Stanowi ono dziwaczną mieszaninę masochizmu i zarozumialstwa, choć na pierwszy rzut oka te postawy wydają się sprzeczne.
Przywódcy samobiczują się i błagają o przebaczenie za zbrodnie i błędy popełnione przez władców panujących dawno temu i za które przepraszający nie ponoszą żadnej odpowiedzialności. Jednocześnie zakładają, całkowicie absurdalnie, że mogą w jakiś sposób naprawić błędy poprzedników, tak jakby nie tylko dziedziczyli ich grzechy, ale również możliwość ich odkupienia.
Nie ma możliwości zadośćuczynienia cierpieniom ofiar Hitlera czy Stalina, Franco czy Mao, Kościołów i religii, Brytyjczyków i Imperium Rzymskiego, handlarzy niewolników i niezliczonych w historii tyranów, ponieważ ofiary te, tak samo jak ich oprawcy, zniknęły dawno temu. Udzielenie „pocieszenia" ich „spadkobiercom" – wciąż żyjącym lub jedynie wyimaginowanym – bierze się być może z dobrych intencji, ale zawiera oczywisty błąd w rozumowaniu. Jego głównym celem jest w większości przypadków zaspokojenie narcyzmu tych, którzy sami nie byli ofiarami, ale lubią się czuć tak, jakby nimi byli. Rozczulanie się nad sobą i pławienie się w roli ofiary wydaje się być ulubioną rozrywką współczesnych. Poczucie przynależenia do prześladowanej mniejszości lub większości jest powodem do chwały, o którą warto zabiegać – nawet jeżeli ma się szczęście żyć w czasach, w których nikt nie gnębi nas z powodu narodowości, rasy albo płci.
*
Co pięć minut jakiś niemiecki przywódca przeprasza za obozy koncentracyjne, które zostały zamknięte, gdy był jeszcze dzieckiem. XX-wieczny papież składał hołd Galileuszowi, który umarł w 1642 roku. Południowoamerykańscy politycy o jednoznacznie hiszpańskich nazwiskach, takich jak Chavez czy Morales, wzywają – po hiszpańsku – króla Juana Carlosa, by bił się w piersi za czyny popełnione w XVI wieku przez Kolumba, Cortesa czy Pizzara. Sądzę, że jest tylko kwestią czasu to, że Spartanie zażądają odszkodowania od Irańczyków za to, co stało się w Termopilach, albo kiedy Europejczycy i Afrykanie wezwą włoskiego premiera Silvia Berlusconiego, by wyrwał sobie przeszczepione włosy i podarł elegancki garnitur w geście pokuty za występki rzymskich cesarzy.
Przeszłość to przeszłość – i nikt nie może jej naprostować. Nie zrobiliśmy tego, co zrobili inni, i nie mamy prawa przepraszać za czyny, których nie popełniliśmy. Inne myślenie jest po prostu przejawem arogancji. Nie możemy w niczym zadośćuczynić ofiarom, które dawno leżą w grobie. „Czasu nie da się ani cofnąć, ani zatrzymać" – twierdził XVI-wieczny pisarz Francisco de Quevado. Trudno zrozumieć, dlaczego ludzie nie przyjmują do wiadomości tego faktu. Wiedzieć, co się stało, to powinność zupełnie innego rodzaju. Temu służą książki historyczne, legendy, powieści i filmy. Wszystkie one mogą sprawić, że zbrodnie nie zostaną zapomniane.
*
To jednak nie wystarczy współczesnym narcyzom, którzy za wszelką cenę chcą postawić przed sądem martwych. Tak jakby nie było dosyć spraw, w których oskarżeni wciąż żyją i w wielu wypadkach mają się dobrze, niektórzy domorośli prokuratorzy chcą stawiać zarzuty trupom.
W Rosji, gdy prezydent Dmitrij Miedwiediew potępił ostatnio „politycznie" Stalina, o którym powiedział, że był „odpowiedzialny za niewybaczalne zbrodnie przeciwko własnemu narodowi", a którego reżim określił mianem „totalitarnego", niektórzy samozwańczy strażnicy moralności poszli dalej i zażądali „prawnego potępienia". Czego? Trupów?