Jeśli jest coś, w czym mogę się z Magdaleną Środą zgodzić, to ta ocena Marka Jurka – jednej z nielicznych osób w polskiej polityce, które od lat szanuję za kulturę osobistą, wierność wyznawanym wartościom i elegancki styl uprawiania polityki. Wiele jego poglądów i wartości podzielam, ale nawet gdybym się z nim w niczym nie zgadzała, życzyłabym sobie, aby w polityce było więcej ludzi o takiej klasie i uczciwości. Dlaczego zatem nie cieszę się, że to właśnie Marek Jurek jest dzisiaj najmocniejszym kandydatem władzy na stanowisko rzecznika obywateli? Bo wybierze go sobie władza. Na dodatek władza, która jak żadna poprzednia konsekwentnie przejmuje wszystkie instytucje, które w ewentualnym sporze obywatela z państwem dawały temu pierwszemu jakieś szanse wygranej, nawet jeśli tylko iluzoryczne. Rolą rzecznika praw obywatelskich jest pilnowanie praw obywateli tam, gdzie władza chce im je odebrać. A ta władza bardzo chce i bardzo próbuje. „Rzecznik Praw Obywatelskich stoi na straży i wolności praw człowieka i obywatela określonych w Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej oraz w innych aktach normatywnych", i choć ustawa nie wymaga, aby miał wykształcenie prawnicze, może nim zostać tylko osoba „wyróżniająca się wiedzą prawniczą i doświadczeniem zawodowym". Kiedy Adam Bodnar zostawał rzecznikiem praw obywatelskich, był doktorem prawa o wieloletnim doświadczeniu w kierowaniu największą organizacją broniącą praw człowieka, miał na koncie liczne sukcesy, bogaty dorobek naukowy. Marek Jurek kandyduje – czy raczej na tym etapie „jest kandydowany" – będąc czynnym politykiem, który ma akurat chwilową przerwę w posłowaniu, ale tylko dlatego, że nie dostał się do europarlamentu. Z wykształcenia jest historykiem.
Zjednoczona Prawica, osłabiona awanturą o zakaz hodowli zwierząt futerkowych, musi udobruchać buntujący się elektorat, oskarżający ją o uleganie „lewactwu". Kandydatura Marka Jurka to trochę prezent na przeprosiny, a jednocześnie gwarancja, że nikt władzy nie będzie rozliczać z naruszania praw obywatelskich, jeśli będzie naruszać te, których Marek Jurek obywatelom odmawia. Nie sądzę, aby polityk forsujący całkowity zakaz aborcji chciał i potrafił stanąć w obronie pacjentek, które mają prawo do legalnej aborcji. Jeśli nie jest na to gotowy, nie powinien w ogóle kandydować. Bo to nie jest urząd, gdzie ma się komfort bronienia wyłącznie praw, które popieramy, i ludzi, których lubimy. A w takiej roli chce go obsadzić władza, czego zresztą nawet nie ukrywa.