Śmierć w dekoracjach vintage

Mody nie ma. Umarła. Najwyższy czas – starucha miała dobrze ponad dwie setki lat. Trzeba przyznać – ma piękny pochówek.

Publikacja: 23.05.2009 15:00

Śmierć w dekoracjach vintage

Foto: Rzeczpospolita

W kondukcie sunie cały świat i podziwia zabalsamowane szczątki w muzeach. Ale wśród projektantów popłoch. Mnożą się próby animowania zwłok. Horror! Dookoła pełno ubraniowych zombie. Dla kamuflażu nazywa się je inspiracjami, cytatami, recyclingiem idei. I karierę robią ciuchy z odzysku, czyli vintage.

Na co dzień wygląda to tak: w butikach designerów – dziwolągi o niebotycznych cenach; w sieciówkach – imitacje tegoż; na ulicy – proletariackie bezstylowie. W ekskluzywnych klubach – markowy snobizm, na wyjście – czarna klasyka typu Chanel, do pracy – biznes-mundurki. A na galach – hollywoodzki glamour sprzed półwiecza.

Designerzy gonią w piętkę. Szukają natchnienia poza własną tradycją. Duńskie butiki proponują stroje a la samuraj, włoska dżinsowa firma podszywa się pod skandynawski folklor, Afrykańczycy przymilają się byłym kolonialistom, Chińczycy udają Hindusów, Hiszpanie imitują Włochów. I tylko zdrowi na ciele i duchu Tyrolczycy wciąż jodłują w pumpach i kapelusiku z piórkiem.

Co dziwne – nikt nie płacze po dyktatorce. Jest bezhołowie, ale i demokracja. Nosisz, co lubisz. Jak nie wiesz co, to naśladujesz idola. Jak nie masz wzorca, to się po prostu przyodziewasz. Jak Chochoł.

Moim arbitrem elegancji jest Helmut Newton. W berlińskiej Newton Foundation obejrzałam pokaz „Fired”. To epizod z życia wielkiego fotografa. Opowieść o wyrzuceniu z francuskiego „Vogue’a” – stąd tytuł – i zakotwiczeniu w magazynach „Elle”, Nova” i „Queen”. Przy okazji, rejestracja przełomowego momentu w historii XX-wiecznej mody. Dekada od połowy lat 60. do połowy 70. w pigułce. Około 200 fotografii, w których odzwierciedlają się nie tylko zmiany w linii, proporcjach i charakterze ciuchów, także ówczesna sztuka i obyczajowość.

Wyraźnie widać cezurę: świat przed i po młodzieżowej rewolucji. Studium przewrotu, krok po kroku, w zdjęciach mody. Grunt przygotowują mini i kolorowe rajstopy; kuse, zgeometryzowane sukienki Courrege’a (1964 r.). Młodzieżowy luz i dynamikę wyrażają modelki ujęte w podskokach, jakby fruwały (’68).

Kolejne etapy wyzwalania się z konwencji: dziewczyny pozujące w ekskluzywnym hotelu na… łóżku, odbijające się w lustrze umieszczonym na suficie (’71). Wyzwolenie nagości: panna ubrana jedynie w przezroczysty przeciwdeszczowy płaszcz (’73). Na finał – modelki z obnażonymi biustami, w bokserkach i martensach, walczące ze sobą jak zapaśnicy (’75).

Współczesna moda nie wynika z ducha czasów. To indywidualne popisy projektantów, wariacje na jakiś temat. Niekiedy wyrafinowane estetycznie, innym razem dowcipne, czasem wymagające od autora tudzież odbiorcy erudycji. Postubraniowe impresje, odjechane od rzeczywistości i ludzkich potrzeb.

Są jak trup na katafalku – nie do ruszenia, wyłącznie do kontemplacji. Wykonane z materii nieprzyjaznych ciału, o kształtach uniemożliwiających ruchy, wymagające więcej poświęcenia niż włosiennica.

