Sylwetka Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego

Teatr Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego, tegorocznych laureatów Paszportów „Polityki”, pokazuje Polskę, o jakiej nie wszyscy chcą słyszeć, wiedzieć i pamiętać

Aktualizacja: 03.02.2011 16:06 Publikacja: 29.01.2011 00:01

Sylwetka Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego

Foto: Fotorzepa, Bartosz Sadowski BS Bartosz Sadowski

Monika Strzępka (1976) reżyseruje siebie następująco: praktycznie zawsze chodzi w dżinsach i dresie. Ostentacyjnie niemarkowym – z dwoma lampasami! Jakby był z lumpeksu, gdzie ubiera się spora część mieszkańców Wałbrzycha. Właśnie tam, w Teatrze im. Szaniawskiego, pokazuje katastrofę gospodarczą i społeczną polskiej prowincji, z dala od ośrodków, które konsumują owoce systemowej zmiany. Na przykład melona z szynką parmeńską, co pokazują telenowele, z jakich drwi Strzępka.

Na galę w stolicy się nie przebrała: jakby chciała podkreślić, że nie zmieni poglądów. Zażartowała sobie tylko z ich wyrazistości, mówiąc, że przy wejściu na salę napakowaną polityczno-kulturalnym establishmentem, Biuro Ochrony Rządu odebrało jej baniak z benzyną.

Krąży wiele teorii – w tym spiskowych – na temat powodów, dla których najbardziej zbuntowany, najmniej poprawny polityczny duet teatralny dostał prestiżową nagrodę. Jedna z nich mówi, że to rodzaj cukierka, jaki można dostać za bycie grzecznym. Albo zastrzyk botoksu, który ma upiększyć pokazaną w spektaklach szpetotę 21-letniej już wolnej Polski, która dawno przestała być sentymentalną i romantyczną panną. A nawet straciła dziewictwo, wchodząc w mezalians z brutalnym kapitalizmem przy udziale swatów z dawnej opozycji.

Oto miara braku wiary w wolność i demokrację, dającego znać o sobie, gdy zaczynamy szczerze rozmawiać o Rzeczypospolitej. Naprawdę są osoby, które wyczuwają podstęp w tym, że autor i reżyserka sztuki weryfikującej medialny mit Andrzeja Wajdy, Kazimierza Kutza, Krystyny Jandy i Leszka Balcerowicza mogą otrzymać za nią Paszport „Polityki”.

Ale to nie wszystko! Nagrodzona Monika Strzępka podczas kampanii prezydenckiej poparła Jarosława Kaczyńskiego. W szeroko komentowanym wywiadzie przedstawiła argumenty świadczące o wyższości kandydata PiS nad PO, koncentrując się na lekceważeniu przez warszawskich i krakowskich inteligentów problemów Polski B i C – nielicującym z etosem inteligenta spychaniu ich w sferę populizmu i demagogii. Podczas gali w Teatrze Wielkim miał miejsce kolejny antyplatformerski występ: demonstracyjnie złapała się za głowę, gdy stanął obok niej prezydent Bronisław Komorowski. Była wściekła, że musi występować z nim w jednej przestrzeni.

[srodtytul]Smak głodu[/srodtytul]

Czas na ważny przypis dla tych, którzy chcieliby wykorzystać działalność duetu związanego z „Krytyką Polityczną”: nie da się on w żaden sposób skolonizować ani przez żadną partię, ani jej stronników. Nie będzie poręczny w żadnej strategii. Chyba że pełnej fałszu, z którym artyści walczą. Bo kiedy Strzępka krzywi się na widok Komorowskiego, Demirski od razu przekornie podkreśla, że wspomniany już antysalonowy „Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej” powstał także dzięki dotacjom przyznanym przez ministra Bogdana Zdrojewskiego. Nie można też pomijać spektakli „Dziady. Ekshumacje”, „Był sobie Polak, Polak, Polak i diabeł, czyli w heroicznych walkach narodu polskiego wszystkie sztachety zostały zużyte” i „Niech żyje wojna!”, które są batem na miłe prawicy skłonności martyrologiczne, politykę historyczną oraz idealizacje Polski i Polaków.

Demirski i Strzępka nie uznają żadnego tabu. Są obsesyjnie wręcz przywiązani do krytycznego myślenia.

Na doświadczenia Demirskiego (1979) złożyły się studia dziennikarskie i zajęcia z komunikacji społecznej. Pierwszą sztukę oparł na notatce z gazety o cierpiącej na depresję kobiecie, która chciała popełnić samobójstwo w towarzystwie protestanckiego bractwa w Stanach Zjednoczonych. Autor zmienił wyznanie bohaterki na katolickie. Dramat nigdy nie doczekał się premiery, ale Demirskiego zauważyli Paweł Wodziński i Paweł Łysak, którzy w poznańskim Teatrze Polskim lansowali nową polską dramaturgię. Potem tegoroczny laureat Paszportu wygrał staż w gdańskim Wybrzeżu kierowanym przez Macieja Nowaka. Jednym z najważniejszych osiągnięć tamtej dyrekcji był cykl docudram, chwytających życie na gorąco, realizowany pod szyldem Szybki Teatr Miejski.

Demirski opiekował się grupą autorów sztuk lub sam pisał sztuki – o podziemiu aborcyjnym, polskich nazistach, bezdomnych, imigrantkach ze Wschodu. Echem odbił się spektakl „Padnij” pokazujący udział naszego kraju w misji irackiej – przez pryzmat samotnych żon, matek, narzeczonych. Doświadczenia niezbędne do tworzenia takiego teatru Demirski zdobył podczas stypendium w londyńskim Royal Court. Tam się przekonał, że zarzut „publicystyczności” jest estetycznym nieporozumieniem, bo teatr powinien pokazywać codzienne problemy ludzi, tłumacząc ich motywacje i postawy. To daje mu przewagę nad coraz bardziej powierzchownymi mediami.

Kolejnym krokiem Demirskiego był spektakl „From Poland with Love”.

– Wychowano nas pod presją kariery i zarabiania pieniędzy, ale nikt nam nie zagwarantował elementarnych praw do naprawdę bezpłatnej nauki i uczciwej pracy. Wiele razy na studiach znajdowałem się na krawędzi, po raz pierwszy w życiu odczułem problem rzeczywistego głodu, rozumiem, dlaczego tak wielu młodych ludzi marzy o emigracji – mówił w antologii „Made in Poland” Romana Pawłowskiego.

W tej wypowiedzi można dopatrzyć się bodaj najważniejszego motywu twórczości Pawła Demirskiego i Moniki Strzępki – antyliberalizmu.

Jednym z jego manifestów stał się spektakl „Wałęsa. Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna” wyreżyserowany przez Michała Zadarę. Przypomniał przewodniczącego „Solidarności” nie po to, by odtwarzać historię, lecz by dalej ją zmieniać: byśmy nie myśleli, że nasz wybór ogranicza się do konsumenckiego pytania „Tesco czy Auchan?”. Wałęsa Demirskiego nie miał wąsów, tylko krzyczał do pracowników sieci spożywczej, którzy zarabiają 800 złotych: „Nie ma wolności bez strajku”. Demirski pokazał, że staliśmy się zakładnikami globalnych korporacji, usidliły nas wieloletnimi kredytami, a związki zawodowe są skorumponowane, większość mediów tworzy zaś wirtualny świat jak z reklamy. W groteskowej scenie kulinarnego show widzieliśmy, jak 21 postulatów „Solidarności” trafia na śmietnik, a legendarny stoczniowy styropian jest licytowany na aukcji.

[srodtytul]Gumowe milicyjne pały[/srodtytul]

Demirski piętnował kapitalizm i korporacje, już razem z Moniką Strzępką, w spektaklach „Śmierć podatnika, czyli demokracja musi odejść, bo jak nie, to wycofuję swoje oszczędności” – o szwindlach w rajach podatkowych, sztuce „Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw” – o fikcji BHP w sieci marketów. Zreinterpretował też „Operę za trzy grosze” pod tytułem „Opera gospodarcza dla ładnych pań i zamożnych panów”, szydząc z hipokryzji nowobogackich i rekinów biznesu uszlachetniających swoje działania pod pozorami działalności charytatywnej.

W sztuce pojawiła się też ostra krytyka środowisk postsolidarnościowych określanych „Związkiem byłych więźniów na rzecz prosperity” uwikłanych w dziwne interesy. Jeden z bohaterów mówi: „To są naprawdę lepsi jacyś ludzie (...) oni w związku to umieli jednak związać normalnie/te milicyjne pały gumowe/ w ekologiczny kabel do laptopa/najnowszej generacji/a ci, co ich gdzieś z suki milicyjnej do jeziora/ nie wrzucili/ no to jednak do salonu volvo albo i lepiej/zaparkowali pod mieszkaniem/czterdzieści tysięcy za metr (...) za metr celi w czasie internowania/na przykład/albo za metr bieżący ulotek/ I to nie jest cyniczne/to jest po prostu wolnorynkowe”.

