Reklama

Plus Minus: Władca liczb

Tego dnia, piętnastego lipca 1956 roku przed południem, kiedy już nasyciłem się odgłosami miasta, wstałem, włożyłem lekki beżowy kapelusz i marynarkę, do jej kieszeni wsunąłem mały szkolny egzemplarz „De natura deorum” i spojrzałem przez otwarte okno na siedzącą przy pianinie panienkę, której Leokadia spokojnym jak zwykle głosem udzielała odpowiednich wskazówek.

Publikacja: 05.09.2014 12:00

Plus Minus: Władca liczb

Foto: Plus Minus, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Moja kuzynka uśmiechnęła się do mnie ponad jej głową, przekazując mi bezsłownie życzenie: „Przyjemnej lektury!".

Podziękowałem jej skinieniem kapelusza i zza żywopłotu wyszedłem na chodnik.

Mężczyzna stojący koło mojego ogródka nie spuszczał ze mnie wzroku. Kiedy na niego spojrzałem, uchylił melonika, ukazując kilka pasm włosów przyklejonych do łysej czaszki. Odwzajemniłem mu się tym samym gestem, z tą wszakże różnicą, że moja głowa była całkiem łysa, gdyż wszelkie fryzjerskie zaczeski i pożyczki miałem zawsze w głębokiej pogardzie. Na niewysokim, dość korpulentnym panu ciepło lipcowego poranka nie robiło najwyraźniej większego wrażenia, bo był ubrany nadzwyczaj – by tak rzec – szczelnie. Miał mianowicie na sobie wełniany brązowy garnitur z kamizelką i takiejż barwy melonik. Nieco jaśniejsza ręcznie wiązana mucha uszczelniała go pod szyją i od góry uniemożliwiała dopływ świeżego powietrza. W swych brązach wyglądał jak angielski lord, który dziwnym zrządzeniem losu żywcem został przeniesiony do rozpalonego upałem Wrocławia ze swych wrzosowisk w Yorkshire.

– Czy mam zaszczyt z panem Edwardem Popielskim? – zapytał.

– Tak, owszem, to ja – odrzekłem.

Reklama
Reklama

Obejrzałem przybysza od stóp do głów i nie mogłem się opanować, by nie parsknąć śmiechem na widok jego przedwojennej elegancji, która była godnie dopełniona przez pumpy wpuszczone w długie kraciaste getry.

– Nie wiem, co pana tak śmieszy, lecz ja nie jestem postacią z tingel-tangla, panie Popielski. – Sześćdziesięcioletni na oko mężczyzna podniósł głos.

– Jestem Władysław hrabia Zaranek-Plater.

Wzniósł oczy ku górze. Najwidoczniej spodziewał się przeprosin i podziwu, ale doczekał się czegoś zupełnie innego.

– Zaraz zacznę wiwatować! – Uśmiechnąłem się szeroko. – A potem poproszę, by się pan wpisał do mojego sztambucha...

Autor jest jednym z najpopularniejszych polskich pisarzy. Sławę przyniosła mu seria kryminałów o niemieckim policjancie Eberhardzie Mocku rozgrywających się w realiach przedwojennego Breslau. Wkrótce na telewizyjny ekran przeniesie go Agnieszka Holland. Realizacja serialu w międzynarodowej produkcji właśnie się rozpoczyna. Bohaterem kolejnego cyklu książek Krajewskiego jest Edward Popielski, lwowski policjant, który po wojnie przeniósł się wraz z setkami tysięcy mieszkańców Kresów do Wrocławia. Powieść „Władca liczb" ukaże się za kilka dni nakładem wydawnictwa Znak

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Moja kuzynka uśmiechnęła się do mnie ponad jej głową, przekazując mi bezsłownie życzenie: „Przyjemnej lektury!".

Podziękowałem jej skinieniem kapelusza i zza żywopłotu wyszedłem na chodnik.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Reklama
Plus Minus
Jan Maciejewski: Kultura eksterminacji i jej kustosze
Plus Minus
Jan Maciejewski: Zaczarowana amnestia
Plus Minus
Agnieszka Markiewicz: Dobitny dowód na niebezpieczeństwo antysemityzmu
Plus Minus
Świat nie pęka w szwach. Nadchodzi era depopulacji
Plus Minus
Pierwszy test jedności narodu
Reklama
Reklama