Reklama

Radio

Najpierw była mała skrzyneczka. Na niej – mały kryształek. Trzeba tam było znaleźć czułe miejsce, które budziło odbiór.

Publikacja: 08.05.2010 04:19

Przez uciskające uszy słuchawki można było usłyszeć V symfonię Beethovena, fragmenty Trylogii (pamiętam ucieczkę Skrzetuskiego ze Zbaraża) czy wiersze własne recytowane miodopłynnym głosem głównego spikera Tadeusza Bocheńskiego.

W końcu nowoczesność dotarła i na mój Nowy Zjazd. Poszliśmy z rodzicami wybierać prawdziwe radio. Jeżeli prawdziwe, to oczywiście Telefunken w pięknym salonie przy ulicy Foksal. Wybór ojca padł na superheterodynę Ambasador. Dźwięk aksamitny – magiczne oko. Najnowsze osiągnięcie techniki. Tylko mama cicho wzdychała: „O Boże, te dźwięki w moim mieszkaniu”. Zniknie już słuchawkowa cisza i intymność. Całe mieszkanie będzie pełne informacji, oper i sportu. Nie było telewizji, więc kibice w czasie mistrzostw świata w hokeju nastawiali Pragę i słuchali transmisji po czesku. Pamiętam określenie, które uznałem za czeskie, brzmiące fonetycznie: „krug za matinelu” – mam nadzieję, że jest to coś w rodzaju polskiego „krążek za bandą”. Ojciec nastawiał Mediolan z jego operami, a ja szukałem sportu. Pamiętam wspaniały mecz Polska – Brazylia (5:6) na mistrzostwach świata 1938 r. we Francji. Co Leonidas strzelił, to Wilimowski wyrównywał

– thriller.

W tym samym roku na radiowej agorze przemawiał „Obroną Sokratesa” Jaracz. Wstrząsająca kreacja.

Inna kreacja powstawała w odcinkach na stanowisku spikera, gdzie występował świetny zapomniany sprawozdawca Michał Frank, który relacjonował z flegmą angielskiego dżentelmena – żadnych: „Proszę państwa…, och!, ach!”. Spokojny opis sytuacji wywoływał napięcie większe od histerycznych amoków będących w modzie.

W modzie jest także słuchanie radia w samochodzie i w komórce. Nie robię ani tego, ani tego. Czasami uprzejmy taksówkarz funduje mi parę minut audycji, w której panowie i panie wyłącznie rozmawiają. Żadnej muzyki. Poza tym – cisza w eterze. Ale wróćmy do cudów.

Reklama
Reklama

Dopiero po wojnie, w 1952 r., po olimpiadzie w Helsinkach u jednej z zawodniczek zobaczyłem przenośne radio – tranzystor. Cud techniki. Oczywiście polska myśl techniczna nie pozostała w tyle i wyprodukowała przenośną Szarotkę o urodzie wczesnego trabanta. Ale słychać było. Jakiś czas później w Ameryce, dokąd zawędrowaliśmy z kolegami w czasie tournée, zobaczyliśmy prawdziwe cuda. Miecio Czechowicz miał dwa kryteria zakupu: mały wymiar, niska cena. Ktoś wskazał na sklepik – chyba na Trzeciej Alei – na którym był napis: „Mówi się po polsku”. Po długich targach stanęło chyba na 5 dolarach. Miecio się zdecydował. „To!”. „Ale panie – upewniał się u kupca – czy ono będzie grało w Polsce?”. Kupiec z godnością odpowiedział: „Panie, przecież ono nie wie, gdzie jest”.

Przez uciskające uszy słuchawki można było usłyszeć V symfonię Beethovena, fragmenty Trylogii (pamiętam ucieczkę Skrzetuskiego ze Zbaraża) czy wiersze własne recytowane miodopłynnym głosem głównego spikera Tadeusza Bocheńskiego.

W końcu nowoczesność dotarła i na mój Nowy Zjazd. Poszliśmy z rodzicami wybierać prawdziwe radio. Jeżeli prawdziwe, to oczywiście Telefunken w pięknym salonie przy ulicy Foksal. Wybór ojca padł na superheterodynę Ambasador. Dźwięk aksamitny – magiczne oko. Najnowsze osiągnięcie techniki. Tylko mama cicho wzdychała: „O Boże, te dźwięki w moim mieszkaniu”. Zniknie już słuchawkowa cisza i intymność. Całe mieszkanie będzie pełne informacji, oper i sportu. Nie było telewizji, więc kibice w czasie mistrzostw świata w hokeju nastawiali Pragę i słuchali transmisji po czesku. Pamiętam określenie, które uznałem za czeskie, brzmiące fonetycznie: „krug za matinelu” – mam nadzieję, że jest to coś w rodzaju polskiego „krążek za bandą”. Ojciec nastawiał Mediolan z jego operami, a ja szukałem sportu. Pamiętam wspaniały mecz Polska – Brazylia (5:6) na mistrzostwach świata 1938 r. we Francji. Co Leonidas strzelił, to Wilimowski wyrównywał

Reklama
Plus Minus
Dorota Waśko-Czopnik: Od doktora Google’a do doktora AI
Plus Minus
Szkocki tytuł lordowski do kupienia za kilkadziesiąt funtów
Plus Minus
Białkowe szaleństwo. Jak moda na proteiny zawładnęła naszym menu
Plus Minus
„Cesarzowa Piotra” Kristiny Sabaliauskaitė. Bitwa o ciało carycy
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Wracajmy do tradycyjnych mediów. To nasza szansa
Reklama
Reklama