Najmocniejszym oskarżeniem postsolidarnościowych elit jest „Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej”. To trzecia część wajdowskiego cyklu „Człowiek z... „, którego, zdaniem duetu, reżyser nie odważył się nakręcić o kapitalistycznej Polsce, bo stał się częścią establishmentu. Zajął się ekranizacjami lektur, bojąc się krytykować przyjaciół z dawnej opozycji. Współtworzył nową, środowiskową i ekonomiczną cenzurę opartą na poprawności politycznej. Kazimierz Kutz wychodzi w spektaklu na kabotyna. Zrobił karierę w PRL, a w wolnej Polsce odciął się od swoich plebejskich korzeni i zwykłych ludzi. Trzecim negatywnym bohaterem jest Leszek Balcerowicz. Monika Strzępka pokazała ojca polskiego cudu gospodarczego w konwencji opery mydlanej o polskich menedżerach. Pysznego i butnego finansistę, którego jedynym sposobem na rozwiązanie problemów społecznych są cięcia budżetowe i wyrzucenie pracowników na bruk z pomocą agencji ochrony.

[srodtytul]Przekleństwo stronniczości[/srodtytul]

Równie bezlitosny Paweł Demirski jest dla mitów patriotycznych i historycznych, które zacierają różnice w politycznej tożsamości Polaków. W spektaklu „Utopia będzie zaraz” Michała Zadary w Starym Teatrze, gdzie wykorzystano teksty dramaturga, – zbiorowym bohaterem jest pokolenie młodych ludzi, którzy czas „Solidarności” znają z opowieści rodziców, bo dojrzewali w historycznej „czarnej dziurze” – okresie nijakim i bezideowym, jakim była połowa lat 80.

Spektakularnym protestem przeciwko próbie napisania jednej historii obowiązującej wszystkich stało się przedstawienie „Niech żyje wojna!”. Już zrobienie bohaterami postaci z „Czterech pancernych” mogło uchodzić za polityczny grzech, co dopiero eksponowanie na pierwszym planie antyheroicznego, wypranego z jakichkolwiek ideałów i poglądów Czereśniaka. A dla takich jak on mit Armii Krajowej i powstania warszawskiego to coś jak science fiction.

Duet poddał też rewizji inną świętość niepodległościowców – mit Polski podziemnej i rządu na emigracji w Londynie. W groteskowej scenie rozmów na Kremlu premier Mikołajczyk, który negocjuje ze Stalinem, jest nagi, słaby, bezsilny. Czereśniak powiedziałby – gołodupiec. To była mocna próba naszych geopolitycznych wyobrażeń i narodowej dumy. W sam splot słoneczny polskiej mitologii trafiły „Dziady. Ekshumacje” weryfikujące martyrologiczny patriotyzm, myślenie o Polsce wyłącznie jako niewinnej ofierze. Demirski następująco sparafrazował słynny fragment Mickiewicza: „ten naród jak lawa – wszystko opłynie/obok każdego problemu opłynie/może czasem z tej lawy jakiś pomnik się zrobi”.

Obrzęd dziadów został pokazany w krzywym zwierciadle – pojawiają się w nim ofiary Polaków: Ukraińcy więzieni w Berezie Kartuskiej, Żydzi zamordowani w pogromach, Niemcy zabici zaraz po wojnie, ofiary partyzantów. Demirski i Strzępka podkreślili, że nie całą odpowiedzialność za polskie grzechy da się zrzucić na komunistów.

Ksiądz Piotr nosi znamię ekstrawagancji i słabości polskiego Kościoła. Konrad jest splamiony faktem współpracy z bezpieką. Ale autorzy nie dramatyzują: takie były realia naszej historii. Szukając współczesnego wyrazu dla zbiorowej pamięci, zreinterpretowali postać Rollisona. Przeżył, ale w powikłanych okolicznościach konspiracji padł ofiarą rozbicia rodziny, został ćpunem.

Nie było mocniejszego głosu pokolenia, które miało kilkanaście lat, gdy zaczynała się wolna Polska. Głosu, że zasługi z przeszłości mogą dziś nie mieć żadnego znaczenia. Dla Demirskiego i Strzępki liczy się „tu i teraz”. Z tego rozliczają wszystkich. Bez pardonu, często w obrazoburczy sposób. Oto próbka dialogu Konrada z Księdzem Piotrem: „to niech ksiądz jakąś autostradę wybuduje może lepiej”. Ksiądz: „jeżeli autostradę – to tylko do nieba”.

To chyba nasz główny problem. Nie potrafimy rozumieć rzeczywistości w wielu aspektach. Rozdzierają nas skrajności. Demirski i Strzępka to uwidaczniają. Dlatego chciałbym zobaczyć ich spektakl o katastrofie smoleńskiej. Byłby okrutny, ale nie spodziewałbym się stronniczości, która jest dziś największą polską chorobą.

Na początku lutego ukażą się „Parafrazy” zbiór sztuk Pawła Demirskiego

Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne