Na większości zdjęć, z przylizanymi włosami służącymi za „pożyczkę", wygląda jak chłopek-roztropek. Nawet przyjaciele, wysoko ceniący jego duchowe zalety, po cichu mówili, że jest to „anioł o wyglądzie stróża". Dopiero patrząc na młodzieńcze fotografie, widać, że niepozbawiony był intrygującej, niebanalnej urody, że mógł się podobać i zwracać uwagę także swoją fizycznością.
Naprawdę nazywał się Henryk Nowicki. Nazwisko wziął od budowniczego Starego Teatru w Krakowie Jana Zawiejskiego, zmienił tylko „j" na „y" i „Jana" na „Jerzego", co po wojnie – w 1946 r. usankcjonował formalnie. Urodził się w rodzinie katolickiej, szybko jednak utracił ojca, a osoba ojczyma fatalnie zaciążyć miała na jego życiu. Jak najszybciej też porzucił dom rodzinny wraz z wiarą... Powrócił do niej dopiero w wieku 40 lat, w środku okupacji hitlerowskiej. Do Kościoła katolickiego przywiedli go na powrót wielcy przewodnicy: żyjący w Paryżu kapłan i filozof ks. Aleksander Jakubisiak, dzięki któremu poznał piewcę katolickiego personalizmu Emmanuela Mouniera, a w kraju duszpasterz Lasek – ks. Władysław Korniłowicz i przyszły kapelan Szarych Szeregów, a w końcu życia członek KOR – ks. Jan Zieja.
Ten „powrót do domu", czyli do Kościoła katolickiego odcisnął piętno na okupacyjnej i powojennej twórczości Jerzego Zawieyskiego. Autora dziś niemal ze szczętem zapomnianego, nieczytanego, a przecież po wojnie jednego z najbardziej wziętych dramatopisarzy, autora cieszącego się ogromnym powodzeniem „Rozdroża miłości".
Gdy w latach stalinowskich skazany został na milczenie, rósł mit katolickiego pisarza niepokornego, by z całą mocą ujawnić się w 1956 r., kiedy to Październik radykalnie zmienił sytuację życiową Zawieyskiego – autora, a przede wszystkim – działacza politycznego, jednego z nominalnie najważniejszych ludzi w państwie. W komunistycznym państwie postanowiono skrawkiem władzy podzielić się z „niewiernymi", czyli katolikami: stąd Jerzy Zawieyski w Sejmie, a następnie w Radzie Państwa.
Jego wydane właśnie „Dzienniki" (ukazał się tom pierwszy, obejmujący lata 1955 – 1959, tom drugi przyniesie zapiski z lat 1960 – 1969) dowodzą, jak bardzo diaryście zależało na pisarstwie. Angażując się w życie polityczne kraju, będąc swoistym łącznikiem między partyjnym sekretarzem Władysławem Gomułką a księdzem prymasem Stefanem Wyszyńskim, nie zapominał o swojej twórczości, dbając o edycje książek, wystawianie sztuk, kręcenie filmów na podstawie jego opowiadań („Prawdziwy koniec wielkiej wojny", „Odwiedziny prezydenta").
Kiedy 14 listopada 1956 r. przyjęty został przez Edwarda Ochaba (nawiasem mówiąc, swego przedwojennego znajomego: „U mnie w domu Ochab urządzał zebrania partii, o czym nie wiedziałem – zapisał w dzienniku dzień wcześniej. – Gdy zostałem zaaresztowany, u mnie była rewizja i dwa dni spędziłem w urzędzie śledczym na Daniłowiczowskiej". Niewątpliwie był wówczas Zawieyski bliski komunizmowi), przedstawił mu listę kandydatów do mandatów poselskich ze środowiska katolickiego. Widząc brak nazwiska Zawieyskiego, Ochab spytał: – A wy?
„Ja – odparłem – jestem przede wszystkim pisarzem. To główne zadanie mojego życia".