Cechą myślenia ideologicznego jest posługiwanie się pojęciami nie po to, by rzeczywistość zrozumieć, ale by ją gwałcić i wykorzystywać w bieżącej walce. Ideolog nie potrafi dostrzegać różnic. Nie, on dopasowuje, przykrawa do potrzeb, łączy fakty, ludzi, idee, historie jednostkowe, wielkie ruchy polityczne w całość w taki sposób, by móc się po tym owymi konstruktami skutecznie posługiwać. Wedle uznania wywoływać a to strach i chęć skruchy, a to, wręcz przeciwnie, ulgę i zadowolenie.

W wywiadzie w ostatnim wydaniu „Wprost" Adam Michnik stwierdza, że „spór o model przyszłości, także w Europie, jest otwarty. Jeżeli zwyciężą reżimy populistyczne, czyli de facto autorytarne, to wszystko jedno, czy będą typu Berlusconi, czy Łukaszenko". Przeczytałem to zdanie raz i drugi i trzeci i nie mogłem uwierzyć. Jak to? Wszystko jedno, czy Łukaszenko czy Berlusconi? Na Białorusi działalność opozycji jest zakazana, do rozbijania antyrządowych demonstracji wykorzystuje się wojsko i milicję, przeciwnicy władzy są bici i maltretowani, sam zaś Łukaszenko to dyktator, który nie dopuszcza do wolnych wyborów. We Włoszech opozycja zwołuje demonstrację za demonstracją, policja pilnuje, by oponentom premiera włos nie spadł z głowy, ba, on sam był ofiarą napaści, większość dziennikarzy obnosi się ze swoimi antyrządowymi poglądami, a władzę zapewnia Berlusconiemu poparcie wyborców. A jednak, okazuje się, te wszystkie różnice nie mają znaczenia, są pozorne, drugorzędne. Co z tego, że z jednej strony chodzi o przywódcę reżimu, z drugiej zaś o wybranego w demokratyczny sposób nieco operetkowego jak na polskie gusty szefa rządu. Ważniejsze jest co innego. Trzeba przerazić polską inteligencję wizją nadciągającego z Zachodu i Wschodu populizmu.

To ulubiony przez Michnika i do znudzenia wykorzystywany mechanizm. Wrzucić do worka, ile wlezie, nalepić łatkę, a potem straszyć. Dalsze dowody? W opublikowanym niedawno w „GW" artykule Michnik nie zawahał się stwierdzić, że nieusuwalnym fragmentem polskiego narodowego dziedzictwa jest faszyzm reprezentowany przez „agresywny totalizm i antysemityzm tygodnika „Prosto z mostu"; ONR (Obóz Narodowo-Radykalny) i OZN (Obóz Zjednoczenia Narodowego); getto ławkowe na uniwersytetach; fascynacja Mussolinim i Hitlerem, Franco i Salazarem". Oczywiście, gdyby to zdanie rozebrać na czynniki pierwsze i gdyby pokazać, jak różne, obce sobie i niewspółmierne zjawiska opisuje – cokolwiek złego by powiedzieć o Franco czy Salazarze, nie da się ich umieścić w jednym rzędzie z Hitlerem, podobnie jak ONR z OZN – okazałoby się, że jest ono niedorzeczne. Tylko co z tego? Ważne, żeby wywołać właściwą reakcję i wstrząs. Czytelnik ma poczuć winę, bo polska tradycja skażona jest faszyzmem, ma się przerazić, bo hydra populizmu podnosi głowę.

Niech się przeto boi, kto tych reguł dialektyki nie rozumie.