Ważne, że Jaromir Sokołowski odpowiedział na nasze pytania dotyczące wizyty. Wynikało z nich, że podczas rozmów przygotowawczych o tablicach nie rozmawiano. MSZ nie informowało Kancelarii Prezydenta, że Rosjanie wiele razy podnosili ten problem. Wiadomość o tym, że tablica może zostać po prostu odkręcona Sokołowski dostał od Litwnina 8 kwietnia – przez telefon.
Jest jasne, że pałac został powiadomiony o tym, iż dzieje się coś złego po wizycie ambasadora Rosji u wiceministra Litwina i po przekazaniu informacji, której sens można by zawrzeć w słowach: „Panowie, będziemy odkręcać i przykręcimy coś innego, swojego, do zobaczenia w Smoleńsku".
5.
Potem cała Polska była widownią smutnego spektaklu odgrywanego przez urzędników resortu dyplomacji i ich szefa.
Oficjalnie MSZ było zaskoczone postępkiem Rosjan.
9 kwietnia: – O tej zamianie dowiedzieliśmy się dzisiaj rano – mówił rzecznik MSZ Marcin Bosacki.
– Urzędnicy MSZ obecni w Smoleńsku mieli dokonać obchodu i sprawdzenia, czy wszystko jest należycie przygotowane do uroczystości. I wówczas zauważyli zamianę tablicy – stwierdził. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych natychmiast skontaktowało się z MSZ Rosji, zwracając się o wyjaśnienia.
– MSZ zaprosiło ambasadora Rosji na rozmowy o zamianie tablicy – mówi Bosacki. Przypomnijmy, że ambasador był dzień wcześniej w MSZ i informował o planach w sprawie tablicy.
Moskwa zareagowała oświadczeniem resortu dyplomacji. Po pierwsze, Rosjanie podkreślili, że zaraz po tym, gdy polska tablica się pojawiła, kanałami dyplomatycznymi poproszono Warszawę, by zaproponowała, jak rozwiązać problem: „Reakcji nie było". Po drugie, oznajmili, że w czasie przygotowań do wizyty dwóch prezydentów na miejscu katastrofy samolotu informowali Warszawę o konieczności zamiany tablicy na nową, dwujęzyczną.
„Zdumienie wywołują komentarze oficjalnego przedstawiciela MSZ Polski (czyli rzecznika Bosackiego – red.), jako że Polska była w pełni poinformowana o niedopuszczalności podobnych działań (czyli wieszania tablic – red.) bez oficjalnych uzgodnień i o konieczności jak najszybszej zamiany tablicy".
Kto za sprawę odpowiadał w resorcie dyplomacji? Oficjalnie Henryk Litwin. Wiceminister Litwin był na posiedzeniu plenarnym Sejmu. Wystąpił na posiedzeniu Komisji Spraw Zagranicznych, gdzie posłowie go nie oszczędzali.
– Gdybyśmy zgodzili się na zdjęcie tablicy ze słowem „ludobójstwo", w Polsce byłyby żądania głów – tłumaczył cierpliwie. Ciekawe, że do wiceministra, który niebawem będzie naszym ambasadorem w Kijowie, mało kto ma – w kuluarowych rozmowach – pretensje.
W Kancelarii Prezydenta usłyszeliśmy: „Gdy mleko się już rozlało, w dużej mierze zostało starte rękami Litwina".
– To dobry dyplomata, który jako lojalny urzędnik wziął odpowiedzialność za skandal na siebie. Ale gdzie jest jego szef? – mówił jeden z wpływowych posłów.
To dobre pytanie. Od wybuchu skandalu minister Radosław Sikorski do Sejmu nie przyszedł ani razu.
Był za to wyjątkowo aktywny w swym mikroblogu na Twitterze. Oto jego wpisy:
„Łamiąc przepisy innych państw wystawiamy sobie złe świadectwo. Przestrzegajmy prawa nawet, gdy się nam nie podoba".
„Gdyby w Polsce grupa Rosjan samowolnie zawiesiła tablicę, PiS pierwszy domagałby się jej usunięcia. I miałby rację".
„Dobrze, że ministerstwa kultury PL i FR ustalą tekst napisu na pomniku smoleńskim. Dość jednostronnych działań w tak bolesnej sprawie".
„Konsekwentne prowokacje PiS: postawić niemożliwe żądania, potem krzyczeć »Zdrada!«. No pasaran. Nie pozwolimy podpalić Polski".
„Koncepcja polityki zagranicznej PiS: narzucić Rosji kwalifikację zbrodni katyńskiej przy pomocy wiertarki. Nie wróżę sukcesu".
„Wg PiS to skandal, że nie byłem dziś w Sejmie. Samowolnie zawieszona tablica ważniejsza niż stosunki NATO – Ukraina?".
6.
Na początku tygodnia poprosiliśmy o skomentowanie zamieszania z tablicami doradcę prezydenta Tomasza Nałęcza. Profesor powiedział nam (w autoryzowanej wypowiedzi) rzecz następującą:
– Brałem udział w przygotowaniu wizyty pana prezydenta w Katyniu i Smoleńsku. Były to spotkania w bardzo wąskim gronie współpracowników. Mogę powiedzieć, że informacja o tym, iż grozi nam jakiś skandal związany z tablicami upamiętniającymi ofiary katastrofy, była dla nas zaskoczeniem, spadła na nas jak grom z jasnego nieba, bardzo późno, już po fakcie zamiany tablic. Być może w stercie materiałów, które dostarczyło nam MSZ, gdzieś petitem było wspomniane, że istnieje kłopot z tablicami, ale przecież nie tak informuje się prezydenta o tak istotnej sprawie. Rozmawiałem z prezydentem, obserwowałem go przed i w trakcie wizyty, którą traktował jako wyjątkowo ważną, i mogę powiedzieć, że był równie zaskoczony całą historią. Myślę, że dowiedział się o tym, iż jest kłopot, wyjątkowo późno.
Opierając się na tych słowach, napisaliśmy tekst: „Pałac krytykuje MSZ".
7.
Nazajutrz profesor był gościem Moniki Olejnik w Radiu Zet. Oto, co tam powiedział:
– Informacja do pana prezydenta o kłopotach z tablicą dotarła bardzo późno, w sytuacji, kiedy Rosjanie tablicę zmienili w sposób przecież niedopuszczalny.
Monika Olejnik: Czyli pan prezydent dowiedział się o kłopotach z tablicą dopiero w tym momencie, kiedy tablica została usunięta przez Rosjan, tak.
Tomasz Nałęcz: Moim zdaniem tak. Z moich kontaktów...
O: Czy to nie za późno?
N: Z moich kontaktów z prezydentem wynika, że tak.
O: Czy to nie za późno, nie było spotkania, nie wiem, ministra Sikorskiego z panem prezydentem i minister Sikorski nie informował pana prezydenta o tym, że są kłopoty.
N: Pani redaktor, nie chcę krytykować MSZ, jestem zwolennikiem bliskiej współpracy kancelarii z MSZ, bardzo cenię i trudno przecenić tu rolę pana wiceministra Litwina. (...)
O: Ale w „Rzeczpospolitej" pan krytykuje MSZ.
N: Nie.
O: No jak to nie, otwieram „Rzeczpospolitą" – „Pałac krytykuje MSZ", wielki tytuł.
N: A to nie jest mój tytuł. Pani redaktor, ja jestem zwolennikiem przejrzystości w życiu publicznym, dziennikarze „Rzeczpospolitej" do mnie zadzwonili, pytając mnie o stan wiedzy kancelarii w sprawie tablicy, więc uczciwie powiedziałem o tym, co wiedziałem, ponieważ współpracowałem z panem prezydentem przy przygotowywaniu tej wizyty i w tych przygotowaniach ja nie miałem wiedzy o tej tablicy.
(...) no, nie chcę używać krotochwilnych porównań, ale przynajmniej część MSZ zachowała się jak nastolatka, która zaszła w ciążę i jest przekonana, że ta ciąża rozejdzie się po kościach.
8.
Niedługo po wywiadzie w Zetce zaczęły docierać sygnały, że profesor Nałęcz dostał reprymendę od prezydenta i że naprędce szykowane jest publiczne wystąpienie z Litwinem – na którym będą prezentowali jedność.
Profesor Nałęcz to uznany historyk międzywojennego 20-lecia, były wicemarszałek Sejmu, przewodniczący komisji rywinowskiej, podczas której miał odwagę przeciwstawić się interesowi politycznemu swojego stronnictwa. Doktor Litwin, wybitny dyplomata – konsul we Lwowie, zastępca ambasadora Polski w Moskwie, ambasador w Mińsku, dziś wiceminister, jutro ambasador w Kijowie.
Dlatego ich środową konferencję należy zaliczyć do wydarzeń wstydliwych.
Wiceminister zaprzeczył, że mówił nam, jakoby MSZ informowało w swoich materiałach o wiszącym nad głową prezydenta skandalu dyplomatycznym.
Profesor Nałęcz uznał, że to załatwia sprawę. Po prostu zawierzył dziennikarzom, a mógł zadzwonić do Litwina!
Czego by się dowiedział? Tego, co wiedział, prezydent został poinformowany 8 kwietnia, gdy Rosjanie odkręcali tablicę. Tłumaczenie było kuriozalne. Obaj panowie przyznali, że dyplomacja nie dostarczyła zawczasu istotnej informacji prezydentowi. W związku z tym uznali, że nie ma żadnego konfliktu. Wymienili się uśmiechami i rozeszli w spokoju. Służby prasowe zadbały, żeby dziennikarze nie zadawali pytań.
9.
Podsumujmy. MSZ nie robiło nic, by zapobiec tablicowemu kryzysowi zawczasu. Nie szukało kompromisu z wdowami. Do ostatniej chwili nie informowało pałacu o komplikującej się coraz bardziej sytuacji. Z tego powodu prezydentowa złożyła kwiaty przed tablicą przyczepioną kilka godzin wcześniej przez Rosjan. Prezydent RP został narażony na podobną konfuzję, ale udało się znaleźć brzozę i tam złożyć hołd. Ważna wizyta przez chwilę stanęła pod znakiem zapytania. Szef MSZ nie złożył wyjaśnień w Sejmie, za to prowadził ożywiona akcję informacyjną na Twitterze. Jeśli to wszystko nie jest skandalem, to co nim jest?
Michał Majewski, reporter „Rzeczpospolitej" w latach 1994 – 2005 i ponownie od wiosny br. Laureat m.in. nagród im. Andrzeja Woyciechowskiego i Grand Press. Współautor książki „Daleko od Wawelu".
Paweł Reszka, reporter „Rzeczpospolitej" w latach 1991 – 2006 i ponownie od wiosny br. Laureat m.in. nagród im. Andrzeja Woyciechowskiego i Grand Press. Współautor książki „Daleko od Wawelu".