Skąd wiadomo, że u źródeł tych artefaktów leżał ciuch? W konstrukcji pojawiają się bowiem odniesienia do budowy i proporcji ciała homo sapiens: tu jakiś rękaw na długość ramienia, tam spódniczka pasująca na dziewczęcą talię, ówdzie spodnie na dwie nogi.

Ale chodzić w tym nie sposób.W Berlinie widziałam stroje młodych projektantów z Południowej Afryki, promowanych przez koncern Mercedes-Benz. Większość pomysłów zakorzenionych w Czarnym Lądzie, autentycznych, zabawnych. Z wyjątkiem projektu duetu Black Coffee. Paradoksalnie, właśnie ten tandem zdobył nagrodę. Ich artystowski odlot trafiał w gust białych.

Instalacja składa się z pięciu rzeźbo-sukni i psa. Wszystko z jednolicie czerwonej tkaniny. Inspiracją był świt w Namibii, greckie tuniki, wiktoriańskie czepki oraz dzieci noszone przez nomadów w chustach na plecach.

Nic to w porównaniu z ekspozycją „Couture Remixed” Stephana Hanna w berlińskim Kulturforum. Niemiecko-francuski kreator odgrzał tradycje surrealizmu. Im bardziej absurdalny surowiec, tym ciekawiej. Jak but zamiast kapelusza – pomysł Salvadora Dalego sprzed 70 lat.

Hann ma bogatszą paletę wariactw. Konstruuje krynolinki z płyt kompaktowych, spodnie ze skręconych celuloidowych filmów, bluzę z płatków róż, suknię z trenem ze skrawków „Financial Timesa”, minispódniczkę ze sreberek po czekoladkach, torbę i top z kapsli po szampanie, kieckę i korale z foliowych opakowań po pigułkach… Do pokazu zachęca monument: „Wielka baba” w spódnicy z plastikowych, wypełnionych śmieciami reklamówek. Symbol współczesnej tandety.

Moda padła. Ta rozumiana jako zjawisko masowe, nadające rys epoce. Rodzaj samorodnej kreatywności ludzkiej, wychwytywany i precyzowany przez profesjonalistów. Ukatrupili ją zachłanni projektanci. Tak się ścigali po sławę i zyski, że prześcignęli modę, która została gdzieś w tyle. Bo nie można na siłę lansować trendów. Prawdziwa moda jest kwintesencją czasów.

Co znamienne – nigdy dotąd nie działało tak wielu designerów. Masowa kultura wyniosła ich Parnas, niektórych okrzyknęła geniuszami. Od ćwierćwiecza kreatorzy mają retrospektywy w najbardziej prestiżowych muzeach świata. Bez kompleksów konkurują z artystami. Co więcej, ich pokazy na ogół cieszą się rekordową frekwencją. Nie oszukujmy się jednak – powodzenie zawdzięczają temu, że nie męczą intelektualnie. Dostarczają rozrywki.

Sto lat temu futuryści agitowali, żeby spalić muzea, bo to cmentarzyska sztuki. Teraz muzea – to również nekropolie mody. Ale nikt nie namawia, żeby puścić je z dymem.

W kondukcie sunie cały świat i podziwia zabalsamowane szczątki w muzeach. Ale wśród projektantów popłoch. Mnożą się próby animowania zwłok. Horror! Dookoła pełno ubraniowych zombie. Dla kamuflażu nazywa się je inspiracjami, cytatami, recyclingiem idei. I karierę robią ciuchy z odzysku, czyli vintage.

Na co dzień wygląda to tak: w butikach designerów – dziwolągi o niebotycznych cenach; w sieciówkach – imitacje tegoż; na ulicy – proletariackie bezstylowie. W ekskluzywnych klubach – markowy snobizm, na wyjście – czarna klasyka typu Chanel, do pracy – biznes-mundurki. A na galach – hollywoodzki glamour sprzed półwiecza.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy