Do kin trafił niedawno film Jerzego Hoffmana „1920 Bitwa Warszawska". Wiele złego można powiedzieć o aktorstwie‚ ale przyczyną porażki (przynajmniej artystycznej) jest bardzo słaby scenariusz. Czy nie lepiej było zekranizować powieść Józefa Mackiewicza „Lewa wolna" opowiadającą o tych samych wydarzeniach? Z pewnością‚ tyle że wciąż duża część literatury kresowej (szczególnie te pozycje‚ które powstały na emigracji) pozostaje poza głównym obiegiem polskiej kultury. Pół wieku nieustannego odcinania od kresowych korzeni zrobiło swoje.
Tę prawdę przypomina „Historia literatury kresowej"‚ pierwsza tak szeroko zakrojona próba opisu spuścizny literackiej Kresów. Książka Bolesława Hadaczka ma pewne wady. Przede wszystkim brak w niej w wielu miejscach wyjaśnień‚ a analizy utworów bywają pobieżne‚ ale też historia literatury kresowej wymagałaby co najmniej kilku tomów‚ nie zaś 450 stronic. Hadaczek stworzył znakomity zarys. Próbował wyodrębnić najistotniejsze tematy‚ motywy‚ trendy. Wreszcie pokazać oddziaływanie Kresów na główny nurt literatury polskiej. Dlatego książka jest doskonałym wprowadzeniem w problematykę dotyczącą naszej tożsamości i wielonarodowego dziedzictwa‚ o którym większość z nas niewiele wie.
Mit jasny i ciemny
Mianem Kresów określa się wszystkie ziemie wschodnie I i II Rzeczypospolitej‚ ale – pamiętajmy o tym – tylko te ziemie. Nie należą do nich ani cała Galicja‚ ani tym bardziej obszary dzisiejszego zachodu Polski. Rozpatrywanie Kresów w perspektywie postkolonialnej jest – przekonuje Hadaczek – zupełnie nietrafione. Rzeczpospolita nie była kolonizatorem podobnym np. do Wielkiej Brytanii‚ bo ziemie wschodnie zajmowaliśmy na drodze pokojowej (unia lubelska‚ małżeństwa pomiędzy Piastami‚ ruskimi Rurykowiczami i litewskimi Jagiellonami). Oczywiście‚ historia Kresów nie była sielanką. Często zdarzały się zatargi i poważne konflikty‚ ale nawet XVII-wieczne powstania na dzisiejszej Ukrainie nie miały charakteru stricte narodowowyzwoleńczego. Lachów się biło‚ bo nie płacili żołdu i nie chcieli nadać przywilejów siczowym Kozakom. Na Kresach osiedlali się także Żydzi wypędzeni z Europy Zachodniej. Zdarzały się pogromy‚ a Żydzi przez długi czas się nie asymilowali‚ ale ich ciągła obecność świadczy o tym‚ że tutaj przynajmniej dało się żyć.
Kresy nie umarły wraz z zaborami. Nawet po rozpadzie Rzeczypospolitej przetrwał projekt wielonarodowej wspólnoty (pamiętajmy‚ że to nie była tylko Rzeczpospolita Polska!; Jerzy Radziwiłł nieprzypadkowo do swojego brata Krzysztofa‚ hetmana polnego‚ pisał: „Aczem sam Litwinem się urodził i Litwinem umrzeć mi przyjdzie‚ jednak idioma polskiego języka zażewać w ojczyźnie naszej musiemy"). Taras Szewczenko‚ pierwszy wybitny ukraiński poeta‚ określał Polaków „druhami braćmi" i postulował odbudowę „raju naszego cichego". Przykładem trwałości idei dawnego państwa może być też manifestacja pod Horodłem w 1861 roku (upamiętniająca unię polsko-litewską z 1413 roku) ‚ podczas której śpiewano przełożoną na ukraiński pieśń „Boże, coś Polskę". To wszystko działo się już po upadku powstania listopadowego‚ które stało się początkiem końca marzeń o odbudowie Rzeczypospolitej. Kresy Północne były systematycznie rusyfikowane przez carski reżim‚ a na Kresach Południowych i w Galicji Wschodniej rodził się ukraiński nacjonalizm. Po powstaniu styczniowym zdecydowanie pogorszyła się sytuacja mieszkańców Kresów‚ przede wszystkim Polaków. Złotą legendę Kresów‚ zrodzoną w romantyzmie‚ propagowali m.in. Józef Bohdan Zaleski w swoich dumkach i Michał Czajkowski w powieściach historycznych‚ ale najpełniej rozwinęła się w literaturze Kresów Północnych. Idylliczną‚ nieledwie bajkową krainę znajdziemy choćby w „Panu Tadeuszu". „Kresonostalgia" w dużej mierze przyćmiła w pisarzach związanych z Rzeczpospolitą negatywne emocje i zaowocowała mitem kresowej arkadii. Czarna legenda narodziła się już w romantyzmie wraz z negatywnymi postaciami Kozaków‚ ale rozwinęła później m.in. u Brzozowskiego. Obraz bliższy rzeczywistości przedstawił Józef Mackiewicz‚ który konsekwentnie demitologizował soplicowską idyllę‚ a także Florian Czarnyszewicz w „Nadberezyńcach"‚ w których konflikty z ruskimi chłopami są codziennością. Po I wojnie światowej Rzeczpospolita odzyskała już tylko Kresy „bliższe". Traktat ryski (1921 rok) pozbawił kraj obszarów opisywanych przez Czarnyszewicza. Prawie milionowa społeczność polska znajdująca się po sowieckiej stronie została wywłaszczona. Ci‚ którzy nie wyemigrowali (w istocie była to emigracja‚ bowiem Polacy z dalszych Kresów musieli porzucić ojczystą ziemię) do nowej Rzeczypospolitej‚ często trafiali do łagrów. Film o ich losach byłby równie ciekawy jak „1920 Bitwa Warszawska" albo i ciekawszy. Materiału jest aż nadto. „Lewa wolna" i „Nadberezyńcy" do ekranizacji nadają się znakomicie‚ podobnie jak np. „Droga donikąd" Mackiewicza‚ poświęcona zagładzie Kresowian w czasie II wojny światowej.
Dziedzictwo
Bogdan Walczak‚ wybitny historyk języka polskiego, ustalił‚ że we współczesnej polszczyźnie właściwości kresowe stanowią aż 20 proc. Może to zaskakiwać‚ ale właściwie od samego początku nasza literatura była związana z ziemiami wschodnimi – tematycznie i językowo. Jan Kochanowski dokonaniom Krzysztofa Radziwiłła poświęcił „Jezdę do Moskwy"‚ twórczość Mikołaja Reja nasycona jest kolorytem roksolańskim (czyli czerwonoruskim)‚ co odbija się m.in. w spieszczających‚ zdrobniałych formach‚ a więc wszystkich tych „rozkoszkach"‚ „śliweczkach" i „ogródkach"‚ charakterystycznych dla mieszkańców Rusi Czerwonej. Barokowy poeta Szymon Zimorowic ze Lwowa napisał z kolei „Roksolanki‚ czyli ruskie panny" (nie należy mylić przymiotnika „ruski" z „rosyjski"). Pochodzący z Galicji Wschodniej Franciszek Karpiński był najwybitniejszym przedstawicielem sentymentalizmu‚ zawdzięczamy mu także wspaniałe pieśni religijne‚ m.in. „Kiedy ranne wstają zorze" i „Pieśń o narodzeniu Pańskim" („Bóg się rodzi‚ moc truchleje"). Z kolei Ignacego Krasickiego (z Dubiecka‚ dziś powiat przemyski)‚ bodaj najważniejszą postać na scenie literackiej polskiego oświecenia‚ Mickiewicz nazywał „prawdziwym Rusinem Południowym".