwili zabici albo przynajmniej obrabowani".

Mieszkańcy tych ziem nie mieli złudzeń: władza, powołując się na przepisy antyterrorystyczne, wyeliminowała małą przedsiębiorczość, a termin zbiegł się z intensywnymi przygotowaniami do wielkiej imprezy, jaką miała być zimowa olimpiada w Soczi. Część osób pozwalała sobie nawet na niewybredne epitety i sugestie, iż wszystko zorganizowano specjalnie, bo było to na rękę Moskwie i zaprzyjaźnionym z władzami oligarchom. Doszło do tego, że dla wielu problemem większym od terrorystów stali się rządzący. Polana Czeget na długie miesiące zmieniła się w pastwisko dla koni. Nieprzejmujące się tą sytuacją władze rosyjskie pod koniec roku podały, iż w okresie od zamachów aż do ustania specjalnego reżimu w regionie zlikwidowano pięćdziesięciu dwóch bojowników, a ponad sześćdziesięciu zatrzymano. Wśród zabitych mieli być także zabójcy Iryny Patruszewej. Ich nazwisk nie podano. 

Paweł Semmler (ur. 1971) jest politologiem, adiunktem w Wyższej Szkole Umiejętności Społecznych w Poznaniu, specjalizuje się w polityce międzynarodowej krajów na wschód od Polski. W roku 2018 wydał książkę „Krym. Znikający półwysep". Powyżej publikujemy fragmenty najnowszej książki „Rosja we krwi. Terroryzm dwóch dekad", która wyszła w Wydawnictwie Czarne. Tytuł i lead od redakcji

Sierpień 1942 – luty 1943

Szczyt góry ledwo majaczył przesłonięty gęsto padającym śniegiem. Idący gęsiego żołnierze prawie nie zauważyli, że od celu dzieli ich zaledwie kilkanaście metrów. Byli zdezorientowani, ale jakakolwiek chwila zawahania lub myśl o powrocie od razu ustępowała miejsca strachowi przed konsekwencjami, które w ich przypadku w najlepszym razie oznaczały zesłanie do obozu pracy, a w najgorszym nawet śmierć przez rozstrzelanie. Gdy więc pierwszy z nich niepewnie wkroczył na równy, kończący górę teren, momentalnie odwrócił się i szybko przywołał idących za nim maruderów. W żołnierzy wstąpiły nowe siły i wigor, co było efektem osiągnięcia przez grupę wysokości 5642 metrów – jak niektórzy dowodzili, „dachu Związku Radzieckiego, a nawet całej Europy". Był 13 lutego 1943 roku, a sześciu śmiałków znalazło się na szczycie Elbrusu na wyraźny rozkaz Ławrientija Berii, który nakazał ściągnięcie z niego resztek hitlerowskiej flagi zawieszonej tam przez Niemców niespełna pół roku wcześniej.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy