Nowa książka Tomasza Burka, najwybitniejszego żyjącego polskiego krytyka literackiego, sama w sobie stanowi wydarzenie dużej wagi, tym większej, że autor nas nie rozpieszcza, publikując nieczęsto, z rzadka też uczestnicząc w tzw. życiu literackim, cokolwiek zresztą będziemy przez nie rozumieli. Na „Niewybaczalne sentymenty", które właśnie ukazały się nakładem Iskier, czekać musieliśmy dziesięć lat, tyle bowiem ich minęło od edycji dwóch skromnych książeczek w roku 2001: „Dziennika kwarantanny" i „Dzieła niczyjego". Tę ostatnią książkę otwierał znamienny i szeroko komentowany tekst – „Literatura, niepoważne zajęcie".
Autor „Zamiast powieści" poniekąd zakwestionował w tym artykule (napisanym w roku 1996) swoje dotychczasowe życie zawodowe, stwierdzając m.in., że przez 40 lat, odkąd uczestniczy w życiu artystycznym i literackim, zajmował się czymś w istocie nieistotnym. „Toteż ze strasznym zawstydzeniem – pisał – spoglądam na określenie »krytyk literacki«, które figuruje przy moim nazwisku, bo mam świadomość, wierzcie lub nie, jakiejś szarlatanerii, którą uprawiałem przez prawie 40 lat. Mówię – prawie, bo od paru lat mam też, na szczęście, poczucie budzenia się, ocknięcia, otrzeźwienia. I może dlatego wykonuję mój zawód nieco powściągliwiej, co oznacza, że właściwie przestaję uprawiać krytykę literacką".
Czym zatem są „Niewybaczalne sentymenty"? Czy tylko remanentem złożonym z pisanych w różnym czasie i w zupełnie różnych okolicznościach tekstów, które niekiedy wyraźnie układają się w bloki tematyczne, sygnalizując, że mogły stanowić początek lub część planowanych, lecz niedoprowadzonych do finału książek? Zdecydowana większość w sumie 34 szkiców miała swój pierwodruk na różnych łamach: a to w latach 70. w Iwaszkiewiczowskiej „Twórczości" czy w „Kinie", a to dekadę później w podziemnym „Pulsie", to znów, już w wolnej Polsce, w „Życiu" i „Rzeczpospolitej", „Europie", a najczęściej w „Arcanach". Dodam, że „Nieczyste formy Różewicza" drukowane były uprzednio w tomie „Żadnych marzeń" (1987, 1989), a „Ostatni krzyk tamtej młodości" (o prozie Stanisława Czycza) w „Dziele niczyim". Tomasz Burek utrzymuje, że jego najnowsza książka nie mogłaby być inna, gdyż – co spostrzegł po fakcie – „sama się ułożyła i siłą własnego ciążenia uformowała, przybierając kształt istnego imbroglio". Niech i tak będzie.
Powrót do zasadniczości
Piszący te słowa szukał w „Niewybaczalnych sentymentach" tropów uzasadniających tamto, sprzed lat, odżegnanie się czy też zdystansowanie autora od krytyki literackiej. Z nieskrywaną ulgą nie znalazł ich wielu. Za to zwrócił uwagę na znamienne wyznania tyczące się nie tylko tejże krytyki. Oto przy okazji przyznania w 2008 r. Maciejowi Urbanowskiemu Nagrody imienia Andrzeja Kijowskiego Tomasz Burek zastanawiał się, dlaczego jury, w pracach którego uczestniczy, dopiero po raz drugi w całej historii nagrody honoruje książkę krytycznoliteracką w pełnym tego słowa znaczeniu (wcześniej laureatem został Włodzimierz Bolecki za pracę „Jedynie prawda jest ciekawa"). Czyżby brakowało książek oryginalnych, niepoprawnych, inicjujących twórcze fermenty? „A może krytyka jako całość – pytał – znajduje się od lat w impasie? Przecież jednak kandydował ongi do tej tu nagrody »Powrót człowieka bez właściwości« Cezarego Michalskiego, kandydowało »Marzenie o chuliganie« Andrzeja Horubały – żeby poprzestać na dwóch tylko przykładach. Ale wyszło inaczej i chyba nie całkiem fortunnie. Któż może wiedzieć, czy przyznana w odpowiednim momencie Nagroda imienia Andrzeja Kijowskiego nie byłaby władna zatrzymać obydwu niepospolicie utalentowanych młodzieńców przy krytyce literackiej, chroniąc ich potencjały intelektualne przed marnotrawstwem bądź to w ekscesach żurnalistycznych, bądź w powieściach balansujących na krawędzi pornografii. Takie to fantazje przychodzą poniewczasie do głowy jednemu jurorowi. W każdym razie stąd bierze się jego retrospektywne zakłopotanie. Ale – nie tylko stąd".
Następnie Tomasz Burek konstatuje: „Wraz z nadejściem lat 90. rządy nad kulturą objął swoisty duch empiryzmu. Objawił się, jak wiadomo, nobilitacją rzeczowości, skupieniem uwagi na konkrecie, obniżeniem poziomu zainteresowań, przyziemnością, żeby nie rzec, świniowatością ideału, obojętnością aksjologiczną, zastąpieniem tragicznego poczucia życia poczuciem cynicznym, ludycznym, banalistycznym". I akcentował juror, wygłaszając stosowną laudację, że nagrodzony krytyk żądał powrotu do zasadniczości – „w reakcji na chichotliwy postmodernizm Pilcha, Gretkowskiej i tylu innych, w odpowiedzi na krytykę bez zasad, anarchiczną i dekonstrukcjonistyczną, i tę, która stawała się segmentem wszechobecnego rynku reklamy – igraszką komercyjnego dowcipu".
Pasaże wolności
Nie inaczej reaguje na wszystkie te zjawiska, negatywnie odbijające się nie tylko na literaturze polskiej, sam autor „Niewybaczalnych sentymentów". I dlatego końcowy segment tej książki anonsuje jako „pospolite ruszenie wartości, mobilizację »pamięci ran« i najskromniejszych nawet redut pamięci w bitwie z neonihilizmem jako kulturową modą naszych dni. Modą okropną".
Co przeciwstawia tej „modzie" w „Niewybaczalnych sentymentach"? Wiersze Jana Polkowskiego, Wojciecha Kudyby i Anny Piwkowskiej, eseistykę Dariusza Karłowicza, ścierające się z „Ciemnotą Oświeconych" badawcze prace Adama Wielomskiego, „Wrońca" Jacka Dukaja, powieści Janusza Krasińskiego.