Oczywiście, zdarzają się wyjątki w rodzaju Strefy Gazy. Ponieważ Izrael ma wielu wrogów, toczący się tam konflikt można oglądać w telewizji na okrągło. Zginęło tam kilkaset osób, w tym wiele dzieci. To tragedia: im prędzej uda się jej położyć kres, tym lepiej.
Konflikt w Gazie nie jest jednak jedynym konfliktem współczesnym. Nie tak dawno skończyła się wojna domowa w Tadżykistanie, w której zginęło 200 tysięcy osób, nie słyszał jednak o tym niemal nikt, kto nie pochodzi z Azji Środkowej. W Syrii, jak się szacuje, zginęło już przeszło 150 tysięcy ludzi i świat z początku zatrząsł się z oburzenia. Konflikt jednak trwa, ekipy telewizyjne wyjechały i chociaż ludzie wciąż giną, świat zdołał się przyzwyczaić. Z Syrii nie ma już newsów, pojawia się więc w dziennikach coraz rzadziej. W ciągu ostatniego roku dziesiątki tysięcy osób zginęło w Iraku, Sudanie, Libii, Jemenie, w Nigerii, w Mali, Pakistanie i wielu innych miejscach, do których nie dotarła telewizja. Przed dwoma miesiącami w Bangladeszu zginęło jednej nocy 300 muzułmanów i hindusów, zabrakło jednak telewizji – nie doświadczamy więc ani gniewu, ani świętego oburzenia.
Prezydent Barack Obama spotkał się niedawno z prezydentami Hondurasu, Gwatemali i San Salwadoru, usiłując zapobiec jeszcze innej tragedii. Mowa była o tysiącach dzieci, które usiłowały się dostać na terytorium Stanów Zjednoczonych przez granicę meksykańską i zostały zatrzymane przez jednostki straży granicznej (znacznie więcej zdołało najpewniej niezauważenie przekroczyć granicę). Szacuje się, że do końca roku spróbuje szczęścia jeszcze co najmniej 70 tysięcy; liczba zatrzymanych każdego dnia rośnie. Mowa o chłopcach i dziewczynkach liczących mniej niż 12 lat, którzy przeszli setki kilometrów pustyni, doświadczając po drodze największych zagrożeń, by dotrzeć do brzegu Rio Grande i do Teksasu.
Prawo amerykańskie umożliwia bezzwłoczne odesłanie dorosłych nielegalnych imigrantów do kraju pochodzenia: w przypadku dzieci jest to niemożliwe, zwłaszcza jeśli twierdzą, że ich rodzice lub bliscy krewni znajdują się na terenie USA. Zgodnie z ustawą z roku 2006 dzieci takie powinny zostać przesłuchane w obecności prawnika – czekanie na taką procedurę trwa miesiące. Nieletni nielegalni imigranci przetrzymywani są miesiącami w budynkach magazynowych, w warunkach znacznie gorszych od tych, które panują w więzieniach. Brakuje tam łóżek i urządzeń sanitarnych. Nie dzieje się tak ze względu na czyjąkolwiek złą wolę lub chęć ukarania przybyszów – po prostu nikt nie był przygotowany na tak gigantyczną falę ludzką, brak też pieniędzy na poprawę sytuacji. Magazyny znane są jako „chłodnie" – ponieważ jedyne, co w nich działa, to klimatyzatory, jest tam mimo gigantycznego przepełnienia rozpaczliwie zimno. Stany nie wyszły jeszcze z kryzysu, bezrobotnych jest wielu i wszystkie stany tną budżety pomocy socjalnej.
Większość dzieci – szczególnie dziewczynki – zdaje sobie sprawę, co czeka je na granicy. Dlaczego zatem wędrują do Stanów? Zwykło się mówić, że fale imigracji są spowodowane przez fatalną sytuację ekonomiczną w Ameryce Środkowej. Nigdy jednak nie była ona dobra, a z pewnością nie jest gorsza dziś niż rok czy dwa lata temu.
Ci, którzy mieli okazję rozmawiać z dziećmi, wiedzą, w czym rzecz: to ucieczka przez śmiercią i przemocą. Uliczne gangi już dawno opanowały ulice Ameryki Łacińskiej, na których panuje najwyższa na świecie śmiertelność w wyniku zabójstw. Powstałe w Kalifornii gangi, takie jak Mara Salvatrucha i MN 18, walczą o kontrolę nad trasami przemytu narkotyków z Kolumbii do USA. Uciekające dzieci były świadkami dokonywanych na ich oczach morderstw i innych przestępstw, prostytucja jest dla nich codziennością. Wiedzą też, że nawet gdyby dołączyły do któregoś z gangów, mają niewielkie szanse na przeżycie: Salvatrucha przerzuciła się ostatnio na wymuszanie pieniędzy i na jej celowniku znaleźli się oprócz bogatych również ubodzy. Jedynym wyjściem pozostaje ucieczka, gdzie oczy poniosą.