(Nazwiska nie podam – cisza wyborcza), Ciekawe, że autorowi tej mądrości nie przyszedł do głowy odwrotny związek przyczynowo-skutkowy. Może miejscowy gubernator pęka, bo za słabo z talibami wojujemy?
A propos postkomunizmu i polskiej dyskusji o sensowności stosowania tego słowa. W Berlinie w czasie wyborów na prezydenta postkomuniści z partii Die Linke w trzech kolejnych turach demonstracyjnie odrzucali kandydata SPD i Zielonych Joachima Gaucka. Kandydatka postkomunistów Luc Jochimsen nie miała żadnych szans, za to połączone głosy socjaldemokratów, Zielonych i postkomunistów mogły dać Gauckowi prezydenturę. Teoretycznie lewicy powinna uśmiechać się wizja upokorzenia Angeli Merkel, która wystawiła mało lubianego Christiana Wulffa z CDU. Ale w trzeciej turze elekcji po wycofaniu się Jochimsen pamiętliwi postkomuniści (niemogący darować Gauckowi stworzenia instytutu badania akt Stasi) sprawili, że Die Linke wolała zwycięstwo Wulffa niż wygraną Gaucka. To się nazywa nienawiść!
Jednych dręczy nienawiść, a innych egoizm. W cieniu przedwyborczych walk i popisów padła ostatnia polska Panda. Fiat przeniósł produkcję tego modelu z taśm fabryki w Tychach z powrotem do Włoch. Okrutnym gajowym, który ustrzelił zadomowionego w Polsce misia, najwyraźniej jest premier Silvio Berlusconi, który wpłynął na Fiata, by pokazać się jako przyjaciel robotników z Pomigliano d’Arco koło Neapolu, gdzie przeniesiono produkcję zgrabnego autka. Wydajność w neapolitańskiej fabryce nie dorównuje tyskiej, ale co tam – „Cavaliere” zdobył kolejne punkty wyborców. A Fiat zapewne tak dogadał się z Berlusconim, że opłaci to mu się na innych polach.Tak oto dowiedzieliśmy się, że kapitał ma jednak narodowość.
Nikt z rządu Tuska wobec Włochów nawet nie pisnął. Za to pytających o to polskich dziennikarzy wicepremier Waldemar Pawlak gniewnie ofuknął, że ingerowanie w wolny rynek to nawyki rodem z PRL. A karanie robotników z Tychów za zbytnie przejęcie się produkcją Pandy to co? Biznesowy internacjonalizm?
Zmieniamy "Wprost” – głosi hasło nowej kampanii reklamowej znanego tygodnika. Te zmiany to głównie przyjęcie na pokład pokaźnej gromadki piór z „Przekroju”, którego nakład spada na tyle, by co bardziej przewidujący – Piotr Najsztub, Aleksandra Pawlicka i Roman Kurkiewicz – postanowili poszukać bezpieczniejszego pracodawcy. Czyli, jak zawsze – mieszanie w tej samej zupie. Do kompletnej wymiany brakuje we „Wprost” tylko rysunków Raczkowskiego. Tylko czym teraz dwa tytuły będą się od siebie różnić? Może lekko skorygować reklamowy slogan: „Zmieniamy "Wprost" w "Przekrój", "Wyborczą" i "Newsweek" razem wzięte”.