Historyk Davies wkracza w politykę

Zwykle stonowany, z brytyjskim dystansem do świata, tym razem wszystkich zadziwił. Profesor Norman Davies zbrojnie włączył się w wojnę polsko-polską

Aktualizacja: 25.09.2010 17:41 Publikacja: 25.09.2010 01:01

Historyk Davies wkracza w politykę

Foto: ROL

Słowa z początku sierpnia – „PiS to sekta i ruch wywrotowy” – zostały przyjęte z zaskoczeniem. Ocena była ostra. Jednak zdziwienie wywołała przede wszystkim osoba, która tę opinię wypowiedziała. Profesor Norman Davies, brytyjski historyk o uznanej, międzynarodowej pozycji, był do tej pory „dobrem ogólnonarodowym”. Przez 20 lat transformacji, rządów solidarnościowych i postkomunistycznych wypowiadał się jako historyk. Tym razem wszedł w rolę recenzenta bieżącej sytuacji politycznej.

Debiut Daviesa w nowej roli okazał się prawdziwym wejściem smoka. Już kilka dni później określenie „sekta” w odniesieniu do Prawa i Sprawiedliwości zaczęło być z upodobaniem stosowane przez polityków, socjologów, artystów: „PiS działa trochę tak jak sekta polityczno-wyznaniowa” – stwierdził Rafał Grupiński. Ireneusz Krzemiński: „Ta partia to rodzaj sekty, w której wszyscy mają być zakochani w swoim guru”. „PiS to sekta, bo oni zachowują się sekciarsko, nieracjonalnie” – mówi Agnieszka Holland. Sławomir Nowak: „Jarosław Kaczyński nie buduje dzisiaj partii, ale sektę polityczną, i potrzebuje do tej nowej formy organizacji partyjnej gigantycznych emocji i ideologii”. Mówiąc o sekcie, nikt nie nie powołał się na źródło inspiracji.

Norman Davies w rozmowie z „Rz” tłumaczył swoje słowa konwencją wywiadu, podczas którego nie zawsze używa się precyzyjnych sformułowań. Podkreślał, że nie chciał nikogo obrazić. Miał na myśli to, że PiS zmienia się w sektę, a nie – że od początku taki był. Sekta to grupa, która przywłaszcza sobie prawo do prawdy. Kiedy więc jedna partia mówi: „My jesteśmy Polską, Polska jest tutaj”, to znaczy, że inne ugrupowania są niepatriotyczne. A to jest głęboko niesprawiedliwe i bolesne. PiS próbuje zawłaszczyć sobie żałobę narodową do własnych celów. Profesor zaś czuje, że ma takie samo prawo do tego miejsca przed Pałacem Prezydenckim jak inni.

10 kwietnia 2010 r. Norman Davies, który trzy dni wcześniej był w Katyniu z delegacją rządową, przyszedł na Krakowskie Przedmieście. Ludzie przynosili kwiaty, znicze. On wypowiadał się dla zagranicznych stacji radiowych i telewizyjnych. Mówił o Katyniu, o pomordowanych oficerach, o zbrodni, której zaprzeczali Sowieci, o solidarności Polaków połączonych nieszczęściem. W BBC World News tłumaczył: „Rzeczą niebywałą, nadzwyczajną w tej sytuacji jest fakt, w jakim miejscu doszło do tej tragedii. Katyń to święte miejsce, gdzie tysiące polskich oficerów zostały zastrzelone przez Stalina”.

Teraz zaś wyjaśnia, że to jego twarz była dla wielu ludzi na świecie świadectwem autentycznej żałoby, wstrząsu i szoku.Jego pojawienie się w Polsce w 1966 r. wielu tłumaczy zrządzeniem Opatrzności. Po odmowie wizy wjazdowej do ZSRR młody historyk z Oksfordu trafia do Polski. – Poznałem go w 1967 r., gdy jako młody doktorant prowadził kurs lingwistyczny na anglistyce na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zbierał wtedy materiały do publikacji o wojnie polsko-bolszewickiej 1920 r., co nas, studentów, bardzo śmieszyło. Uważaliśmy, że Polska jest ostatnim krajem, w którym takie prace można prowadzić – wspomina prof. Ryszard Legutko. Davies postawił jednak na swoim, jego doktorat – z kontrowersyjną tezą, że dla Europy byłoby lepiej, gdyby Piłsudski poniósł porażkę, bo wtedy z bolszewikami musiałby walczyć cały świat kapitalistyczny – po latach wyszedł w formie książkowej „Orzeł biały, czerwona gwiazda”.

Sam Davies oceniał: „Miałem szczęście, że nie udało mi się zostać sowietologiem. Widzę bowiem, jak często ludzie Zachodu byli jakby połykani przez ten system. Do dziś trwa ta ślepota”. Młody brytyjski historyk poślubił Polkę. Z Marią Davies, doktor literaturoznawstwa, zwaną przez niego Myszką, stanowią wyjątkowo dobrane małżeństwo.

„Boże igrzysko”, tworzona w latach 70. XX w. historia Polski – której brytyjska promocja przypadła 14 grudnia 1981 r., dzień po wprowadzeniu stanu wojennego – przyniosło autorowi międzynarodową sławę. Trudno było zresztą o lepszy moment, by spopularyzować wiedzę o mało znanym kraju Europy Wschodniej.

Dziś dorobek historyka to kilkanaście monumentalnych, kilkusetstronicowych historycznych dzieł, które czyta się jak sensacyjne powieści. Choć niektórzy historycy się zżymają, że zdarzało mu się mylić czasem fakty i daty, żaden z krytyków nie może mierzyć się z Daviesem na liczbę sprzedanych egzemplarzy. Gdy oni wydają swoje książki w kilkutysięcznych nakładach, „Boże igrzysko” tylko w Polsce już dawno przekroczyło 300 tys., „Europa” ponad 200 tys., a „Powstanie ’44” – 160 tys. egzemplarzy. Do tego trzeba doliczyć nakłady książek publikowanych przez 20 zagranicznych wydawców.

[srodtytul]Imperium kontratakuje[/srodtytul]

Za przedstawioną w „Bożym igrzysku” wizję historii Polski Davies zapłacił wysoką cenę. W 1986 r. miał objąć katedrę na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii. Jednak zaczęły się protesty. W środowisku akademickim wzburzenie wywołał rozdział o stosunkach polsko-żydowskich. W końcu Davies dostał list, w którym napisano: „Historyk, który broni Polaków, nie jest do zaakceptowania w gronie wykładowców Uniwersytetu Stanforda”. Davies po latach w „Tygodniku Powszechnym” mówił, że niechęć środowiska akademickiego mogła być związana także z czymś innym – profesor był krytyczny wobec reżimu sowieckiego. W tym samym czasie prezydent Reagan uważany przez akademików za szkodliwego imperialistę mówił o „Imperium zła”. Davies mógł jawić się jako jego zwolennik. Pracy na Stanfordzie nie dostał. Żona była wtedy w ciąży. Przygotowali się już psychicznie na dłuższy pobyt w Kalifornii i wszystko runęło. Mówi teraz, że wiele się dowiedział o ludziach i o instytucjach. Można to porównać do dżungli, w której zwierzęta walczą między sobą o byt. Przeżył, wrócił do Anglii, poszedł w innym kierunku.

Przez lata wypracował sobie w naszym kraju autorytet. Ocena jego zasług wśród tradycyjnie skłóconych po 1989 r. polskich środowisk była jednoznaczna. „Swoją książką »Europa« pan profesor odegrał w historiografii rolę, jaką w polityce średniowiecznej Europy odegrał cesarz niemiecki Otton III. Tak jak on włączył Słowian do Europy” – pisał w „Tygodniku Solidarność” Antoni Zambrowski. „Gazeta Wyborcza”: „Jest najbardziej znanym na świecie historykiem Polski”.

„Polacy po prostu pokochali cudzoziemca, który nie tylko opanował ich język i w porywający sposób pisał o ich historii, ale wyznaczył jej należne miejsce w dziejach powszechnych” – podsumował Jerzy Illg w historii wydawnictwa „Znak”.

Od 2005 r. po wygranych przez PiS wyborach parlamentarnych i prezydenckich profesor Davies wydawał się jednak coraz bardziej sfrustrowany sytuacją w Polsce. Tłumaczy, że należał do ludzi, którzy oczekiwali koalicji PO – PiS. Zamiast tego był Jarosław Kaczyński z Lepperem i Giertychem. Profesorowi wydało się to groteskowe.

[srodtytul]Rubikon[/srodtytul]

Odniesienia do bieżących wydarzeń można było jednak znaleźć głównie na marginesach jego publicznych wypowiedzi. Wyjazd prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na obchody 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej oceniał: „To był wybór czysto polityczny, a nie historyczny. Nie chodziło przecież o rocznicę, chodziło o kontekst polityczny, w którym ona przebiegała. To był trudny do strawienia festiwal ku pamięci Stalina”. W maju 2007 r., rozmawiając o II wojnie światowej, recenzuje rząd Jarosława Kaczyńskiego: „Obecny rząd polski jest wyraźnie antyniemiecki, podejrzliwy wobec zachodnich sąsiadów, ale to nie znaczy, że cała Polska podziela poglądy premiera i jego ministrów”.

[wyimek]Debiut Normana Daviesa w nowej roli zaowocował tym, że określenie „sekta” w odniesieniu do PiS zaczęło być z upodobaniem stosowane przez polityków, socjologów, artystów[/wyimek]

Rubikon – oddzielający pozycję historyka od komentatora bieżących wydarzeń historycznych – przekracza w październiku 2009 r., gdy brytyjscy konserwatyści zapowiedzieli utworzenie w Parlamencie Europejskim wspólnej frakcji z 15 europosłami PiS. Profesor na łamach „Guardiana” ostrzegał, że David Cameron powinien zdawać sobie sprawę, iż konserwatyzm w Europie Wschodniej ma inne znaczenie niż w Wielkiej Brytanii. Że prawica nazywa tak siebie w związku z innymi postkomunistycznymi podziałami. Premier Donald Tusk i jego Platforma Obywatelska prowadzą politykę demokratyczną, liberalną i wolnorynkową. „A sen z powiek spędza im to, że partnerzy Camerona, czyli Prawo i Sprawiedliwość, stają na przeszkodzie we wszystkim, używając prezydenckiego weta, zachęcając do strajków, insynuując spiski z ukrytymi agendami, kryminalne powiązania i tajny »układ« czy inny pakt z diabłem między liberałami, postkomunistami i wielkim biznesem” – pisał Davies. – To, co napisał, było szalenie rozczarowujące – wspomina prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS.

Jednak prof. Davies sam przyznaje, już wcześniej na wykładzie w Oksfordzie użył do opisania zjawisk dziejących się w Polsce terminu „sezon wymiotów”. „Mam wrażenie, że część społeczeństwa nie może już spokojnie trawić zmian, jakie następują po 1989 r. Jedno z ugrupowań politycznych celowo mobilizuje wszystkich niezadowolonych w kraju i dla własnej korzyści prowokuje kolejne spazmy” – oceniał.

Już po katastrofie smoleńskiej na łamach „The Economist” wyrażał obawy, że ewentualne zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego może zaszkodzić stabilizacji gospodarczej w Polsce. I znalazł się w komitecie honorowym poparcia kandydatury Bronisława Komorowskiego na prezydenta. Nie po to jednak, by w jakimkolwiek stopniu wiązać się z polską polityką. Plany na przyszłość to bowiem podróż po krajach, które patrzą na Europę z innej perspektywy. Profesor myśli o Korei Południowej.

[srodtytul]Profesor i kucharka[/srodtytul]

Po sierpniowym wywiadzie dla „Newsweeka” – w którym padły słowa o sekcie – profesor udzielił kolejnego, w którym wypowiada się jeszcze bardziej radykalnie. Dla „Polityki” mówi o retoryce PiS: „Trzeba najpierw obrzydzić, zniszczyć propagandowo istniejący porządek i wtedy uderzyć. Takie klasyczne uderzenie robi się zwykle wojskiem lub prowokując zamieszki”. I profesor nie wyklucza siłowego rozwiązania – choć zaznacza, że jest mało prawdopodobne.

Skąd taki ogląd spraw polskich? Norman Davies przyznaje, że przez pół roku pracował intensywnie nad nową książką. Gdy pracuje, wstaje czasem przed szóstą i pisze do obiadu. Potem idzie do biblioteki, by zebrać materiał na następny dzień. Pisze ręcznie, szybko. Piórem na oddzielnych kartkach, prawie bez poprawek. Choć komputerem posługuje się sprawnie, twierdzi, że ekran nie pozwala mu się dostatecznie skupić. Kiedy zaś wrócił do rzeczywistości i zobaczył, co się dzieje z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, był wstrząśnięty.

Druga sprawa – tego lata w ich oksfordzkim domu trwał remont. Przyjechali robotnicy z Polski. I pani, która dla nich gotowała, dzieliła się z rodziną Daviesów niepokojem o losy ojczyzny. Że Polska jest zagrożona, że kryzys, Rosjanie, Niemcy. Katastrofa w Smoleńsku była zamachem, a rząd nic nie robi, nie jest polskim rządem. Gospodarze starali się z nią rozmawiać, nie kontestować, tylko dowiedzieć, skąd ma takie poglądy i tę nienawiść do rządu. I okazało się, że ona o polityce nic nie wie. Ma czworo dzieci, jest kompletnie zajęta, a wszystkiego się dowiaduje od swojej matki, która słucha Radia Maryja. Dlatego Norman Davies uważa, że Radio Maryja jest szkodliwe dla Kościoła w Polsce.

Z perspektywy Oksfordu sprawy w Polsce mają się zupełnie inaczej. Ten rząd nie jest genialny, ale sobie radzi. Dużo lepiej niż w Wielkiej Brytanii. Z Polską nie jest źle, to nareszcie normalny kraj. A Polacy nie widzą, że ludzie dookoła też mają problemy. Potrafią walczyć o swój kraj, ale nie cieszyć się z niego.

Z perspektywy Krakowa – takiego jaki profesor zna – sprawy również wyglądają podobnie. Z okien krakowskiego mieszkania, w którym Daviesowie bywają kilka razy w roku, widać kościół Mariacki. Gdy Norman Davies przyjeżdża tu z żoną, mają swoje ulubione miejsca. Spacerują po parku Grottgera. Wpadają czasem do CK Dezerterów

– lokalu, który zdaniem profesora wygląda tak, jakby nikt nie odnawiał go od czasów austriackich. Bar Kuchcik profesor zna dobrze jeszcze z czasów studenckich. Spotyka tu czasem rektora UJ, który wstydliwie zajada coś w rogu, bo jedzenie w Kuchciku jest fantastyczne. W Krakowie profesor ma biuro i duży telewizor plazmowy. Na nim odbiera TVN 24, tak samo zresztą jak w Oksfordzie.

[srodtytul]Pioruny z Olimpu[/srodtytul]

Wizyty w Polsce połączone są ze spotkaniami z przyjaciółmi i przyjemnością, jaką daje powszechnie wyrażane uznanie dla życiowych dokonań. Gdy „Znak”, polski wydawca Daviesa, z okazji swego jubileuszu postanowił wystawić kabaret „Pisarze do piórka”, Norman Davies

– ubrany w koszulkę z orłem w koronie i napisem Polska – uświetnił przedstawienie grą na akordeonie. Kiedy z kolei w ubiegłym roku profesor obchodził swoje 70. urodziny, środowisko „Znaku” w kinie Kijów zorganizowało jubileuszowe spotkanie, na które przyszły tłumy. Wśród gości znalazł się

prof. Władysław Bartoszewski. Członkowie rządu – Bogdan Zdrojewski, Radosław Sikorski i Jacek Rostowski – choć nie mogli przybyć, przesłali jubilatowi życzenia odtworzone na telebimie.

„Znak” wydał także księgę jubileuszową, w której o Normanie Daviesie wypowiadają się rodzina, znajomi, przyjaciele. Dowcipnie, czasem z nostalgią, czasem ze swadą przypominają dzieje kilkudziesięcioletniej nieraz zażyłości.

Prof. Adolf Juzwenko powraca do początku znajomości, którą zawarli w 1969 r. podczas studiów młodego historyka nad wojną polsko-bolszewicką. Jacek Fedorowicz opowiada o wstydliwej przypadłości profesora, który unieszkodliwia w domach znajomych rzeczy pozornie nie do zepsucia: „Jego szlak podróży po Polsce znaczony był zawsze przekręconymi kranami, pogiętymi karniszami i nie wiadomo jakim sposobem unieruchomionymi pralkami. Polscy gospodarze ocalałych domostw oczywiście przechowują do dziś przedmioty i urządzenia w takim stanie, w jakim je zostawił Norman, a nie zdołała naprawić Myszka, i traktują je jak najcenniejsze pamiątki. Mówią czasem, z dumą pokazując jakiś połamany mebel: tędy przeszli Normanowie”. Radosław Sikorski opowiada o spotkaniu w Rzymie w 1984 r., podczas którego przeprowadził wywiad z

prof. Daviesem. Szmat czasu, wspólnie przeżyte wydarzenia, pogłębianie więzi.

Niektórzy przyczyn radykalizowania się poglądów profesora na politykę upatrują właśnie w nastrojach, jakie panują w gronie jego polskich przyjaciół.

Jerzy Illg, redaktor naczelny „Znaku”, przyjaciel Normana Daviesa i jego polski wydawca, narastającą u historyka potrzebę wygłaszania deklaracji politycznych rozumie doskonale. Twierdzi, że o jakiejkolwiek frustracji profesora nie ma mowy. Jego reakcja jest naturalną reakcją fizjologiczną na obłęd, nienawiść i agresję, jaką do naszego życia wnosi PiS, a zwłaszcza Jarosław Kaczyński.

– Profesor nie spotyka się z ludźmi spoza tego środowiska – tłumaczy ofensywę publicystyczną znanego historyka prof. Ryszard Legutko.

– „Znak” ustawił się w pozycji absolutnego Olimpu, z którego można miotać pioruny na ludzi spoza swego grona. Myślę, że profesor nadal jest niezależny w swych opiniach, ale czasem ulega się podszeptom lub zmienia poglądy – mówi prof. Andrzej Nowak, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

– W kręgu „Znaku” ważną komponentą przyjaźni jest podzielanie tych samych poglądów politycznych. Silny imperatyw zajmowania słusznego stanowiska i moralizatorskie zapędy. Ktoś złośliwy mógłby nazwać ich sektą. Dotyczyło to wszystkich wielkich, którzy wydawali w „Znaku”. Nic więc dziwnego, że teraz dotknęło to Normana Daviesa – ocenia jeden z pisarzy znający środowisko krakowskie.

Do niedawna przykład Normana Daviesa zaprzeczał takim ocenom. Profesor był na przykład zwolennikiem lustracji i dekomunizacji. Jeszcze w 2000 r. mówił w „Tygodniku Solidarność”: „Myślę, że Adam Michnik nie miał racji, kiedy mówił o dekomunizacji jako o polowaniu na czarownice. Bo nie chodziło o polowanie na czarownice, ale o pewien symboliczny gest. Bardzo ważna jest symbolika, rytuał, oczyszczenie rytualne, aby ludzie poczuli, że coś się naprawdę zmieniło. Żeby stało się jasne, że pewne rzeczy już nie są dozwolone, że teraz będzie inaczej. Gdyby zrobiono taki gest, mógłby ulec zmianie klimat psychiczny”.

Jednak w pewnych kwestiach Norman Davies podzielał opinie światowego establishmentu. Andrzej Nowak,przypomina sobie sytuację, gdy po wręczeniu nagród historycznych Galla Anonima miał okazję porozmawiać nieco dłużej z autorem „Bożego igrzyska”. Rozmowa zeszła na temat Ameryki. Nowaka zaskoczyła radykalna wrogość laureata do prezydenta George’a W. Busha, którego nieomal był gotów za politykę wobec Iraku zestawić z Hitlerem. Chociaż Davies – co wyjątkowe wśród zachodnich uczonych – rozumie specyfikę Rosji i wie, co równocześnie dzieje się w Czeczenii, to jednak mówił przede wszystkim o zbrodniczym reżimie amerykańskim. – W tym przypadku poglądy profesora wpisują się idealnie w te, które od lat głosi krąg postępowej inteligencji na Zachodzie – ocenia prof. Nowak.

[srodtytul]Kilka wieków do tyłu[/srodtytul]

Teraz profesor rozumie nawet Janusza Palikota, którego nazywa Don Kichotem. Uważa, że jest jednym z kilku walecznych rycerzy, inteligentniejszym od innych. Profesorowi przywodzi na myśl satyryków angielskich, którzy mają już kilkusetletnią tradycję okrutnego kpienia z polityków. Jest przyjęte, że pełnią rolę w dyskusji i oczekuje się od takich ludzi ostrych, groteskowych opisów, by sprowokować do myślenia. Zaznacza, że Palikota nie zna osobiście, choć przypomina sobie sytuację sprzed lat, gdy jechał z nim pociągiem z Krakowa. W przedziale był też trzeci mężczyzna, biznesmen, nuworysz, który chwalił się swoimi pieniędzmi. I próbował zaproponować brytyjskiemu historykowi stypendia i pieniądze. Palikot taktownie siedział cicho, tylko uśmiech zdradzał, że czuje niezręczność i komizm sytuacji.

Czy jednak słowa Janusza Palikota: „Jarosław Kaczyński umiera. Chce znaleźć się tam, gdzie jego brat – pod ziemią, w trumnie”, można przyjąć ze śmiechem? Profesor przyznaje, że to nieprzyzwoite, by zaraz dodać, że Palikot to jednak polityk ekstremalny i to niejedyny. I w sprawie rozmowy o polityce odsyła do własnej żony. Profesor przyznaje, że to ona siedzi w bieżącej polityce, podczas gdy on jest przeważnie kilka wieków do tyłu.

Słowa z początku sierpnia – „PiS to sekta i ruch wywrotowy” – zostały przyjęte z zaskoczeniem. Ocena była ostra. Jednak zdziwienie wywołała przede wszystkim osoba, która tę opinię wypowiedziała. Profesor Norman Davies, brytyjski historyk o uznanej, międzynarodowej pozycji, był do tej pory „dobrem ogólnonarodowym”. Przez 20 lat transformacji, rządów solidarnościowych i postkomunistycznych wypowiadał się jako historyk. Tym razem wszedł w rolę recenzenta bieżącej sytuacji politycznej.

Debiut Daviesa w nowej roli okazał się prawdziwym wejściem smoka. Już kilka dni później określenie „sekta” w odniesieniu do Prawa i Sprawiedliwości zaczęło być z upodobaniem stosowane przez polityków, socjologów, artystów: „PiS działa trochę tak jak sekta polityczno-wyznaniowa” – stwierdził Rafał Grupiński. Ireneusz Krzemiński: „Ta partia to rodzaj sekty, w której wszyscy mają być zakochani w swoim guru”. „PiS to sekta, bo oni zachowują się sekciarsko, nieracjonalnie” – mówi Agnieszka Holland. Sławomir Nowak: „Jarosław Kaczyński nie buduje dzisiaj partii, ale sektę polityczną, i potrzebuje do tej nowej formy organizacji partyjnej gigantycznych emocji i ideologii”. Mówiąc o sekcie, nikt nie nie powołał się na źródło inspiracji.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą