Widziałam wszystkie jej teledyski, a mimo to nie potrafię zapamiętać twarzy – tej sterylnej maski, która nie mówi niczego. W dotychczasowej karierze Gagi uderza tylko jedno – nieobecność życia, pobladła martwota. Postać, która kręci teraz światem show-biznesu, jest nieprawdziwa – skonstruowana jak bohaterka gry komputerowej.
W tym alabastrowym manekinie i jego publicznych wystąpieniach nie ma odrobiny autentyczności. Został wymyślony, więc wolno mu wszystko. Nie dotyczą go ograniczenia, w szczególności moralne, etyczne i emocjonalne. Jak zdalnie sterowany robot może zdetonować każdą bombę – Lady Gaga niczego się nie boi, ponieważ nie istnieje.
Powstała z przemielonych resztek, odzyskanych z wcześniejszych etapów rozwoju popkultury. Jako swych mistrzów wymienia wszystkich: od Andy’ego Warhola, Bruce’a Springsteena i Davida Bowiego przez Madonnę i Britney Spears po Grace Jones i Alexandra McQueena. Powtarza, że jej celem jest tworzenie „nowego”. Media – ostatnio także przypominające bezosobowy twór, coraz bardziej zbliżony do wirującej pustki – chętnie podchwyciły tę deklarację i puściły w obieg. Powszechnie reprodukują opinię, że Gaga jest innowatorką muzyki rozrywkowej, lepszą wersją Madonny, oryginalną ikoną.
Urodzona w Nowym Jorku Stefani Joanne Angelina Germanotta, lat 24, rzeczywiście dobrze zna dorobek swoich poprzedników i ma talent kompozytorski, który jednak z premedytacją kryje za perwersyjno-rokokową fasadą. Wszystko, co do tej pory pokazała, było użyciem cudzych pomysłów, bezwzględnym recyklingiem, który jeszcze niedawno nazywano pospolitym złodziejstwem. Ale czasy się zmieniły, a wirtualnemu robotowi trudno zarzucać kradzież. Pożyczanie stało się fetyszem Gagi. Przebojowe piosenki i towarzysząca im oprawa to wyniesiona na piedestał tandeta – camp poddany gloryfikacji, uświęcony akceptacją najmłodszych odbiorców, którzy nie mają dość wiedzy, by przejrzeć trik. Nowe dzieci popu nie znają historii. Świat zwala im na głowę tyle atrakcji, że nie mają czasu wyobrazić sobie niczego poza „tu i teraz”.
Germanotta o tym wie, a jej avatar – Gaga – jest dostosowany do potrzeb widowni. To trójwymiarowe bóstwo złożone z milionów już kiedyś oglądanych pikseli. Została skondensowana ze wszystkiego, co było. Zgodnie z przewidywaniami Andy’ego Warhola nowy typ gwiazdy nie jest wyrazistą jednostką, ale kompilacją fragmentów, w których widz może dowolnie przebierać – jakiś element na pewno mu się spodoba. To już nie człowiek w roli idola, ale mozaikowa figura.
[srodtytul]Pop totalitarny[/srodtytul]