Było minęło

Byliśmy na premierze. Rok 1945. Jestem aktorem Teatru Wojska Polskiego w Łodzi. Wysłano nas w objazd. Trafiliśmy do Tworek (tak, tak!).

Publikacja: 23.10.2010 01:01

Mamy grać „Świętoszka”. Najpierw skromne przyjęcie. Patrzę – w kącie znajoma twarz. To poeta, Stanisław Ryszard D. Mój oficer polityczny z BIP KG AK. Tak, ten sam, który mnie opieprzył, że spytałem, czy wybuch powstania jest uzgodniony z bolszewikami. Dorobił się już majora – obok, we Włochach był zarząd Pol.-Wych. WP. Podchodzę do niego i dyskretnie mówię: „Panie poruczniku – jego stopień w AK – pamięta pan 1 sierpnia, odprawa na Noakowskiego 20?”. Zbladł, odciągnął mnie w kąt i szeptem pouczył: „Proszę pana, było, minęło, rozumiemy się?”. Oczywiście, że zrozumiałem dokładnie.

Charakteryzujemy się za kulisami. Dobiega z widowni gwar rozmów pacjentów, bo dla nich mamy grać. Władziula Grabowski, malując sobie jakieś różowe krechy, pokazuje na widownię i na nas – „Eeee, żadnej różnicy”. No, chyba miał rację.

Jeździłem też z Węgrzynem, który grał mojego ojca w „Ladacznicy”. W Radomiu przed przedstawieniem mnie poinstruował: „Wiesz, mogą być jakieś brawka na moje wejście, ty masz wtedy monolog – to przerwij i odczekaj”. „Oczywiście, mistrzu” – odpowiedziałem pokornie. Mówię monolog, słyszę skrzyp drzwi i… cisza. Żadnych braw. Ja nic nie mówię – pauza. Węgrzyn podchodzi i szczypie mnie boleśnie w ramię: „No…”. Wyładował całą złość za brak owacji. Po przedstawieniu mówi: „Chodź na wódkę do Wierzbickiego”. Była to słynna knajpa, do której nawet Wieniawa dojeżdżał na kaczkę. Idziemy – teraz to „Gospoda nr 7” – Węgrzyn zagląda i mówi: „To już nie to – było, minęło”. Ostro się upiliśmy.

Upłynęło pół wieku. Nudzę się jako poseł w Sejmie. Miałem wystąpić w sprawie zrabowanych w Polsce dzieł sztuki. Niezbyt podniecające. Wziąłem więc stosowny tom „Potopu”, znalazłem fragment, jak Szwedzi rabują Warszawę, i po prostu czytam z mównicy. Wysoka Izba wysłuchała z uwagą i obdarzyła mnie owacją. Większej nie miałem ani przy interwencji w sprawie Katynia, ani przy likwidacji cenzury. Po prostu Sienkiewicz stosownie użyty wzmocnił niesłychanie moją interpelację. Było to wtedy, kiedy wielka dama naszej sceny Nina A. nazywała mnie „dygnitarzem”. Jeden z niewielu moich sukcesów politycznych. Cóż, było, minęło

Telefon. „Tu Kancelaria Prezydenta Wałęsy”. No, myślę sobie, order murowany. „Tu minister X. Chciałem panu serdecznie podziękować za wczorajszy wieczór. Byliście z Kaliną czarujący. Oglądałem powtórkę »Lekarstwa na miłość«”. Było, minęło.

Na Miodowej zaczepia mnie pani w moim wieku. „O mój Boże, moja mama całe życie się w panu kochała. Umarła i zostawiła masę pańskich zdjęć, może bym je panu dała?”. Podziękowałem.

Mamy grać „Świętoszka”. Najpierw skromne przyjęcie. Patrzę – w kącie znajoma twarz. To poeta, Stanisław Ryszard D. Mój oficer polityczny z BIP KG AK. Tak, ten sam, który mnie opieprzył, że spytałem, czy wybuch powstania jest uzgodniony z bolszewikami. Dorobił się już majora – obok, we Włochach był zarząd Pol.-Wych. WP. Podchodzę do niego i dyskretnie mówię: „Panie poruczniku – jego stopień w AK – pamięta pan 1 sierpnia, odprawa na Noakowskiego 20?”. Zbladł, odciągnął mnie w kąt i szeptem pouczył: „Proszę pana, było, minęło, rozumiemy się?”. Oczywiście, że zrozumiałem dokładnie.

Charakteryzujemy się za kulisami. Dobiega z widowni gwar rozmów pacjentów, bo dla nich mamy grać. Władziula Grabowski, malując sobie jakieś różowe krechy, pokazuje na widownię i na nas – „Eeee, żadnej różnicy”. No, chyba miał rację.

Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”