Fantastyczno-naukowa komedia „Iron Sky" to jeden z najgorszych filmów ostatnich lat. Gdyby nie osławiony gniot „Kac Wawa", fińsko-niemiecko-australijska produkcja zapewne dzierżyłaby w tej kategorii światową palmę pierwszeństwa. Efekty specjalne – żenujące. Gra aktorów – fatalna. Scenariusz – jeszcze gorszy.
„Iron Sky" to nie tylko science-fiction, lecz także political-fiction. Dowiadujemy się oto, iż tuż przed końcem II wojny światowej grupa nazistów zdołała uciec na Księżyc. Zbudowali tam gigantyczną bazę wojskową w kształcie swastyki i szykowali się do ponownej inwazji na Ziemię. Przez 70 lat nikt nie wiedział o istnieniu tajnego kompleksu, gdyż znajdował się on na trudno dostępnej, tzw. ciemnej stronie Księżyca. Jednak pewnego dnia w jej pobliżu wylądował amerykański statek załogowy i sekret wyszedł na jaw.
Im dalej, tym głupiej. Nie będę jednak zdradzał, jak historia się rozwinęła i jak skończyła. Wszystkich chętnych masochistów zapraszam do kin i wypożyczalni DVD (jeżeli znajdą państwo taką, która jeszcze nie zbankrutowała).
A jednak „Iron Sky" ma w sobie coś, co intryguje i niepokoi. W roku 1945 stworzenie takiej kosmicznej bazy, a tym bardziej wykorzystanie jej w niecnych celach, było oczywiście niemożliwe. Ale przecież technika dokonała od tamtego czasu ogromnego postępu. Zapewne wielu widzów zadawało sobie po obejrzeniu filmu pytanie: czy militaryzacja Księżyca jest wyłącznie wytworem bujnej wyobraźni scenarzysty? A jeśli ktoś o tym poważnie myśli? Amerykanie? Chińczycy? Może potomkowie Jurija Gagarina i Walentiny Tierieszkowej?
Historycy zajmujący się dziejami podboju kosmosu uśmiechnęliby się tylko, wzruszyli ramionami i odrzekli: „Przecież to pomysł znany od co najmniej kilku dekad".
W czerwcu 1959 r. najwyżsi urzędnicy Pentagonu zapoznali się z raportem na temat „Projektu Horyzont", przygotowanym przez amerykańską Wojskową Agencję Pocisków Balistycznych (ABMA). Zawierał on plany stworzenia stałej bazy militarnej na Księżycu. Miała zostać uruchomiona już w roku 1966 i obsadzona oddziałem 12 żołnierzy. Notabene, dyrektorem technicznym ABMA był wówczas słynny projektant niemieckich rakiet V-2, były sturmbannführer SS Wernher von Braun, a osobą odpowiedzialną za „Projekt Horyzont" jeden z jego podwładnych – ekspilot Luftwaffe Heinz-Hermann Koelle.
Baza miała służyć „ochronie interesów Stanów Zjednoczonych" oraz „badaniom powierzchni i zasobów mineralnych Księżyca". Transport materiałów potrzebnych do budowy ośrodka miał się odbywać przy pomocy rakiet Saturn A – w tym celu zaplanowano w sumie 147 lotów. Baza miała być zasilana w energię przez dwa reaktory atomowe. Zakładano również wyposażenie załogi w broń – m.in. mobilne wyrzutnie pocisków jądrowych małej mocy oraz zmodyfikowane miny typu Claymore. Tak, by żołnierze mogli odeprzeć ewentualny atak Sowietów.