Bezpieczne wybory Komorowskiego

Nawet osoby życzliwe obecnemu marszałkowi Sejmu przyznają, że od dawna niczym nie zaryzykował w polityce

Publikacja: 13.02.2010 14:00

Bronisław Komorowski przemawia w sejmowym holu przed koncertem w 70. rocznicę wybuchu II wojny świat

Bronisław Komorowski przemawia w sejmowym holu przed koncertem w 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Rok 1990. Florian Siwicki, jeden z czołowych twórców stanu wojennego, wprowadza na salę wypełnioną oficerami politycznymi wojska pierwszego wywodzącego się z antykomunistycznej opozycji polityka. – Czułem obcość, fizyczny strach i nienawiść. Oni na mnie patrzyli jak na agenta CIA, ja na nich jak na agentów KGB – wspomina Bronisław Komorowski. Doprowadził szybko do wielu ważnych, symbolicznych zmian w wojsku. Ale też dość szybko wszedł w bliskie relacje z oficerami wywodzącymi się z poprzedniego systemu. – Zrozumiałem, że losy każdego z nas mogły się potoczyć inaczej – tłumaczy. O Siwickim, który ma postawiony zarzut zbrodni komunistycznej, mówi dziś, że to „miły, starszy pan”.

Przez 20 lat wolnej Polski Komorowski niemal zawsze był w głównym nurcie wydarzeń. Wspinał się powoli, pracowicie. Dziś ta polityczna wędrówka może się zakończyć na samym szczycie. Ma duże szanse, by zostać kandydatem na prezydenta Platformy Obywatelskiej, i bardzo poważne, by wygrać te wybory.

Wspaniali przodkowie i piękna biografia. W Platformie Bronisława Komorowskiego wielu polityków po prostu lubi. Ma rozmaite cechy, które tak bardzo pasują do wizerunku umiarkowanego kandydata na pełniącego reprezentacyjne funkcje prezydenta. Patriota, przywiązany do rodziny, do tradycji, od początku dorosłego życia zaangażowany w działalność dla kraju. Lojalny, kulturalny i miły. Jednak wielu osobom trudno sprecyzować, jakie ma dziś poglądy. Mówią, że jest już politykiem wypalonym, bez ikry, gotowym układać się z każdym, a jego konserwatyzm jest tylko papierowy. I trudno wielu zaakceptować jego zauroczenie oficerami dawnego WSI i zrozumienie dla wojskowych, którzy zrobili karierę za komuny.

– Pamiętam, kiedy usłyszałam, jak w sekretariacie przy innych mówił do córki przez telefon: „Niech Bóg cię prowadzi”. Pomyślałam, że świat nie jest taki straszny, jeśli są tacy ludzie – mówi Elżbieta Jakubiak, posłanka PiS. – Na pewno wspaniale wychowuje swoje dzieci – dodaje.

Ma ich piątkę. I w rozmowie niemal na każdy temat wątek rodziny ciągle powraca. A to w kontekście przodków, a to dzieci, a to sentymentu do dawnych, rodzinnych stron na Kresach. Raz na jakiś czas wynajmują autokar i organizują rodzinne wycieczki na Litwę. Na rodzinne zjazdy ściągają Komorowscy z całego świata. Umie pięknie opowiadać o swoich przodkach i dzieciach. W mieszkaniu na ścianach wiszą portrety dziadów i stryjów, z których niemal każdy angażował się w walkę za ojczyznę. W rodzinie traktowano to jako obowiązek i nieuchronność. Jeden z wujów Bronisława w 1939 roku zrobił sobie operację wyrostka, za co został niemal wyklęty w rodzinie. Bo trzeba było wtedy walczyć, a nie operację sobie robić. Uznano go za tchórza.

– Z jego rodzinnych wspomnień przebija wyraźna duma. Pamięć o historii rodziny jest dla niego bardzo ważna. To jeden z drogowskazów jego myślenia. Bronek jest wtopiony w historię Polski głęboko i osobiście – opowiada Jan Dworak, wieloletni przyjaciel Komorowskiego.

[srodtytul]„Aresztowali Bronka? To świetnie”[/srodtytul]

W podziemiu zaczął działać już w liceum. Cios pałką pierwszy raz zaliczył w 1968 roku, kiedy miał 16 lat. Trzy lata później w rocznicę protestów na Wybrzeżu pierwszy raz zaliczył areszt razem z grupą harcerzy, którzy zorganizowali konspiracyjne spotkanie. Jak wspomina Komorowski, aresztowano go wtedy m.in. z Antonim Macierewiczem i Piotrem Naimskim. – Próbowano nas wtedy zwerbować do współpracy z SB – mówi.

Kiedy jeden ze starszych harcerzy Antoni Macierewicz został wypuszczony, obdzwaniał rodziców zatrzymanych chłopaków. Od ojca Komorowskiego usłyszał podobno: – Aresztowali Bronka? Świetnie. Nareszcie coś zaczynacie robić.

W drugiej połowie lat 70. razem z Janem Dworakiem założyli wydawnictwo Biblioteka Historyczna i Literacka. Potem był redaktorem pisma „ABC” („Adriatyk, Bałtyk, Czarnomorze”). Wszyscy rozmówcy, którzy znają go z tamtych czasów, podkreślają, że był bardzo odważny. – Reprezentowaliśmy tzw. nurt niepodległościowy opozycji. Różniliśmy od środowiska KOR, który był „opozycją demokratyczną”. Z częstych polemik wyłaniały się prawdziwe różnice programowe, tworzył się pejzaż rozmaitych politycznych środowisk – wspomina Jan Dworak.

Ludwik Dorn spotykał go na przyjęciach, które organizował Wojciech Ziembiński, znany działacz niepodległościowy – Poznaliśmy się w latach 70. Był wtedy miłym i odważnym opozycjonistą. Był zasadniczy, stanowczy i zdecydowany, na wysokim poziomie intelektualnym. Ulokowany gdzieś między KOR a ROPCiO. Miał wyraziste niepodległościowe poglądy. Organizowaliśmy nawet ze dwie demonstracje – wspomina.

Z tamtych czasów wszyscy moi rozmówcy – o bardzo różnych dziś poglądach – zapamiętali Komorowskiego jak najlepiej. W stanie wojennym był internowany. Potem całe lata 90. wykładał w Niższym Seminarium Duchownym w Niepokalanowie. Drukował, działał w podziemiu.

Konspirował jeszcze po Okrągłym Stole. Nie akceptował porozumienia z komunistami, nie podobało mu się, że przedstawiciele środowisk niepodległościowych nie znaleźli się na listach wyborczych Komitetu Obywatelskiego. Całą operację uważał za błąd i dalej drukował ulotki w podziemiu.

Aż pewnego sierpniowego dnia, gdy drukował ulotki, ktoś poinformował go, że szuka go Aleksander Hall. Zdjął fartuch, wyszedł na ulicę w poszukiwaniu budki. Dopiero za szóstym razem trafił na działający aparat. Zadzwonił pod wskazany numer i w słuchawce usłyszał…: „Centrala Rady Ministrów”. Trafił do ogromnego gabinetu, w którym siedział jego dobry znajomy, już minister. Hall zaproponował mu, by został dyrektorem jego gabinetu. I tak z dnia nad dzień z podziemia wszedł do wysokich urzędów.

– Uznałem, że pomyliłem się, bojkotując Okrągły Stół i to, co się działo potem. Pomyślałem, że może mi uciec szansa dołączenia do niezwykłej przygody. Obdarzałem wielkim szacunkiem Tadeusz Mazowieckiego i samego Halla – wspomina.

Jan Dworak podkreśla, że Komorowski nieprzypadkowo trafił do urzędu Aleksandra Halla, a nie np. Jacka Kuronia. – Myślę, że tam czuł się lepiej, pokoleniowo i środowiskowo. Dla niego bardzo ważne było też to, że na czele rządu stał Tadeusz Mazowiecki. Imponowała mu jego polityczna samodzielność, mądrość i pewnie też głęboko przeżywane chrześcijaństwo premiera – mówi.

Ale dość szybko Tadeusz Mazowiecki zaproponował mu, by przeszedł do Ministerstwa Obrony Narodowej jako pierwszy człowiek z solidarnościowej drużyny. I wszedł tam, do całkowicie obcego sobie środowiska. Zmieniał szybko symbolikę armii i ministerstwa, „Żołnierza Wolności” zmienił na „Polskę Zbrojną”, a naczelnym gazety zrobił zasłużonego byłego żołnierza AK i WiN Jerzego Ślaskiego, wprowadził ordynariat polowy. Ale też szybko zaczął zmieniać stosunek do oficerów wywodzących się z komunistycznych czasów, wojskowych tajnych służb. Szybko zaczął otaczać się ludźmi, od których kiedyś na pewno by stronił.

[srodtytul]Droga z Damaszku?[/srodtytul]

Jak to się stało, że radykalny antykomunista Komorowski tak bardzo zmienił swój stosunek do kadry wojskowej?

– Okazało się, że z tymi ludźmi można znaleźć wspólny język – przekonuje. – Stosunek do nich bardzo zmieniła moja rozmowa z Siwickim. Okazał się bardzo miłym człowiekiem. Zaprosił mnie kiedyś do siebie, do domu. Ta rozmowa zmieniła mój pogląd na temat ludzi tamtego systemu. Wtedy zrozumiałem, co decyduje o tym, że ktoś obrał taką, a nie inną drogę. Siwicki powiedział mi wtedy: – Wie pan, ja siedziałem na Syberii i bardzo chciałem dotrzeć do armii Andersa. Ale nie zdążyłem. I trafiłem gdzie indziej. Do 1 Dywizji Piechoty. I zostałem komunistą. A gdybym zdążył, może byłbym dziś w rządzie londyńskim? – pamiętam to jego wyznanie. Wtedy zobaczyłem, że ludzie armii są też ofiarami tamtego systemu. Poznałem ludzi, którzy często nie znali swoich korzeni, bo przeszłość ich rodziny ukrywano przed nimi. Pamiętam takiego oficera, który dopiero we wspólnej Polsce dowiedział się, że jego dziadek został odznaczony za wojnę 1920 roku. Tych ludzi pozbawiono własnej tożsamości i nie można dziś ich za to winić – tak dzisiejszy marszałek Sejmu tłumaczy swoją zmianę stosunku do wojskowych z PRL.

Politycy, nie tylko ci związani z PiS, zarzucają mu, że wszedł w układy z ludźmi tajnych służb wojskowych. Mają mu to bardzo za złe. Od kilu osób usłyszałem, że ich drogi z Komorowskim kompletnie się rozeszły. Mówią o nim bardzo źle.

Ludwik Dorn: – W latach 90. to był już inny człowiek. Coś się z nim stało, podejrzewam, że wtedy, kiedy trafił do MON. Pod względem politycznym i ludzkim stał się zupełnie innym Bronisławem Komorowskim niż ten, którego znałem kilkanaście lat wcześniej. Pojawiła się zapiekłość oraz autentyczna – a byłem tego świadkiem jako marszałek Sejmu – niezdolność do rozumienia wydarzeń. I stan napięcia, który można chyba tłumaczyć głęboko przeżywanym lękiem. Zewnętrznym tego znakiem jest fakt, że jako jedyny członek Platformy głosował przeciwko rozwiązaniu WSI. Trudno mi to zrozumieć. Przebył jakąś drogę nie do, ale z Damaszku. Paweł zamienił się w Szawła – mówi.

Wysoki urzędnik publiczny: – Z nim się stało coś złego, kiedy wszedł do MON. Ci generałowie, ten sznyt. Zaprzyjaźnił się z nimi. Kiedy widzę, kim się otacza, nie mogę uwierzyć, co się z nim stało. Komunistyczni oficerowie stali się jego środowiskiem.

Elżbieta Jakubiak, posłanka PiS:

– Zaczął wspierać betonową część WSI. To stało się ewidentne. Nigdy nie wytłumaczył się z kontaktów z różnymi podejrzanymi osobistościami. A przecież on nie mógł nie wiedzieć o tym całym nepotyzmie, nielegalnym handlu i przekrętach, które były w WSI. I on tych ludzi bronił.

Sławomir Nitras, eurodeputowany PO, mówi, że w kwestii rozwiązania WSI Komorowski zaskoczył go i zupełnie się z nim nie zgadza.

[srodtytul]WSI: Tu stoję i inaczej nie mogę[/srodtytul]

Komorowski przekonuje, że likwidacja WSI była zbrodnią na wojsku. – Jak można pozbawiać wojsko ochrony wywiadowczej i kontrwywiadowczej?! – pyta. Sprawa WSI to dla mnie kwestia zasadnicza. Jestem jak Luter: „Tu stoję i inaczej nie mogę!” – mówi stanowczo. – PiS z WSI zrobił sobie symbol III RP. Im był potrzebny symbol, który można było obalić. Nic więcej – przekonuje.

– Ale przecież wiedział pan o przekrętach, które tam się działy? – pytam.

– Nie znam żadnych służb na świecie, które są czyste i złożone z aniołków. Na całym świecie przejmuje się agentów z ich powiązaniami i interesami, ale się nad nimi panuje! Kiedyś rozstrzeliwało się przywódców służb, ale agentów się przejmowało! – odpowiada z pasją. – Jestem przekonany, że ci, którzy mi zarzucają, nie wierzą sami w to, co mówią i piszą. Gdyby było tak, jak oni mówią, dlaczego na początku lat 90. w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego Lech Kaczyński zatrudniał grupę oficerów WSI? Dlaczego i Jarosław, i Lech Kaczyński korzystali z usług żony generała Marka Dukaczewskiego Magdaleny Fites-Dukaczewskiej? Dlatego, że jest świetną tłumaczką. I nic poza tym ich nie interesowało – mówi.

Wielu polityków PiS, których pytam o Komorowskiego, twierdzi, że powody tej przemiany są „poważniejsze”, że „musiał w coś wdepnąć”, „uwikłał się w zależności”, że są na niego „jakieś haki”. Ale nikt nie podaje konkretów, które można zweryfikować. Przytaczają jeden poważny argument: nawet ułomny raport z likwidacji WSI pokazuje tyle patologii, że trudno zrozumieć, jak można bronić dziś tej instytucji.

W Platformie większość posłów mówi o nim dobrze. Cenią go za solidne doświadczenie parlamentarne i ministerialne. Długa droga, bez żadnych gwałtownych skoków. Do resortu obrony wracał kilkakrotnie. Politycznie najpierw był na prawym skrzydle Unii Wolności, potem przeszedł do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, które weszło niemal w całości do Platformy. Jego znajomi z Platformy podkreślają to, że zawsze był umiarkowany, a jego konserwatyzm dziś objawia się mniej w poglądach na konkretne sprawy, a raczej w stylu działania.

Unikał szybkich zwrotów i ostrych wystąpień. Przynajmniej do 2005 roku. Kiedy władzę objął PiS z LPR i Samoobroną.

[srodtytul]Jastrząb 2005[/srodtytul]

Dla wielu znających go ludzi to było spore zaskoczenie. Uczestniczył regularnie w międzypartyjnych pyskówkach, ostro atakował PiS, nie wahał się używać mocnych słów i wchodzić w zwarcia. Wytoczył bój przeciwko Janowi Ołdakowskiemu, chcąc doprowadzić do rezygnacji przez niego z funkcji posła, dlatego że jest jednocześnie dyrektorem Muzeum Powstania Warszawskiego. – Niestety, Bronek zachowuje się często dość koniunkturalnie. Wtedy chciał się pewnie przypodobać Hannie Gronkiewicz-Waltz, która źle znosi Ołdakowskiego i całą ekipę muzealników – mówi poseł PiS.

W audycji radiowej był w stanie nagle stwierdzić, że Platforma Obywatelska nigdy nie chciała otwierania teczek IPN, mimo że przecież przed 2005 rokiem było to jedno ze sztandarowych haseł partii, do którego teraz zresztą wracają.

Co się stało? Skąd tak silna reakcja? Jan Dworak mówi, że jego przyjaciel czuł się bardzo osobiście dotknięty tym, co się działo za rządów PiS.

A jak to tłumaczy sam Komorowski? – To prawda, stałem się jastrzębiem. Trochę nawet tego dziś żałuję. Ale w przeciwieństwie do wielu moich kolegów nie akceptowałem tego, co wiązało się z wczesnym jeszcze projektem IV RP – potrzeby przemiany ustrojowej, większego dystansu do Unii Europejskiej, hasła „Nicea albo śmierć”, całej nowej retoryki. A kiedy PiS przejął władzę, zaczął kwestionować cały dorobek ostatnich 20 lat. Przeżyłem to bardzo osobiście. Oni kwestionowali dorobek, ciężką pracę i poświęcenie wielu ludzi, w tym moje. I do tego kwestionowali to ludzie, z których wielu wcześniej nic nie robiło – z LPR czy Samoobrony. Chciałem bronić moich kolegów z rządów Mazowieckiego, Bieleckiego, Suchockiej, Buzka. To było moje non possumus. Byłem w tej obronie bardzo osamotniony, pewnie dlatego też się radykalizowałem – uważa.

Tak bardzo samotny jednak w swej walce z PiS nie był. To była przyjęta strategia działania Platformy i ten sposób działania i takie wystąpienia nie były wówczas rzadkością. Bronisław Komorowski stał się jedną z pierwszych antypisowskich twarzy Platformy. Jego pozycja w partii stawała się coraz mocniejsza i choć nie był nigdy członkiem dworu Donalda Tuska ani nie miał swojej frakcji, nikogo specjalnie nie zdziwiło, kiedy po wygranych przez PO wyborach został marszałkiem Sejmu.

[srodtytul]Jest bezpieczny. Ale czy skuteczny?[/srodtytul]

Najbardziej powszechna opinia, jaką w Platformie można usłyszeć na jego temat, jest taka, jaką wypowiada Antoni Mężydło: – To człowiek o pięknej karcie opozycyjnej, wspaniałej rodzinie. Powoli wspinał się po drabinie kariery. Jego kandydatura gwarantuje spójność partii. A u nas teraz wszystkim zależy na spójności, bo przeżyliśmy już prawicowe kanapy. „W dobrych partiach to już byliśmy. Teraz chcemy być w skutecznej w rządzeniu” – tak się teraz u nas często mówi.

Sławomir Nitras: – Komorowski załapał się na dobry okres. Kiedy zaczynała się prawdziwa opozycja, był bardzo młody. Kiedy zaczęły się przemiany ustrojowe, miał już pewne doświadczenie, a ciągle jeszcze był w sile wieku. To solidna, spokojna kariera parlamentarna, bez złych politycznych przygód. Jego siłą jest to, że zawsze był w mainstreamie. To ułatwiało mu gładką karierę. Przeszedł z pozycji radykalnych do centrowych.

– Komorowski to umiarkowany, porządny państwowiec. Przywiązuje dużą wagę do tradycji. Jest stateczny i wyważony. Nie bardzo lubi ryzykować. Mam wrażenie, że kiedyś był bardziej energiczny – mówi Ireneusz Raś, członek władz Klubu PO.

Ale można usłyszeć też takie opinie w Platformie: – Mówi się o nim, że jest konserwatystą, ale ten konserwatyzm to tylko polor staroświeckości, z dworków szlacheckich opisywanych przez Gombrowicza. Niech mi pan pokaże jego jedną poważną decyzję w ostatnich czasach, która świadczyłaby o tym, że on naprawdę jest konserwatystą? Raczej widać było w ostatnim czasie, jak wykonywał wiele gestów w stronę lewicy, zwłaszcza kiedy prowadził obrady i posłów SLD traktował o wiele łagodniej niż tych z PiS.

Z tą opinią nie zgadza się Jan Dworak: – Tradycja, niepodległość, duma narodowa – sądzę, że te słowa były zawsze i są nadal dla niego ważne.

Kilka osób z PO życzliwych Komorowskiemu przyznaje, że od dawna niczym nie zaryzykował w polityce. Zachowuje się ostrożnie – mówią jedni i poczytują mu to za zaletę. – Jest asekurancki i w żadnej sprawie nie ma twardego zdania, wykonuje polecenia Tuska, choćby przetrzymując w zamrażarce konserwatywny projekt ustawy o in vitro przygotowany przez Jarosława Gowina – krytykują go inni.

– Stał się politykiem bez jaj, wypalił się – słyszę od jednego z polityków Platformy. Inny dodaje: – Bronek to taki zacny, dobroduszny nudziarz. Ale nauczył się sztuki przystosowania i cierpliwości. Wie, jak układać się z ludźmi, jak dbać o to, by mieć poparcie z wielu stron.

Czy Bronisław Komorowski zmienił poglądy, przeszedł ideową ewolucję?

– Ja nie zmieniam swoich poglądów, tylko najwyżej sposób działania – przekonuje.

W Platformie można spotkać osoby, które krytycznie wypowiadają się o Komorowskim. Ale trudno powiedzieć, by były jego wrogami. Nikt nie ma wątpliwości, że jego wybór na prezydenckiego kandydata będzie łatwy do zaakceptowania i nie spowoduje podziałów. Jest to wybór bezpieczny. Pytanie, które sobie zadają w Platformie, jest jedno – czy tak coraz mniej wyrazisty polityk w tak trudnej kampanii może być skuteczny.

Rok 1990. Florian Siwicki, jeden z czołowych twórców stanu wojennego, wprowadza na salę wypełnioną oficerami politycznymi wojska pierwszego wywodzącego się z antykomunistycznej opozycji polityka. – Czułem obcość, fizyczny strach i nienawiść. Oni na mnie patrzyli jak na agenta CIA, ja na nich jak na agentów KGB – wspomina Bronisław Komorowski. Doprowadził szybko do wielu ważnych, symbolicznych zmian w wojsku. Ale też dość szybko wszedł w bliskie relacje z oficerami wywodzącymi się z poprzedniego systemu. – Zrozumiałem, że losy każdego z nas mogły się potoczyć inaczej – tłumaczy. O Siwickim, który ma postawiony zarzut zbrodni komunistycznej, mówi dziś, że to „miły, starszy pan”.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą