Dobry pan i jego pałki

Edward Gierek spodobał się Leonidowi Breżniewowi, bo znał się na metalurgii, nosił zawsze świetnie skrojone garnitury, a na dodatek był małomówny. I sympatia Breżniewa przesądziła o karierze Gierka.

Publikacja: 08.06.2013 01:01

Dobry pan i jego pałki

Foto: ROL

Napisał pan trzy książki o Edwardzie Gierku, a nawet trzy i pół, bo w najnowszej „Wańka-Wstańka" (wywiadzie rzece przeprowadzonym z panem przez Krzysztofa Pilawskiego) też pan wspomina o tym I sekretarzu KC PZPR, który rządził Polską przez całe lata 70. Dla historyków Gierek to jeden z komunistycznych dyktatorów, dla SLD – mąż stanu, który przebudował Polskę. A dla pana?



Dla mnie to był intrygujący jak na PRL polityk, którego niełatwo jest zaszufladkować. Nie miał wykształcenia, ale był świadomy swoich ograniczeń i skutecznie kształcił się sam. Nauczył się literackiej francuszczyzny, dużo czytał np. Anatola France'a, działał w młodości w kole teatralnym. Gdy był już sekretarzem partii w Katowicach, brał lekcje języka polskiego, a oprócz tego nauczył się rosyjskiego. Później z Rosjanami rozmawiał w ich języku. W plebiscycie „Gazety Wyborczej" w 2005 roku  połowa Polaków uznała, iż Edward Gierek jest przywódcą, który zrobił najwięcej dla Polski po II wojnie światowej. Pokonał nawet Lecha Wałęsę, co wywołało szok naszych elit politycznych.



Dlaczego ludzie go tak dobrze wspominają?



Z punktu widzenia szarego człowieka Gierek był bardzo pozytywną postacią. Dbał o poprawę stopy życiowej, przejawiał troskę o obywateli. Za jego czasów było w miarę spokojnie i bezpiecznie pod względem ekonomicznym. Trafiały się co prawda skazy na tym wizerunku – były niedobory towarów, komercyjne sklepy. Ale nie dochodziło do aktów ksenofobicznych, takich jak za czasów jego poprzednika. Nie mówiąc już o epoce Bieruta. Ludzie, którzy nie walczyli z systemem, żyli dobrze.

Złota dekada w siermiężnym komunizmie.

Gierek rzucił hasło wzrostu stopy życiowej i rozwoju gospodarczego „Zbudujemy nową Polskę". Robił w tym kierunku sporo – otworzył granice, stworzył ludziom możliwości kupna 150 dolarów po cenie państwowej, dwukrotnie niższej od czarnorynkowej,  i szanse wyjazdu za granicę na wczasy. Zakupił licencje na rozmaite produkty. Budował fabryki.  Do tego dochodził rozwój budownictwa mieszkaniowego. Na mieszkania czekało się długo, bo było ich za mało, ale za to płaciło się grosze. Za mieszkanie spółdzielcze – 10 proc. jego wartości, a za własnościowe – 25 proc. To były szalone upusty. I Gierek budował tych mieszkań 300 tys. rocznie, co było absolutnym rekordem, którego nigdy później nie powtórzono. Nic dziwnego, że z tej perspektywy jawi się jako dobry pan, który się troszczył o ludzi. Z tym, że on musiał przegrać, bo jego ideologiczna koncepcja sfinansowania licencji nie mogła się sprawdzić. Zniszczyły więc Gierka – jak i cały system – dogmaty ideologiczne.

To jednostronny obraz. Edward Gierek, podobnie jak wszyscy przywódcy PZPR, był człowiekiem Moskwy, usiłował związać Polskę z Kremlem, wpisując do konstytucji naszą przyjaźń ze Związkiem Radzieckim. Jego hasła typu „Pomożecie? Pomożemy" i gospodarskie wizyty już w latach 70. były obśmiewane przez ludzi.

Pomysł konstytucyjnych gwarancji przyjaźni ze Związkiem Radzieckim Gierek traktował jako posunięcie, które miało mu zjednać sympatię Moskwy. Uważał, że Polska dla utrzymania ziem zachodnich potrzebuje stałego poparcia Związku Radzieckiego, bo to jest jedyny kraj, który  broni powojennego porządku. Uznał, że warto zapłacić za tę gwarancję. Z drugiej strony liczył, że dzięki kredytom zachodnim rozbuduje gospodarkę, co później pozwoli renegocjować ze Związkiem Radzieckim pozycję Polski. Dlatego próbował związać nas z Zachodem. Wielu zachodnich przywódców przyjeżdżało za jego rządów do Polski, m.in. prezydent USA  Richard Nixon. Tak więc to wszystko nie było takie proste. Pomysł Gierka o wpisaniu do konstytucji przyjaźni ze Związkiem Radzieckim w sensie pragmatycznym był zrozumiały. Tyle że niezgodny z duchem polskim, stąd liczne protesty w tej sprawie, które zaciążyły na ocenie tej dekady.

Nie tylko to. Były też  protesty robotnicze w 1976 roku w Radomiu i Ursusie, po skokowym wzroście cen żywności, brutalnie stłumione przez władze. Pod tym względem Gierek specjalnie nie różnił się od Władysława Gomułki.

Represje po strajkach w Radomiu i Ursusie były jego głównym grzechem wobec społeczeństwa. To go kompromitowało, z czego zdawał sobie sprawę i w rozmowach ze mną przepraszał za to. Ale Gierek różnił się mimo wszystko od Gomułki – nie aprobował interwencji z użyciem broni palnej. Dlatego za jego czasów wyposażono milicję w pałki, tarcze, armatki wodne i milicja czy ZOMO tylko z takim uzbrojeniem wychodziły na ulice. Poza tym Gierek nie zwalczał opozycji tak brutalnie jak np. w czasach stalinowskich, gdy stosowano tortury, ferowano liczne wyroki śmierci, a w więzieniu można było przesiedzieć długie lata bez wyroku. Za Gomułki karano wysokimi wyrokami, lecz nie torturowano. Za Gierka i to się zmieniło, ludzie byli nękani, zatrzymywano ich na 48 godzin, co oczywiście było naganne i nużące, ale nie skazywano na śmierć.

Po Radomiu i Ursusie były ostre represje wobec robotników, aresztowania ludzi opozycji. Stanisław Pyjas, działacz opozycji, został śmiertelnie pobity na zlecenie policji politycznej.

Gierek poczuł się osobiście urażony, że doszło do tych strajków. Uważał, że  protestujący zniszczyli wizerunek Polski za granicą. Bo on miał świetną prasę na Zachodzie, a strajki to zmieniły. Gierek nie mógł się z tym pogodzić. Doszła do głosu jego emocjonalność – nazwał protestujących robotników warchołami. Efektem tego wystąpienia były represje wobec robotników, słynne ścieżki zdrowia, czyli brutalne bicie aresztowanych. I zapadały ostre wyroki. Natomiast jeśli chodzi o Pyjasa, to Gierek po jego zamordowaniu (zresztą do dziś niepotwierdzonemu przez sąd) odwołał z Krakowa pierwszego sekretarza partii i posłał na jego miejsce Kazimierza Barcikowskiego. Całą sprawę uznał za prowokację wymierzoną przeciwko sobie.

Strajki po raz kolejny zburzyły mit o tym, że partia i naród stanowią jedność?

To prawda, a Gierek z dobrego pana z dnia na dzień przedzierzgnął się w twardego dyktatora. Ale później wycofał się z tego rakiem. W następnym roku, gdy rozpoczęły się aresztowania członków KOR, niespodziewanie ogłosił amnestię z okazji 22 Lipca. Zrobił to bez porozumienia z Biurem Politycznym. Uwięzieni wrócili do domu, a opozycja uznała, że piekła nie ma, można działać śmielej. I wtedy zaczął się niebywały rozkwit podziemnej działalności.  Gierek na  spotkaniach z przywódcami bratnich krajów zawsze musiał się z tego tłumaczyć. Ale jakoś to wszystko trwało i nic się nie zawalało. Tyle że w aparacie partyjnym zaczęły narastać nerwowe nastroje, czego Gierek nie dostrzegł. Jego otoczenie zdawało sobie sprawę, że on swoją polityką prowadzi ich na manowce. Czyli źle chroni interesy nomenklatury.

Co Gierek mówił panu o protestach w Radomiu?

Opowiadał, że premier Piotr Jaroszewicz był przekonany, iż Radom był prowokacją Stanisława Kani, który wówczas nadzorował Główny Zarząd Polityczny Wojska Polskiego. Jaroszewicz do śmierci był pewien, że Radom to była gra aparatu przeciwko ekipie Gierka. Ale Gierek w to nie uwierzył i na swe nieszczęście zachował Kanię – może dlatego, że ten w roku 1970 zdradził Gomułkę i pomógł w wyniesieniu Gierka. Ale raz jeszcze potwierdziło się, że ludzie, którzy kogoś zdradzili, nie zawahają się powtórzyć tego uczynku.

Gierek cieszył się sporą sympatią Breżniewa.

Breżniew zlecił swoim ludziom przygotowanie listy potencjalnych szefów partii w poszczególnych krajach bloku wschodniego. W Polsce odpowiadał za to działacz KPZR Piotr Kostikow, a Gierek jako pierwszy sekretarz PZPR na Śląsku latami go emablował. Z kolei Gomułka brał Gierka na wyjazdy do ZSRR, bo jako górnik pasował mu do delegacji. Breżniew miał się za znawcę metalurgii i podczas jednej z takich wizyt zaczął męczyć szczegółowymi pytaniami w tej sprawie premiera Józefa Cyrankiewicza. Ale  Cyrankiewicz się na tym nie znał i zdesperowany powiedział Breżniewowi: w naszej delegacji jest towarzysz Gierek, który pochodzi ze Śląska, zna się na górnictwie i hutnictwie. Gierek bardzo się spodobał Breżniewowi, bo rzeczywiście znał się na metalurgii, poza tym robił wrażenie dobrą prezencją, nosił zawsze świetnie skrojone garnitury, a na dodatek był małomówny. I ta sympatia Breżniewa oraz lista Kostikowa przesądziły o karierze Gierka. Takie rzeczy w kuchni politycznej odgrywają ogromną rolę. Później, już za rządów Gierka, Breżniew często przyjeżdżał do Polski i bardzo dobrze się tu czuł, tym bardziej że Gierek zawsze go świetnie ugaszczał.

Edward Gierek był więc zręcznym graczem politycznym?

Nie do końca. Gierek patrzył na partię idealistycznie. Uważał, że potrzebna jest wspólna praca myślowa nad budowaniem potęgi Rzeczypospolitej. Chciał na przykład, żeby na sylwestra wszyscy członkowie Biura Politycznego z żonami bawili się na wspólnym balu. A tymczasem to było stado szerszeni. Każdy swoje kombinował, trwała ostra rywalizacja o wpływy. Jestem przekonany, że letni strajk 1980 roku był pod ochroną przeciwników Gierka.

Mówi pan o strajku lubelskim?

Tak. Ten strajk to było coś nieprawdopodobnego. Protestujący przyspawali pociągi do szyn. A trzeba pamiętać, że w PRL kolej była strukturą na wpół zmilitaryzowaną. Tymczasem na trzy dni przerwano połączenie grupy zachodniej Armii Radzieckiej z samym ZSRR. W każdym kraju komunistycznym taki strajk spowodowałby trzęsienie ziemi, a Gierek udał, że nic się nie stało. Odbywała się narada aktywu partyjnego i na ten temat nie padło ani jedno słowo.

Dlaczego Gierek tak się zachował?

Przypuszczam, że uznał to za najlepszą metodę załatwienia sprawy.  I na swój sposób tak było. Pominięcie milczeniem tematu, który jego przeciwnicy natychmiast wykorzystaliby do ataku, sprawiło, że nie doszło do konfrontacji. Twierdzę jednak, że strajki 1980 roku były po części efektem intryg przeciwko Gierkowi w łonie PZPR. Tyle że gdy rozlały się na cały kraj, wszystko wymknęło się spod kontroli.

Czy Gierek był komunistą?

W rozmowie ze mną przyznawał się do tradycji PPS, ale w rzeczywistości wspierał się – w sensie politycznym – na  pokoleniu ZMP-owców, którzy byli pragmatyczni, a nie ideowi, w odróżnieniu od ich poprzedników z KPP. Co prawda Gierek był od nich starszy, ale za jego czasów PZPR była już w gruncie rzeczy formacją postkomunistyczną, odległą od liturgii marksistowskiej. On to akceptował, bo uważał, że komunizm wprowadził naród w rozedrganie emocjonalne. A Edward Gierek chciał, żeby była jedność społeczeństwa i partii, i – tak jak w znanym sloganie – aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej. Dla twardych komunistów to była herezja.

W stanie wojennym Gierek był internowany. Jak wspominał ten okres?

Jak najgorzej. Siedział w internowaniu przeszło rok, do 18 grudnia 1982 roku. Na początku w naprawdę kiepskich warunkach w zdewastowanym budynku po szkole milicyjnej. Szyby w oknach były powybijane, a była przecież ostra zima. Wypuszczano ich na spacery pojedynczo w asyście milicjantów i psów. Gierka łamały korzonki i nie mógł spać po nocach. Wojciech Jaruzelski później w rozmowie ze mną usprawiedliwiał się z tego powodu i mówił, że to nie było potrzebne, ale prawda jest taka, że jego ekipa Gierka się bała. Dlatego chcieli zniszczyć jego legendę, rozsiewali różne plotki, np. że jego żona czesała się w Paryżu. Gdy Edward Gierek został wypuszczony i przyjechał na proces byłego prezesa TVP Macieja Szczepańskiego, to pracownicy sądu urządzili mu demonstrację poparcia. To wtedy pojawiały się na murach napisy: „Wracaj Gierek do koryta, lepszy złodziej niż bandyta".

—rozmawiała Eliza Olczyk

Janusz Rolicki jest dziennikarzem i publicystą, w czasach PRL pracował w tygodnikach „Polityka" i „Kultura" oraz w TVP. Po 1989 roku redaktor naczelny „Trybuny". Opublikował m.in. wywiady rzeki „Edward Gierek. Przerwana dekada" (1990) i „Edward Gierek. Replika" (1990) oraz biografię „Edward Gierek. Życie i narodziny legendy" (2002)

Napisał pan trzy książki o Edwardzie Gierku, a nawet trzy i pół, bo w najnowszej „Wańka-Wstańka" (wywiadzie rzece przeprowadzonym z panem przez Krzysztofa Pilawskiego) też pan wspomina o tym I sekretarzu KC PZPR, który rządził Polską przez całe lata 70. Dla historyków Gierek to jeden z komunistycznych dyktatorów, dla SLD – mąż stanu, który przebudował Polskę. A dla pana?

Dla mnie to był intrygujący jak na PRL polityk, którego niełatwo jest zaszufladkować. Nie miał wykształcenia, ale był świadomy swoich ograniczeń i skutecznie kształcił się sam. Nauczył się literackiej francuszczyzny, dużo czytał np. Anatola France'a, działał w młodości w kole teatralnym. Gdy był już sekretarzem partii w Katowicach, brał lekcje języka polskiego, a oprócz tego nauczył się rosyjskiego. Później z Rosjanami rozmawiał w ich języku. W plebiscycie „Gazety Wyborczej" w 2005 roku  połowa Polaków uznała, iż Edward Gierek jest przywódcą, który zrobił najwięcej dla Polski po II wojnie światowej. Pokonał nawet Lecha Wałęsę, co wywołało szok naszych elit politycznych.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał