Polskie obowiązki

"Wierzby piaszczysta droga łan pszenicy niebo plus pierzaste obłoki"... To smutne, ale wydaje się, że pokolenie wychowane w ostatnich latach PRL jest już ostatnim, u którego ta przepiękna Herbertowska fraza budzi emocje.

Publikacja: 30.11.2012 19:00

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

A jeśli u młodych budzi – to negatywne. Idę o zakład, że gdyby umieścić w teście historycznym pytanie, kto jest autorem „Rozważań o problemie narodu", i dać do wyboru obok Zbigniewa Herberta także Romana Dmowskiego, ogromna część młodych ludzi wychowanych już w III RP przypisałaby ten tytuł raczej twórcy endecji niż poecie. Bo przecież subtelny pisarz moralista żyjący w czasach współczesnych nie mógł się zajmować kwestią już całkiem nieaktualną, archaiczną, typową może dla lat 30. ubiegłego stulecia...

Postępująca poprawność polityczna spowodowała, że słowo „nacjonalizm", które jeszcze w moim dzieciństwie wydawało się bliskie słowu „patriotyzm", dziś jest nacechowane negatywnie – w słownikach wyrazów bliskoznacznych zestawiane z szowinizmem i ksenofobią. Ale jak się temu dziwić, skoro coraz częściej nawet i patriotyzm jest przedstawiany jako przyczyna wszelkiego zła na świecie, a słowo „naród" mało komu przechodzi przez gardło. U jednych przyczyną jest wdrukowany w ich zniewolone umysły strach przed miłością do ojczyzny, która ponoć nieuchronnie prowadzi do konfliktów i wojen. U innych – zwykła mimikra, lęk przed potępieniem. U niektórych także obawa przed patosem, przed poważnym traktowaniem pojęć, których przecież – w świecie opanowanym przez cyników i prześmiewców – nie należy traktować serio.

Ostatnim spośród mainstreamowych polityków, który wielokrotnie używał w swoich wystąpieniach przymiotnika „narodowy", był... Leszek Balcerowicz. Półtorej dekady temu wicepremier, chcąc przekonać sejmową większość do swoich pomysłów, natrętnie powtarzał zbitkę „budżet narodowy". Już wtedy można podejrzewać, że to jedynie piarowska manipulacja, do czego Balcerowicz przyznał się  – pośrednio – niedawno. Krytykując pomysł powołania przez rząd Donalda Tuska spółki Polskie Inwestycje, dorzucił, że „»Polska«", »rodzina« i »naród« to słowa, które zastępują u nas rzetelną analizę"...

Balcerowicz mógł sobie pozwolić na rzucanie słów, które – wedle jego własnej opinii – „zastępują rzetelną analizę", mógł epatować narodem i nikt mu tego nie wypominał. Bo jak powszechnie wiadomo, sam był chodzącą legendą i „rzetelną analizą", więc o tendencje nacjonalistyczne nikt nawet nie śmiałby go posądzić. Gdyby zaś o narodzie śmiał powiedzieć któryś z prawicowców, zostałby przez media zjedzony z butami.

Ciekawe, że cała ta „antynarodowa" poprawność polityczna i postępująca za nią od wielu już lat brutalna społeczna indoktrynacja okazały się ostatecznie nieskuteczne. Deklarowany wszem i wobec przez eurokratów brak zainteresowania interesami narodowymi był wyłącznie fasadą i w czasach załamania gospodarczego – co trafnie opisał parę dni temu w „Rzeczpospolitej" szef Stratforu George Friedman – w Europie odrodziły się tendencje nacjonalistyczne.

Oczywiście w taki sposób śmiał je nazwać jedynie amerykański analityk. Politycy europejscy unikają podobnych sformułowań jak ognia. Usiłują zaczarować rzeczywistość i wciąż ukrywają naturalne przecież przyczyny rywalizacji i sporów między państwami Unii Europejskiej. A najważniejszą z tych przyczyn jest fakt, że Niemcy czują bliski związek nie z Grekami i Portugalczykami, ale z innymi Niemcami, Hiszpanie nie z Brytyjczykami czy ze Szwedami, ale z innymi Hiszpanami, i tak dalej. Tak było zawsze, jeszcze długo tak będzie i trudno się temu dziwić.

Informacje o śmierci europejskich nacji okazały się mocno przesadzone. Narody Europy nie rozpłynęły się w mdłej unijnej pulpie, wręcz przeciwnie, nabrały wigoru. Ich liderzy nie zabiegają zazwyczaj o realizację nieco abstrakcyjnych „wartości europejskich", ale walczą o interesy swoich rodaków (kolejne słowo, które zostało w ostatnich latach po cichu zamordowane).

To najlepsza lekcja nacjonalizmu. W pozytywnym znaczeniu. Lekcja udzielana nam, Polakom, coraz rzadziej pamiętającym, że mamy „obowiązki polskie", i tak niechętnie przyznającym się, że walczymy o nasze narodowe interesy. Lekcja przywiązania do własnej nacji, zgodnie z refleksją Herberta, iż „ten okrwawiony węzeł powinien być ostatnim, jaki wyzwalający się potarga".

A jeśli u młodych budzi – to negatywne. Idę o zakład, że gdyby umieścić w teście historycznym pytanie, kto jest autorem „Rozważań o problemie narodu", i dać do wyboru obok Zbigniewa Herberta także Romana Dmowskiego, ogromna część młodych ludzi wychowanych już w III RP przypisałaby ten tytuł raczej twórcy endecji niż poecie. Bo przecież subtelny pisarz moralista żyjący w czasach współczesnych nie mógł się zajmować kwestią już całkiem nieaktualną, archaiczną, typową może dla lat 30. ubiegłego stulecia...

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą