Trybiki w maszynie

Kim są młodzi ludzie z Wrocławia, którzy wygrali proces z prof. Ryszardem Legutką? ?Na tropie rozwydrzonych smarkaczy.

Publikacja: 28.03.2014 23:39

Idole młodej lewicy: Zuzanna Niemier, Tomasz Chabinka i Arkadiusz Szadurski w 2009 roku

Idole młodej lewicy: Zuzanna Niemier, Tomasz Chabinka i Arkadiusz Szadurski w 2009 roku

Foto: Agencja Gazeta, Mieczysław Michalak Mieczysław Michalak

Jeszcze nie zdecydowałem, czy oddam sprawę do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu – mówi Legutko, dla którego wyrok sądu był niezrozumiały, więc w obszernym omówieniu sędziego sprawozdawcę Jana Kremera uporczywie nazywa, nawiązując do Kafki, „sędzią K.". Został skazany na pokajanie się o następującej treści: „Bardzo przepraszam Panią Zuzannę Niemier i Pana Tomasza Chabinkę za użycie pod ich adresem obraźliwych słów" i „wyrażam szczere ubolewanie, iż użyte przeze mnie słowa spowodowały naruszenie dobrego imienia i godności osobistej". W lutym takie ogłoszenie ukazało się w „Gazecie Wrocławskiej" i lokalnej mutacji „Gazety Wyborczej".

Profesor zapłacił też 5 tysięcy złotych na cele społeczne i tym samym wypełnił orzeczenie. Utrzymuje jednak, że sędziowie zamiast sądzić – stronniczo bronili Niemier i Chabinkę. Złośliwością było zwłaszcza to, że musiał powodów „bardzo przeprosić", a nie tylko „przeprosić", które to wzmocnienie wydaje mu się nieuzasadnione. Utrzymuje również, że nie ma słownika uznającego słowo „smarkacze" za obraźliwie, więc tym samym sędziowie dokonali gwałtu na języku, uznając się za bardziej kompetentnych w materii semantycznej od słowników. „A co by było, gdyby pana profesora ktoś nazwał smarkaczem?" pytał obrońca. „Byłbym zachwycony!" odparował. I broni w wojnie krzyżowej składać nie zamierza.

Ptaszki ćwierkają

O co poszło? 30 listopada 2009 r. kilkoro pełnoletnich maturzystów z renomowanego liceum nr XIV we Wrocławiu wystąpiło do dyrektora szkoły z petycją, by z sal – kilku na ponad 40! – zostały usunięte symbole religijne, bo ich zdaniem faworyzują jedno z wyznań zamiast zachować neutralność światopoglądową. „Chcemy żyć w kraju czystych reguł" – napisali. Wspominają, że dostawali niemiłe i niecenzuralne wiadomości, ale większość była ponoć z wyrazami poparcia. Podpisów pod petycją zebrało się sporo, ale większość uczniów z czasem wycofała swoją zgodę i na placu boju zostali Niemier, Chabinka oraz Arkadiusz Szadurski. Mówili, że wzorują się na wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który nakazał wówczas zdjęcie krzyży we włoskich szkołach – usłyszeli o tym na zajęciach z etyki, które wybrali zamiast religii. Odezwę zamieścili w Internecie i zorganizowali debatę, aby dać wszystkim uczniom możliwość wymiany argumentów, którą zresztą przegrali z kretesem i krzyże zostały. Z czasem także Trybunał Sprawiedliwości, na który się powoływali, cofnął swój wyrok w sprawie Włoch.

I wojny krzyżowej pewnie by nie było, gdyby o uczniowskim proteście nie zaczęto pisać najpierw w mediach lokalnych, potem ogólnopolskich. W relacjach cytowano wypowiedzi nauczycieli, profesorów i polityków – w tym Ryszarda Legutki, byłego ministra edukacji i eurodeputowanego PiS, który nazwał licealistów „rozwydrzonymi i rozpuszczonymi przez rodziców smarkaczami", a ich protest określił mianem „typowej szczeniackiej zadymy". Uczniowie najpierw niemrawo kręcili nosem, ale potem – najwyraźniej przez kogoś zainspirowani – uznali, że zostali ośmieszeni i obrażeni, więc dwoje z nich – Niemier i Chabinka– wniosło pozew przeciw profesorowi o naruszenie ich dóbr osobistych i rozpoczęli proces o zniesławienie. Nigdy wcześniej z nikim się nie procesowali, więc o pomoc poprosili Helsińską Fundację Praw Człowieka, która dała im wsparcie moralne, pokryła opłaty sądowe i pomogła znaleźć kancelarię prawną pracującą pro bono.

Kto nimi sterował? – Różne ptaszki ćwierkały, że środowiskiem, które pchnęło tych młodych ludzi do skierowania sprawy do sądu, była wrocławska „Gazeta Wyborcza". Taka informacja docierała do mnie z różnych źródeł jako wiarygodna, ale nie mogę tego udowodnić, więc wątek nie był poruszany w trakcie procesu – mówi profesor Legutko. Najpierw żądał odrzucenia wniosku, tłumacząc się immunitetem europosła, i zapowiadał, że nie stawi się przed sądem. Na marne. Proces ruszył, a sądy pierwszej i drugiej instancji przyznały rację uczniom, co w październiku 2012 r. podtrzymał Sąd Apelacyjny. Europoseł wniósł o kasację wyroku, ale w lutym tego roku – po czterech latach procesu – Sąd Najwyższy skargę oddalił, bo nie dopatrzył się interesu społecznego w spornej wypowiedzi i uznał, że odbiega ona od standardów obowiązujących znanego polityka. Wyznaczył też 14-dniowy termin publikacji przeprosin. I choć adwokat reprezentująca Niemier i Chabinkę komentowała, że profesor nie wykona wyroku – ten nigdy nie miał zamiaru od tego  się uchylać!

Sprawa podzieliła Polskę, co dało jej należyty rozgłos. Prawica wytykała Niemier i Chabince, że stoi za nimi SLD, Ruch Palikota oraz Urban z Michnikiem razem wzięci. Lewica uznała ich za bohaterów, bo oto młodzi licealiści, którym nie jest wszystko jedno, wykazali się obywatelską postawą i poważnie potraktowali społeczne obowiązki, nie godząc się na bycie postponowanymi przez polityka z PiS. Chabinka – były harcerz z Jeleniej Góry – na szkolnym plecaku miał naszywki „Niszcz nazizm" i symbole wegetariańskie, więc to człowiek zaangażowany. Z kolei Niemier, ochrzczona i bierzmowana, wyrzekła się krzyża, więc trudno o osobę bardziej świadomą siebie. W mediach z lubością podkreślano więc, jak to niewinni młodzi ludzie wzięli sprawę w swoje ręce i chwała im za to, bo w przeciwieństwie do kolegów i koleżanek chodzących na imprezy i używających życia na potęgę – Niemier z Chabinką zaczęli walczyć. Bez gigantycznego wsparcia medialnego nie wydarzyłoby się zapewne nic. Jednak propagandowa machina od zawsze walcząca z katolskim pieniactwem ruszyła, a zacietrzewieni ideolodzy łatwo weszli w rolę jej trybików, chętnie zresztą dając na to swoje przyzwolenie.

Internetowe zwierzę

Ba, stali się wręcz celebrytami. Chabinka był gościem „Dzień dobry TVN" i udzielił wywiadu „Newsweekowi". Mówił, że proces dotyczył tego, „w jaki sposób władza może traktować obywateli" oraz „czy może ich obrażać". „Świat, w którym jakaś ważna osoba nie będzie mogła zająć dowolnego, nawet obraźliwego stanowiska wobec oponentów, będzie chylił się ku upadkowi. W takiej wizji ci najmądrzejsi są na górze i rządzą, a reszta nie ma nic do powiedzenia". Ale i tak najważniejszym celem protestu było zwrócenie uwagi na konstytucyjne zapisy o neutralności światopoglądowej państwa. Chabinka powtarzał, że „sprawa nie była o to, czy krzyż powinien wisieć w szkołach. Zupełnie nie miała związku ze stosunkami państwo – Kościół czy z religią". Zarzekał się, że nie walczy z katolikami i tradycją, choć w wywiadach utrzymywał, że jego zdaniem państwo powinno jednoczyć ludzi wokół flagi i godła, które są wspólne dla wszystkich – a nie krzyża. „Cały czas uważam, że państwo i instytucje publiczne powinny w równy sposób traktować wszystkich obywateli, niezależnie od wyznawanych przez nich przekonań i poglądów. Oznacza to, że albo umożliwimy eksponowanie wszystkich symboli, albo żadnego. Ta druga opcja wydaje się znacznie rozsądniejsza ze względów praktycznych" – pisze w e-mailu. Jakie to „wszystkie" symbole ma na myśli? Zdaniem Chabinki wystarczy przejść się do dowolnego liceum, żeby zobaczyć do czego odwołują się uczniowie: pacyfki, liście konopi indyjskich, loga zespołów muzycznych, rybka Darwina, symbol Latającego Potwora Spaghetti, czy buddyjska mandala...

Na prowadzonym wówczas blogu „Otwarty świat" na dolnoslazacy.pl tak pisał o naśladowcach: „Cieszy, że odezwał się kolejny głos w wywołanej przez nas debacie. Smuci, że tak szybko zamilkł. Chłopaki i dziewczyny! Trzymamy za Was kciuki. Pokażcie, w jakim państwie chcecie żyć. Wspólnie możemy osiągnąć sukces. Jeśli oczekujecie od nas jakiejś pomocy, piszcie. W miarę możliwości postaramy się pomóc". Chwalił też tysiące młodych zebranych pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, którzy wyrazili tam... „niechęć wobec sytuacji, w której neutralność światopoglądowa państwa jest zachwiana". Podobnych tekstów było więcej, bo Chabinka to internetowe zwierzę.

Pierwszy wpis opublikował w 2009 r. właśnie w „Otwartym świecie". Potem przeszedł na platformę „Newsweeka", gdzie prowadził bloga „o wszystkim, co ważne bardziej albo trochę mniej". Jego mottem uczynił prorocze zdanie z Karla Poppera: „Nasza wiedza jest i będzie zawsze ograniczona. Nasza ignorancja jest i pozostanie nieograniczona i nieskończona". Stworzył tam 40 wpisów mających 30 tys. odwiedzin. Nie zagrzał długo miejsca, bo przeniósł się na Liberte.pl. „Chcę pisać o związkach pomiędzy społeczeństwem sieciowym a polityką. O możliwościach, które daje Web 2.0 i stratach, które pociągają za sobą internetowe błędy polityków" - deklarował z pasją, jednak w lipcu 2012 r. też mu się odechciało i już nie bloguje.

Chabinka odbył staż we „Wprost", gdzie napisał tekst o sondażach. W najnowszym wydaniu kwartalnika „Liberte!" dywaguje o przyszłości dziennikarstwa. Ale dziennikarzem bynajmniej nie jest. Po informatyce na Uniwersytecie Wrocławskim i ekonomii na Uniwersytecie Ekonomicznym – a więc rację miał Legutko, że wygląda na prymusa z dobrymi ocenami z matematyki – został specjalistą od programowania w firmie Clearsoft. Co robi po godzinach? Czyta książki, chodzi do kina oraz nałogowo pochłania amerykańskie i brytyjskie seriale. Poglądy? „Nie jest tajemnicą, że liberalno-lewicowe" – pisze w e-mailu, choć na liberte.pl definiował siebie jako „przyszłego wyborcę Lib-Dems", czyli liberalnych demokratów. Na dolnoslazacy.pl z kolei pisał tak: „Pragmatyczny idealista, socjaldemokratyczny liberał, wierzący w lepszy świat optymista". Komu więc sprzyja w polityce? Nie chce zdradzić, bo to nie ma związku ze sprawą, ale „na pewno nie będzie głosował na profesora Legutkę, zresztą profesor wystartuje z innego okręgu wyborczego".

Należy do Stowarzyszenia Wikimedia Polska. „Staram się być aktywną cząstką społeczeństwa obywatelskiego, czasami – poprzez organizacje eventów – udaje mi się je zresztą na skalę lokalną animować" pisał o sobie. W wywiadach zarzekał się, że nie działa politycznie i nie chce. Przyznawał się jednak, że jest członkiem stowarzyszenia Projekt: Polska. „Budujemy otwartą, liberalną Polskę" – mówił o tym środowisku, które ma ambicję gromadzenia młodych ludzi chcących uczestniczyć w życiu publicznym; budować kraj otwarty i gotowy do modernizacji. Nazywają się pierwszym w Polsce liberalnym i interdyscyplinarnym „Think – Do Tankiem". „Nie musimy czekać na polityków. Nie trzeba być politykiem, żeby mieć wpływ na dalszy rozwój naszego kraju" – głoszą i gromadzą apartyjnych ekspertów pracujących w administracji publicznej oraz szkolnictwie wyższym, liderów organizacji pozarządowych. Krótko mówiąc: Projekt: Polska robi politykę, udając, że nie robi polityki.

Chabinka w listopadzie 2013 r. został wybrany do komisji rewizyjnej stowarzyszenia. Wcześniej był członkiem zarządu i przewodniczącym wrocławskiego koła. Dokonania? „Odpowiada za tworzenie narzędzi cyfrowych oraz merytoryczne wsparcie prac" – donosi strona internetowa, on sam dopowiada: „Współorganizowałem debaty na bieżące tematy społeczno-polityczne, szkolenia dla młodych ludzi chcących angażować się w życie publiczne, obchody kolejnych rocznic wyborów z 4 czerwca 1989 r. i przedwyborcze kampanie profrekwencyjne". Ale – powtarza – nie widzi dla siebie miejsca w polityce i nie jestem zainteresowany wstąpieniem do żadnej partii, kategorycznie wyklucza przekształcenie działalności społecznej w polityczną. Co nie znaczy, że Projekt: Polska wolny jest od polityki, skoro zorganizował konferencję pod hasłem „Polski gej i polska lesbijka w historii, polityce i prawie" czy też pochylał się nad kwestią związków partnerskich. Nader często w narracji pojawiają się odwołania do Twojego Ruchu. Widać niedaleko pada jabłko od jabłoni, skoro na Facebooku Chabinka odpowiedział na kilka pytań. Czy jesteś za legalizacją związków partnerskich w Polsce? „Tak, zgodnie z jednym z projektów Ruchu Palikota". Czy jesteś za legalizacją związków homoseksualnych w Polsce? „Tak, z pełnią praw". Czy w sali obrad Sejmu powinien wisieć krzyż? „Nie".

Zuzu aktywistka

Dlaczego media nagrywały rozmowy z Chabinką, a pomijały Niemier? Bo wypowiada się niechętnie. Dla portalu lewica.pl nie omieszkała jednak opisać wojny krzyżowej, mówiąc o „za przeproszeniem profesorze Legutce", co pewnie zasługiwałoby na osobny proces. Zresztą to właśnie Niemier wydawała się inicjatorką zamieszania. Mówiła przecież: „Wierzymy, że to, co robimy, będzie miało jakiś pozytywny skutek. Poniekąd już ma. Nasze działania skłoniły wielu ludzi do refleksji. Dostajemy informacje z innych części Polski o uczniach, którzy postanowili pójść w nasze ślady. Demokracja, o którą walczyli nasi rodzice i dziadkowie, nie jest teraz w pełni wykorzystywana. Polacy nie lubią brać na siebie odpowiedzialności za kraj". Dodawała, że na Podkarpaciu uczniowie w jednej szkole złożyli taką samą petycję przeciwko krzyżowi. I puentowała z żalem: „Wycofali ją niestety pod naciskiem nauczycieli. W Krakowie młodzież planuje oplakatowanie miasta, a w Starachowicach złożenie petycji o powieszenie innych symboli religijnych".

Panna Zuzanna mówi o sobie: Zuzu. Po wojnie krzyżowej postanowiła – choć jest po medycynie – zająć się malowaniem. Na portalu goldenline przedstawia się jako „malarz z aspiracjami naukowymi". Blog na platformie blogspot.pl założyła w 2008 r., ale obyło się bez wpisów – strona prowadzi do internetowego archiwum prac. Co maluje? Rzeczy dziwne, które sama klasyfikuje jako neosurrealizm. Nierealne kształty, skąpane w cieniu, próżno szukać zieleni i radości życia. Zamiast jego afirmacji – pogrążanie się w nicości. Jej wzorem jest Mark Wilkinson, który tworzy surrealistyczne okładki dla brytyjskich kapel. Przykładowe tytuły: „Naćpanie", „Zawroty głowy", „Zachmurzone niebo", „Lęk przed światłem", „Powszechny lęk przed nowym dniem", „Topniejące róże", „Maska" i tym podobne. „Dotąd nie namalowałam obrazu o tematyce chrześcijańskiej. Moje obrazy powstają powoli i z dbałością o szczegóły, czemu towarzyszyć musi namysł i kontemplacja, więc być może w bardziej ogólnym sensie wszystkie te obrazy są religijne" – pisze. Gdyby ktoś chciał się skusić, artystka na Facebooku zaprasza na indywidualne lekcje z rysunku, malarstwa lub grafiki komputerowej.

Dużo o sobie mówiła na łamach branżowego portalu, choć pytanie o życiorys skwitowała: „Jestem za młoda na produkowanie autobiografii". Czym jest dla niej malarstwo? „Nałogiem". Sekret, którym mogłabym podzielić się z innymi? „Do malowania najlepiej nadają się pędzle kosmetyczne, ciągle zadziwia mnie ich wytrzymałość". Co ją inspiruje? „Nauka". Co uwielbia? „Gdy mam więcej pomysłów niż czasu na ich zrealizowanie". Gdyby nie mogła dłużej malować? „Nie rozumiem pytania". Bach, Elvis czy Madonna? „Pink Floyd". Kot czy pies? „Kot". Nieśmiertelność chciałabym spędzić jako... „Jak to dobrze, że nie jestem nieśmiertelna. W końcu zanudziłabym się na śmierć". Mówi, że jej życie jest bardzo miłe. Lubi pracować nocami, chadza spać dopiero nad ranem. Za imprezami nie przepada. Chciałaby mieć więcej czasu. Nie cierpi pomidorowej, ale mogłaby jeść codziennie to samo, bo jest zbyt zajęta, by wybrzydzać, która to obojętność na kwestie żywieniowe nieco ją przeraża.

Kandelabry i świeczniki

Czy malarskie zaangażowanie oznacza zmianę sposobu myślenia? Bynajmniej. W styczniu 2013 r. w Warszawie odbyła się uroczystość wręczenia Nagród Kryształowego Świecznika ustanowionych przez marszałek Sejmu Wandę Nowicką, które przyznawane są osobom lub organizacjom działającym na rzecz budowy świeckiego państwa. W kapitule same znakomitości: profesorowie Środa, Hartman i Obirek, a także poseł Biedroń. Laureatami zostali wówczas różni ludzie walczący w swoich wojnach krzyżowych, w tym właśnie Niemier i Chabinka. Laudację na ich część wygłosiła Środa, a sama laureatka (Chabinki nie było na gali) zachęcała młodych ludzi, aby – jak niegdyś ona z kolegą – walczyli o swoje prawa. „Myślę, że młody wiek to jest najlepszy czas, żeby działać społecznie, żeby interesować się życiem społecznym, bo z czasem przybywa obowiązków. Chciałabym dodać odwagi wszystkim wahającym się młodym ludziom. Bo jak nie dzisiaj – to kiedy?" –mówiła. Oklaski.

Czego innego spodziewać się po wojującej aktywistce-ateistce? W końcu Niemier była związana z portalem racjonalista.pl – redagowała tam newsy, tłumaczyła i ilustrowała teksty. Ostatni wpis pochodzi sprzed półtora roku i nosi frapujący tytuł „Bóg zakazał chloroformu, czyli początki anestezjologii". Czy to mało, aby nazwać ją przedstawicielką antyreligijnego środowiska? I czy to przypadek, że właśnie z racjonalista.pl na skrzynkę profesora Legutki wysłano kilkaset jednobrzmiących protestów dotyczących wojny krzyżowej? Przy okazji wyszło na jaw, że Niemier była prywatnie związana z Mariuszem Agnosiewiczem, redaktorem naczelnym tego – pożal się Boże – portalu. Co prawda żalił się on, że TVN zadała pytanie, czy panna Zuzanna mu gotuje, lecz sam chętnie mówił, że są parą, dorabiając sobie przy okazji trochę chwały. „Publicznie i otwarcie ogłaszam swój związek z Zuzanną. Świadczy to nie o wykorzystywaniu naiwnej małolaty, ale o poważnym i partnerskim jej traktowaniu. Ogłoszenie związku to poważna sprawa. Nie uczyniłbym tego, gdybym nie był pewien wyjątkowości tej młodej osoby".

Chabinka nie był związany z portalem i zdaniem Agnosiewicza – a rozumiem, że poprzeczkę wiesza wysoko – nie był nawet „za bardzo antyklerykalny", tak więc „niemal cały jad prawicowy znów skupił się na kobiecie. (...) Nie potrafię wyjaśnić sobie tego inaczej, jak tylko szczególnym lękiem konserwatystów przed kobietą aktywną, która chce coś zmieniać, która ma własne poglądy. Do tego jeszcze tak młodą". Na szczęście Niemier podrosła i – podpowiada Facebook – porzuciła Agnosiewicza, by w styczniu tego roku związać się z niejakim Michałem Smętkiem, który skończył w Gdyni szkołę katolicką. Może więc nie wszystko jest jeszcze stracone? W e-mailu Niemier pisze: „Z racjonalista.pl nie współpracuję już od dawna i odcinam się od tej witryny. Moje teksty wykorzystuje bezprawnie". Czy jej stosunek do krzyża też się zmienił? „Owszem, mój stosunek do wielu kwestii się zmienił. Ale niezależnie od mojego prywatnego stosunku do krzyży czy innych symboli religijnych, protest wciąż uważam za słuszny".

Jeszcze nie zdecydowałem, czy oddam sprawę do Trybunału Sprawiedliwości w Strasburgu – mówi Legutko, dla którego wyrok sądu był niezrozumiały, więc w obszernym omówieniu sędziego sprawozdawcę Jana Kremera uporczywie nazywa, nawiązując do Kafki, „sędzią K.". Został skazany na pokajanie się o następującej treści: „Bardzo przepraszam Panią Zuzannę Niemier i Pana Tomasza Chabinkę za użycie pod ich adresem obraźliwych słów" i „wyrażam szczere ubolewanie, iż użyte przeze mnie słowa spowodowały naruszenie dobrego imienia i godności osobistej". W lutym takie ogłoszenie ukazało się w „Gazecie Wrocławskiej" i lokalnej mutacji „Gazety Wyborczej".

Profesor zapłacił też 5 tysięcy złotych na cele społeczne i tym samym wypełnił orzeczenie. Utrzymuje jednak, że sędziowie zamiast sądzić – stronniczo bronili Niemier i Chabinkę. Złośliwością było zwłaszcza to, że musiał powodów „bardzo przeprosić", a nie tylko „przeprosić", które to wzmocnienie wydaje mu się nieuzasadnione. Utrzymuje również, że nie ma słownika uznającego słowo „smarkacze" za obraźliwie, więc tym samym sędziowie dokonali gwałtu na języku, uznając się za bardziej kompetentnych w materii semantycznej od słowników. „A co by było, gdyby pana profesora ktoś nazwał smarkaczem?" pytał obrońca. „Byłbym zachwycony!" odparował. I broni w wojnie krzyżowej składać nie zamierza.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy