Czy Maria Skłodowska-Curie była feministką?
Na pewno była wybitną uczoną. Była też kobietą wyemancypowaną i samodzielną. Ale z pewnością nie miała tożsamości feministycznej.
Aktualizacja: 03.03.2012 00:00 Publikacja: 03.03.2012 00:01
Foto: ROL
Czy Maria Skłodowska-Curie była feministką?
Na pewno była wybitną uczoną. Była też kobietą wyemancypowaną i samodzielną. Ale z pewnością nie miała tożsamości feministycznej.
Co to właściwie znaczy mieć tożsamość feministyczną? W Polsce nie mogła się kształcić. Żeby studiować, musiała wyjechać do Francji. Tam też rzucano jej kłody pod nogi. A ona przełamywała tabu patriarchalnego społeczeństwa. To nie wystarczy, żeby uznać ją za feministkę?
W XIX wieku dążenia do tego, żeby się kształcić, pracować zawodowo, a także mieć równe prawa z mężczyznami, nie musiały mieć charakteru feministycznego. Maria Konopnicka, Eliza Orzeszkowa, Ola Szczerbińska (późniejsza Piłsudska), Maria Kretkowska (szefowa Zjednoczonego Koła Ziemianek) czy Jadwiga Szczawińska-Dawid (założycielka Uniwersytetu Latającego) – mogłabym ciągnąć długo – nie były feministkami. Deklarowały to wprost i należy to uszanować. Poza tym odpowiedź na tzw. kwestię kobiecą nie polegała na wyborze: feminizm albo tradycjonalizm. To fałszywa perspektywa.
A jaka jest ta prawdziwa?
Taka, że feminizm w Polsce stanowił jedną z odpowiedzi na pytanie o model emancypacji kobiet – niejedyną i nie najważniejszą. Dużo aktywnych kobiet popierało hasło emancypacji, ale zupełnie nie odnajdywały się w konwencji feministycznego antagonizmu płci. Feminizm powstał w krajach zachodnich. A tam ludzie mieli swoje państwa, parlamenty, partie polityczne, związki zawodowe. W Polsce ten typ feminizmu nie mógł się przyjąć.
Dlaczego?
Dlatego, że podstawową opresją kobiet polskich była obca władza, a konkretnie – agresywne nacjonalizmy rosyjski i niemiecki.
I Polki naprawdę tak to postrzegały?
Tak. Wiele kobiet doświadczyło tego na własnej skórze. Podam przykład: po powstaniu styczniowym młoda Orzeszkowa przyjeżdża do Warszawy, żeby podjąć pracę w telegrafach. I nie dostaje jej, bo jest Polką. Maria Konopnicka z kolei nagłaśniała w całej Europie sprawę pobicia polskich dzieci we Wrześni. Wciągnęła w to cały polski ruch kobiecy i dużą część zagranicznego. Wspólnie ze swoją przyjaciółką Marią Dulębianką, malarką i sufrażystką, napisały list protestacyjny do rektora Oksfordu, kiedy ten nadał cesarzowi Niemiec Wilhelmowi II tytuł doktora honoris causa.
Co było punktem zwrotnym? Kiedy kobiety powiedziały sobie: nie możemy tak dłużej żyć, działamy?
Powstanie styczniowe. Kobiety masowo wzięły w nim udział. To była dla nich praktyczna szkoła polityki, bardzo brutalna. Powstanie to była ich walka. I ich klęska.
Mówi pani „masowo wzięły udział". Przecież niecałe społeczeństwo wspierało powstanie.
To prawda. Masowo wspierały ziemianki. To było doświadczenie kobiet uważanych za symbole całego ruchu kobiecego w XIX wieku: Orzeszkowej, która najprawdopodobniej ukrywała u siebie Romualda Traugutta, czy Konopnickiej, która w powstaniu straciła jedynego brata. Wiele kobiet doświadczyło okrucieństw. Widziały gwałty, mordy, grabieże. Pisała o tym Maria Rodziewiczówna, której matka za pomoc powstańcom została aresztowana i osądzona, choć była w zaawansowanej ciąży. Kobiety traciły majątki, musiały iść do pracy.
A zatem po powstaniu zdeklasowane ziemianki i inteligentki idą do pracy i zaczynają działać na rzecz kobiet?
Nie od razu, tamto pokolenie zostało złamane. Kobiety zaczęły działać 20 lat później. Ale w pamiętnikach działaczy niepodległościowych powtarza się często schemat: inicjacja do polityki odbywa się za pośrednictwem kobiet, które były zaangażowane w powstanie. Nie muszę chyba mówić, jak ogromną rolę w formacji synów odegrała matka Józefa Piłsudskiego.
O co chodziło działaczkom XIX-wiecznych ruchów kobiecych? Chyba nie tylko o patriotyzm?
Nie tylko. Walczyły o zmianę kodeksu cywilnego, który we wszystkich zaborach upośledzał kobiety. Na przykład po śmierci męża kobieta nie mogła decydować o losie dzieci, bez zgody męża nie mogła podejmować pracy zawodowej ani dysponować własnym majątkiem. Walczyły o wstęp na uniwersytety, o to, żeby nie było – jak mawiał Bolesław Prus – „fizyki i arytmetyki dla kobiet", czyli wiedzy skrojonej na miarę salonowych panienek. W latach 80. XIX w. Jadwiga Szczawińska-Dawidowa tworzy pierwszą nielegalną uczelnię wyższą dla kobiet – Uniwersytet Latający w Warszawie.
Dlaczego nielegalną?
Bo w zaborze rosyjskim kobiety nie mogły studiować. Cesarski Uniwersytet Warszawski nie przyjmował kobiet.
A w innych zaborach?
W zaborze niemieckim nie dopuszczono do powstania polskiego uniwersytetu, a niemiecka politechnika w Bydgoszczy też nie przyjmowała kobiet.
To feministki mają rację: w tamtym czasie w Polsce kobiet na studia wyższe nie przyjmowano.
Ale zapominają, że to pozytywiści warszawscy stawiali postulat edukacji kobiet, w tym dostępu do studiów wyższych. Tylko że nic nie mogli zrobić. Kobiety przyjmowano na studia w Galicji. Był to region autonomiczny, rządzony przez Polaków. Od 1897 r. kobiety studiowały filozofię i medycynę we Lwowie i w Krakowie.
W jaki sposób ówczesne kobiety próbują zmieniać rzeczywistość?
Tworzą nielegalne stowarzyszenia samopomocowe, edukacyjne, polityczne. Część wybiera drogę najbardziej radykalną – idzie do Organizacji Bojowej Józefa Piłsudskiego. Kiedy uchylono zakaz stowarzyszania się, czyli po rewolucji 1905 r., w Kongresówce zarejestrowano organizacje, które walczyły o prawa polityczne kobiet: Zjednoczone Koło Ziemianek pod przewodnictwem Marii Kretkowskiej i Marii Rodziewiczówny oraz Związek Równouprawnienia Kobiet Polskich z Pauliną Kuczalską-Reinschmit na czele, która wydawała warszawski „Ster". I ziemianki, i „sterniczki" odwoływały się do tych samych ikon ruchu kobiecego: Orzeszkowej i Konopnickiej.
Czyli słusznie współczesne feministki też się do nich odwołują?
Obie pisarki były wielkimi patriotkami i wyemancypowanymi kobietami. Prawo do odwoływania się do nich mają więc wszystkie kobiety: socjalistki, konserwatystki, także feministki. Problem leży gdzie indziej: współcześnie feminizm stał się ruchem masowym, a w środowiskach akademickich zdobył pozycję dominującą. I na całej tradycji ruchu kobiecego kładzie swój stempel. Poglądy Orzeszkowej i Konopnickiej odbiegały jednak od tych, które głoszą współczesne feministki. Obie ceniły tradycję narodową, dostrzegały wartość rodziny, wspólnoty i religii, nawet jeśli same nie były religijne. Współczesny feminizm te kobiety zawłaszczył i ulepił po swojemu.
Jeśli kobiety nie działały z pobudek feministycznych, to z jakich?
W idzę kilka źródeł inspiracji: solidaryzm społeczny, liberalizm angielski i republikanizm. Od lat 90. XIX wieku kobiety odwołujące się do nauki społecznej Kościoła, czyli encykliki Rerum Novarum, zawiązują Zjednoczone Koło Ziemianek. Do wybuchu I wojny światowej to była najliczniejsza organizacja kobieca na ziemiach polskich. Ziemianki za własne pieniądze zakładają szkoły, biblioteki, ochronki, warsztaty pracy dla wiejskich kobiet i dziewcząt. Uważają, że obowiązkiem kobiet jest zwalczanie kapitalistycznego wyzysku biednych i zawiązywanie więzi między elitą a ludem. Od 1905 do 1918 r. prowadzą propagandę na rzecz równouprawnienia. Mówią: dajcie nam prawa polityczne, żebyśmy mogły lepiej wykonywać nasze obywatelskie obowiązki.
A „sterniczki"?
Wzorowały się na liberalizmie angielskim, ale nie ortodoksyjnie. Niektóre były antyklerykalne. W kwestiach kobiecych – liberalne, społecznych – lewicowe. W sprawach obyczajowych surowe, propagowały czystość przedmałżeńską, monogamiczne małżeństwo, wychowanie seksualne młodzieży w duchu wstrzemięźliwości etc. Były jeszcze dromaderki...
Kto?
Tak nazywano kobiety, które związały się z Partią Socjalistyczną. Przenosiły pod sukienką bibułę i broń dla bojowców PPS. Ola Szczerbińska wspominała, że trzeba było umieć nosić dynamit pod gorsetem. Brak wyczucia mógł kosztować życie. W latach I wojny światowej masowo garnęły się do polskiego wojska.
Walczyły na froncie?
Jasne, choć Piłsudski miał straszliwe opory, żeby wysyłać je na front. Kobiety wstępowały mi. in. do Polskiej Organizacji Wojskowej, I Legionu, Ochotniczej Legii Kobiet, służb medycznych. Dużo kobiet broniło Lwowa w czasie walk o granice. Ale najbardziej zapomniane są wywiadowczynie z wojny polsko-bolszewickiej. Dla polskiego wywiadu pracowało 21 kobiet. To były młode dziewczyny po pensjach, czasem z rozpoczętymi studiami. Stylizowały się na chłopki, nacierały czosnkiem, nazywały to „proletariackim pachnidłem". Wszystkie zostały odznaczone Virtuti Militari. Aż 16 pośmiertnie.
Dlaczego to robiły?
Z pobudek patriotycznych. Od lat 80. XIX wieku panowało przekonanie, że prawa polityczne połączone są z obowiązkiem służby wojskowej. „Obywatel" to był ten, kto głosował i bronił ojczyzny. Polki potraktowały to serio. Poza tym wojna z bolszewikami była dla nich klamrą spinającą teraźniejszość z przeszłością, również z tamtym nieudanym powstaniem, do którego poszły ich matki i babki. Bo, widzi pani, te kobiety bardzo chciały być obywatelkami wolnej Polski – normalnego europejskiego państwa z własną szkołą, wojskiem, parlamentem. Jak z Wyspiańskiego.
Magdalena Gawin jest historykiem. Pracuje w Polskiej Akademii Nauk. Przygotowuje pracę na temat sporów wokół równouprawnienia kobiet w latach 1864 – 1919
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
Czy Maria Skłodowska-Curie była feministką?
Na pewno była wybitną uczoną. Była też kobietą wyemancypowaną i samodzielną. Ale z pewnością nie miała tożsamości feministycznej.
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Przez wciąż wysoki wskaźnik inflacji wydatki świąteczne Polaków rosną z roku na rok. Podczas gdy w 2022 roku było to średnio 1427 zł, to w 2023 roku przeciętny Polak wydał na święta już 1490 zł .
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Ugody frankowe jawią się jako szalupa ratunkowa w czasie fali spraw, przytłaczają nie tylko sądy cywilne, ale chyba też wielu uczestników tych sporów.
Współcześnie SLAPP przybierają coraz bardziej agresywne, a jednocześnie zawoalowane formy. Tym większe znacznie ma więc właściwe zakresowo wdrożenie unijnej dyrektywy w tej sprawie.
To, co niszczy demokrację, to nie wielość i różnorodność opinii, w tym niedorzecznych, ale ujednolicanie opinii publicznej. Proponowane przez Radę Ministrów karanie za „myślozbrodnie” to znak rozpoznawczy rozwiązań antydemokratycznych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas