Urząd pracy we Wrocławiu. Długie oczekiwanie do pośrednika. Dla humanistów otwarte jest tylko jedno okienko. Urzędniczka przegląda moje dokumenty: wykształcenie, doświadczenie zawodowe. Nagle wpada na pomysł: – Ma pani doktorat ze specjalnością „afrykanistyka", robi pani zdjęcia na sprzedaż..., to może napisze pani o bezpłatny staż u Martyny Wojciechowskiej? To byłoby coś w pani kierunku wykształcenia i doświadczenia?
Niestety, nie był to żart. Obowiązkowe wizyty w urzędzie pracy mają w sobie coś surrealistycznego. Półtora miesiąca wcześniej, na poprzednim obowiązkowym spotkaniu, inna urzędniczka próbowała mi wmówić, że uchylam się od obowiązku podjęcia pracy, bo nie chcę uczyć w szkole historii. Musiałam długo jej tłumaczyć, że doktor nauk humanistycznych nie posiada kursu pedagogicznego, wymaganego do nauczania w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych. Mogę uczyć na uniwersytecie, ale nie w szkole. Nie miała o tym pojęcia. Za to bardzo chętnie znalazłaby powód, by skreślić mnie z listy i zmniejszyć statystyki.
Zapraszamy ponownie
Urzędy pracy to nowoczesne, czyste budynki, w których pobiera się numerek i czeka na swoją kolej. Wyglądają nowocześnie i profesjonalnie z zewnątrz. Mogą zrobić dobre wrażenie na kimś, kto nie jest ich klientem.
Godziny otwarcia to 7.30–15.30. Ale już przed 7.00 ustawia się kolejka po numerki. Trzeba przyjść przed 9.00, bo później nie ma już ani numerków, ani miejsc. Z numerkiem czeka się kilka godzin.
Ci, dla których nie jest to pierwsza rejestracja, najpierw idą do informacji, żeby urzędniczka (jeśli jest w odpowiednio dobrym humorze, bo nie musi) sprawdziła, czy mają wszystkie dokumenty.
Jeśli ktoś nie pracował na umowę o pracę, tylko na umowy-zlecenia, musi zabrać wszystkie ze sobą oraz świadectwa pracy. Jeżeli przyzna, że nie ma wszystkich, nie może się zarejestrować. Urzędnicy zapraszają ponownie następnego dnia, najlepiej przed 7.00 rano, by ustawić się w kolejce po numerek.