Marine Le Pen steruje Frontem Narodowym

Przez dziesięciolecia najpierw w domu, potem w partii, znosiła despotycznego ojca. Dziś Marine Le Pen nie waha się udzielać mu publicznych reprymend. – Jako szefowa Frontu Narodowego to ja określam kierunek działania ?– mówi twardo.

Publikacja: 19.09.2014 01:50

Idolka: Marine na kongresie młodzieżówki Frontu Narodowego, wrzesień 2014 r.

Idolka: Marine na kongresie młodzieżówki Frontu Narodowego, wrzesień 2014 r.

Foto: AFP, Valery Hache Valery Hache

Premier Francji Manuel Valls twierdzi, że Front Narodowy „jest u progu przejęcia władzy". O tym świadczy sondaż dla dziennika „Le Figaro" z początku września. Wynika z niego, że w 2017 roku Marine Le Pen, szefowa Frontu Narodowego, wygrałaby pierwszą turę wyborów prezydenckich, uzyskując zależnie od kontrkandydatów od 28 do 32 proc. głosów. W drugiej turze zdobyłaby nawet Pałac Elizejski, gdyby jej oponentem był skrajnie niepopularny Francois Hollande. Jeszcze nigdy lider skrajnej prawicy nie uzyskał w V Republice takiego wyniku.

Przeciw elitom

A to niejedyny sygnał niezwykłej popularności skrajnej prawicy w drugim co do znaczenia kraju strefy euro. Już w przyszłym roku Francuzów czekają wybory regionalne, w których Front Narodowy może się okazać pierwszą partią polityczną. W tak bogatej części Francji, jak Prowansja, Alpy, Lazurowe Wybrzeże, chce na niego głosować 33 proc. uprawnionych, w Alzacji i Lotaryngii 30 proc., w Normandii 29 proc., a w Nord-Pas-de Calais nawet 33 proc.

– Dojście do władzy Frontu Narodowego byłoby ciosem nie tylko dla Francji, ale także dla Unii Europejskiej, z którego mogłaby się ona nie podnieść – mówi mi Alain Finkielkraut, wybitny francuski intelektualista żydowskiego pochodzenia.

W tym sukcesie Frontu ogromny udział ma Marine Le Pen. – Jest znakomitym taktykiem. Potrafi świetnie skanalizować gniew ludzi z powodu rekordowego bezrobocia, spadku poziomu życia, załamania pozycji Francji na świecie, a przede wszystkim przekonania, że tradycyjne elity władzy zawiodły – tłumaczy mi Emmanuel Riviere, dyrektor TNS Sofres, największego francuskiego instytutu badania opinii publicznej.

– Politycy głównego nurtu nie chcą spojrzeć na problemy wprost, zaprzeczają ich istnieniu. Chodzi przede wszystkim o imigrację. Le Pen tego nie robi i to właśnie docenia coraz więcej Francuzów – potwierdza Finkielkraut.

Marine Le Pen spotkałem trzy lata temu w siedzibie Frontu w podparyskim Nanterre. Piętrowy pawilon stojący wśród niewielkich, jednorodzinnych domków. Stąd do centrum Paryża jest kilkanaście kilometrów. Ale odległość wydaje się jeszcze większa, bo skromne biuro Le Pen nie ma wiele wspólnego z arystokratycznymi pałacami, które od Wielkiej Rewolucji zaadaptowano na siedziby ministerstw, głównych partii politycznych i innych urzędów publicznych. Ta asceza jest wymuszona brakiem środków finansowych Frontu – brzmi oficjalna wersja. Ale jest też głębszy powód.

– We Francji skrajna prawica zawsze występowała przeciw elitom, przeciw systemowi. W swoim programie stawiała na lud, chciała być blisko problemów zwykłych ludzi. I taki wizerunek buduje Le Pen – tłumaczy mi Alain Besancon, znany francuski historyk.

46-letnia dziś Marine, matka trójki dzieci, po dwóch rozwodach miała kolejnych partnerów spośród działaczy Frontu. Wciąż jest atrakcyjną kobietą. Ubrana w dżinsowe spodnie, na wysokich obcasach,  skraca dystans. – Nie mam problemu z Polakami, którzy pracują legalnie we Francji. Oni nie muszą się obawiać Frontu Narodowego. Jednak konieczne jest wprowadzenie preferencji narodowych na rynku pracy: jeśli Polak i Francuz mają identyczne kwalifikacje, to pracę dostanie ten drugi – odpowiada krótko na moje pytanie.

Słowa proste, ale starannie dobrane.

– W czasie ostatniego Letniego Uniwersytetu Le Pen unikała wszelkich sformułowań, które godziłyby w jakąś grupę etniczną czy nosiły znamiona rasizmu. Co prawda często wspominała o konieczności zjednoczenia się patriotów, ale przecież to termin na tyle ogólny, że może być zrozumiany jak apel do walki z Brukselą, a niekoniecznie z mniejszościami narodowymi – wyjaśnia Riviere.

25 marca 2009 r. Jean-Marie Le Pen, założyciel i przez 39 lat przywódca Frontu Narodowego, zaszokował deputowanych Parlamentu Europejskiego, gdy na sali plenarnej oświadczył, że komory gazowe w niemieckich obozach koncentracyjnych to tylko szczegół historii. Dwa dni później Marine w wywiadzie dla czołowej francuskiej stacji radiowej Europe 1 odcięła się od słów ojca.

– Dla mnie komory gazowe szczegółem historii nie są – oznajmiła. To był akt otwartego buntu córki, która przez dziesięciolecia – najpierw w domu, a potem w partii – musiała znosić despotycznego ojca. Do pogodzenia między nimi nigdy zresztą do końca nie doszło. Jeszcze w czerwcu tego roku Jean-Marie na swoim blogu napisał, że należałoby użyć „paleniska" wobec artystów przeciwnych Frontowi Narodowemu – w tym piosenkarza żydowskiego pochodzenia Patricka Bruela. Marine zareagowała na to błyskawicznie, wystosowując oficjalną reprymendę. Założyciel ruchu przestał wtedy na wiele tygodni rozmawiać z córką, a nawet zagroził, że wystawi alternatywnego kandydata na przewodniczącego ruchu. –  Jako szefowa Frontu to ja określam kierunek działania – odpowiedziała twardo Marine.

Szklany sufit do rozbicia

Jean-Marie największy polityczny sukces odniósł w 2002 r., gdy niespodziewanie pokonał w pierwszej turze wyborów prezydenckich socjalistę Lionela Jospina i w drugiej turze uzyskał prawie 18 proc. głosów. To był jednak tylko przejściowy triumf: w kolejnych wyborach parlamentarnych i regionalnych Front nigdy nie przekraczał kilkunastu procent poparcia. Nad partią wisiał szklany sufit. Przytłaczająca większość Francuzów nie mogła zaakceptować antysemickich, rasistowskich wypowiedzi lidera Frontu Narodowego i jeśli chciała wyrazić protest przeciwko rządzącej elicie, stawiała na kandydatów skrajnej lewicy, takich jak Jean-Luc Melenchon.

– Francuskie społeczeństwo zasadniczo nie jest antysemickie. Do społeczności żydowskiej (pół miliona osób, najwięcej w całej Unii Europejskiej) wrogo odnoszą się imigranci muzułmańscy i ich potomkowie – potwierdza Alain Besancon.

A Marine rozumie to doskonale. Absolwentka magisterskich, a potem doktoranckich studiów prawniczych na uniwersytecie Paris II-Assas jako adwokatka z urzędu broniła nielegalnych imigrantów zatrzymywanych w stolicy przez policję. Równolegle bardzo szybko rozpoczęła karierę polityczną: już w 1986 r., mając ledwie 18 lat, po raz pierwszy startowała w wyborach parlamentarnych. Ale wtedy jeszcze to była taka szkółka pod okiem ojca, bo przy większościowej ordynacji wyborczej do tej pory nie tylko ona, ale właściwie żaden inny polityk Frontu Narodowego nie ma szans na zdobycie mandatu. W 577-osobowym Zgromadzeniu Narodowym skrajna prawica ma zaledwie trzech deputowanych.

Marine, której pierwszy mąż Franck Chauffroy był przedsiębiorcą związanym z ruchem Le Pena, przez całe lata 90. poświęciła się w równym stopniu polityce co wychowaniu trójki dzieci: Jehanne, Louis i Mathilde. I tu ciekawostka: wszystkie jej dzieci zostały ochrzczone w kościele tradycjonalistów francuskich Saint-Nicolas- du-Chardonnet.

Przełom w jej karierze politycznej nastąpił dopiero w 2002 r., i to poniekąd przez przypadek i nieuwagę zaborczego ojca. Gdy Jean-Marie niespodziewanie przechodzi do drugiej tury wyborów prezydenckich, jest tak zajęty, że decyzję o tym, kto będzie się wypowiadał w mediach w imieniu Frontu, podejmuje dyrektor ds. komunikacji Alain Vizier. A kiedy jeden z działaczy nie może wziąć udziału w relatywnie mało ważnym programie publicznej sieci telewizyjnej France 3, Vizier dzwoni do Marine. Ta łapie okazję i inicjuje program „oddiabolizowania" swojej partii. Pytana o muzułmanów apeluje o promowanie łagodnej, „francuskiej" wersji islamu. Opowiada się za znacznie łagodniejszym zakazem aborcji, niż chce tego jej ojciec. Poza tym jest już po rozwodzie z Chauffroyem (1999 r.) i tolerancyjnie odnosi się do zmian obyczajowych we Francji. Zapowiada też zdecydowaną walkę z antysemityzmem.

Proste odpowiedzi

W tamtym czasie wielu działaczy Frontu Narodowego wywodziło się z kolaborantów Vichy albo brało udział w brutalnych wojnach kolonialnych w Indochinach i Algierii. Nie mogli się więc pogodzić z tym nowym pomysłem na wyborczy sukces. Marine musiała stoczyć jeszcze wiele bojów, zanim w końcu postawiła na swoim i przeprowadziła czystki w aparacie partyjnym. Ale w kolejnej kampanii prezydenckiej swojego ojca w 2007 r. z jej inicjatywy Jean-Marie był już pokazany na plakacie w otoczeniu sześciu Francuzów i Francuzek. Billboard opatrzony był sloganem: „Wspólnie podnieśmy Francję", a jedną z postaci była kobieta o wyraźnie arabskich rysach twarzy

–  Ten plakat promuje przywiązanie do narodu, asymilację, awans socjalny, laickość: obszary, gdzie zarówno lewica, jak i tradycyjna prawica poniosły klęskę – tłumaczyła Marine Le Pen.

Aby wprowadzić swoją strategię w życie, w tym samym roku Marine decyduje się startować w wyborach parlamentarnych w robotniczej miejscowości Henin-Beaumont na północy Francji, gdzie z powodu upadku wielu zakładów przemysłowych bezrobocie bije rekordy. Wybory co prawda przegrywa, ale zdobywa doskonały wynik (41,65 proc.). W ten sposób w ideologii Frontu pojawia się drugi, przynajmniej równie ważny co imigracja, priorytet: odbudowa gospodarcza kraju. – Le Pen udało się odebrać komunistom tradycyjny elektorat robotniczy. To jedno z najważniejszych źródeł jej sukcesu – tłumaczy mi Gerard Grunberg, czołowy znawca francuskiej lewicy.

Cztery lata później, rozmawiając ze mną w swoim biurze w Nanterre, najwięcej będzie mówiła o ratowaniu francuskiego przemysłu i walce z globalizacją, nie o imigrantach. – Politycy, którzy są dziś u władzy, wmawiają ludziom, że jesteśmy skazani na euro, że regulacje unii walutowej są niezmienne. Ale część ekonomistów od momentu powstania euro ostrzegała, że to nie może się udać, bo wspólna waluta obejmuje zbyt różnorodne kraje. To jakby w szpitalu wszystkim pacjentom podawać ten sam lek – podkreślała Le Pen.

Choć to radykalny program, ale taki, który Francuzi mogą łatwo zrozumieć i którego nie mogą nie brać pod uwagę tradycyjne francuskie partie polityczne. – Francuzi bardzo źle znoszą załamanie pozycji swojego kraju na świecie, nie rozumieją, dlaczego tak się dzieje. Le Pen daje proste odpowiedzi. I to działa – tłumaczy Riviere.

Zdaniem Marine Le Pen źródłem kłopotów Francji nie jest jednak tylko euro, ale szerzej cała integracja europejska. – Bruksela zapewniała nas, że należy znieść cła na granicach Francji, bo w zamian zostaną wprowadzone wysokie cła na granicach samej Unii. Dziś się okazuje, że ze względu na ideologiczny liberalizm jako jedyni w ogóle nie chronimy swojego rynku. A przecież wszyscy to robią: Chińczycy, Amerykanie. Francja także powinna mieć prawo wprowadzić cła ochronne, również na granicy z Niemcami – tłumaczyła mi przywódczyni Frontu Narodowego.

Wprowadzenie takiego programu w życie oznaczałoby zadanie śmiertelnego ciosu Jednolitemu Rynkowi – podstawy unijnej integracji.

Jednak prezydent Francois Hollande, odrzucając radykalne reformy gospodarcze, które przywróciłyby konkurencyjność francuskiej gospodarce, także kładzie nacisk na szkodliwość regulacji oszczędnościowych narzuconych przez Niemcy w strefie euro i stara się zapobiec przenoszeniu zakładów przemysłowych z Francji do Polski i innych tańszych krajów Unii poprzez interwencję państwa. Na takim tle program Le Pen nie brzmi już tak radykalnie.

Rosyjskie sentymenty

Gdy w kwietniu 2010 r. wówczas 82-letni Jean-Marie składa rezygnację, główne pisma skrajnej prawicy, jak „Minute", „Rivarol" czy „Present", stawiają na najbliższego współpracownika wodza i kontynuatora jego linii Bruno Gollnischa. Ale na to jest już za późno. Marine zdołała udowodnić, że tylko jej strategia może przynieść sukces: 67,5 proc. działaczy Frontu głosuje za jej kandydaturą.

Dziś na Front Narodowy nie jest już wstyd głosować. – To jedna z trzech głównych partii politycznych kraju – przyznaje Alain Finkielkraut.

W wyborach prezydenckich w 2012 r. nawet wśród francuskich Żydów Marine Le Pen uzyskała 13,5 proc. poparcia. Trudno o lepszy dowód, że skrajna prawica przekonała opinię publiczną, iż w razie dojścia do władzy nie obali demokracji i nie zacznie czystek etnicznych.

Ale to zasługa nie tylko Le Pen. Przyczyny są głębsze. – Od dwóch wieków Francja jest krajem, który nie potrafi zbudować stabilnego systemu demokratycznego. To się zaczęło od ostrego podziału między tymi, którzy zaakceptowali Wielką Rewolucję, i tymi, którzy byli jej przeciwni. Od tamtej pory zawsze mamy kilkanaście procent wyborców, którzy odrzucają obecny system, głosując na komunistów czy skrajną prawicę. To z tego powodu marksizm i antyklerykalizm były we Francji bardzo wpływowe. Tego w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Polsce nie ma – przekonuje Alain Besancon. Jego zdaniem jest jeszcze inna, bardziej niepokojąca cecha francuskiej polityki, która promuje Front Narodowy: uwielbienie dla Rosji.  – W oczach części elektoratu Putin reprezentuje powrót do tradycyjnych, narodowych wartości. To po części pokłosie polityki de Gaulle'a, który uniezależniał się od USA poprzez współpracę z ZSRR. Protesty z powodu wstrzymania dostaw do Rosji okrętów desantowych Mistral, a wcześniej współdziałanie Jacques'a Chiraca i Gerharda Schrödera z Putinem to część tej samej narracji – tłumaczy Besancon.

Marine Le Pen ten sentyment wykorzystuje maksymalnie. Jeszcze przed ukraińskim kryzysem przewodnicząca Frontu była przyjmowana z najwyższymi honorami w Dumie. A i później nie zmieniła zdania. – Putin stawia na pierwszym miejscu interesy strategiczne Rosji, dokładnie tak samo, jak my stawiamy interesy Francji. Uważamy także, że w interesie Francji jest zachowanie równowagi w kontaktach z Rosją, Stanami Zjednoczonymi i Chinami, a nie płaszczenie się przy każdej okazji przed Ameryką – mówił mi zaraz po zajęciu przez Putina Krymu Luis Alliot, jeden z liderów Frontu, a prywatnie od wielu lat życiowy partner Marine. – Krym to była rosyjska prowincja podarowana Ukrainie. Każdy wie, że jest ona rusofilska i rosyjskojęzyczna.

W kraju, w którym 3,5 miliona osób nie ma pracy, rozwiązanie problemu masowej imigracji staje się kwestią palącą. A to kolejny atut Le Pen, bo ze względu na poprawność polityczną liderzy pozostałych partii politycznych nie mają odwagi mówić to, co myśli, jeśli nie większość, to przynajmniej bardzo wielu Francuzów.

– Imigracja, przede wszystkim muzułmańska, wymknęła się spod kontroli. Przyczynili się do tego wszyscy – socjaliści i Kościół katolicki – którzy w imię praw człowieka w porę nie postawili bariery dla przyjezdnych; przedsiębiorcy, którzy chcieli mieć tanią siłę roboczą; aparat państwa, który chciał zapewnić wyższe pensje urzędnikom dzięki wyzyskiwaniu imigrantów; nawet Żydzi, którzy w obawie przed dyskryminacją ich samych sprzeciwiali się wprowadzeniu przepisów ograniczających prawa przyjezdnych – uważa Alain Besancon. Ale też przyznaje: dziś problem jest nie do rozwiązania.

Marine Le Pen jest na fali wznoszącej również dlatego, że stworzony przez generała de Gaulle'a ustrój, w którym głowa państwa ma bezprecedensowe w zachodniej Europie uprawnienia, jest w głębokim kryzysie. – To system na wyczerpaniu. Prezydenci nie są w stanie spełnić oczekiwań wyborców, bo w warunkach integracji europejskiej, na którą Francja nie do końca świadomie się zgodziła, nie mają już takiej samej władzy, co kiedyś – tłumaczy Riviere.

Bez aparatu i struktur

Trudno sobie wyobrazić lepsze warunki do zdobycia władzy dla Marine Le Pen niż te, które ma dzisiaj. Na lewicy – prezydent, któremu ufa już tylko 13 proc. Francuzów (najmniej w V Republice). Nie jest w stanie wyrwać gospodarki z marazmu, a jego była życiowa partnerka Valerie Trierweiler w bestsellerowej książce opisała go jako człowieka brutalnego, niesłownego i gardzącego biednymi. Równocześnie podzielona i pogrążona w skandalach korupcyjnych prawica, którą być może znów będzie reprezentował skompromitowany Nicolas Sarkozy.

Ale mimo to nie ma właściwie we Francji poważnego eksperta, który wierzyłby w zwycięstwo Marine Le Pen w wyborach prezydenckich 2017 r. – W kampanii prezydenckiej zarówno lewica, jak i prawica wypromują o wiele skuteczniejszych kandydatów od polityków, którzy dziś stoją na czele głównych partii politycznych – uważa Emanuel Riviere. I dodaje: – Powiedzieć w sondażu, że głosuje się w ramach protestu na Marine Le Pen, a rzeczywiście oddać w dniu wyborów na nią głos, to dwie osobne rzeczy.

– Gdy przyjdzie do drugiej tury wyborów, lewicowy elektorat odda głos na polityka umiarkowanej prawicy lub odwrotnie, byle zatrzymać Le Pen – potwierdza Alain Finkielkraut.

– Front Narodowy to partia bez aparatu, bez struktur, bez deputowanych. Nie ma szans na zwycięstwo – wtóruje Alain Besancon.

Jednak wszyscy są też zgodni, że Marine Le Pen ma wszelkie szanse przejść do drugiej tury wyborów prezydenckich i otrzymać przynajmniej jedną trzecią głosów, dwa razy więcej niż przed laty.

Alain Besancon nie ma wątpliwości: Francja to chory człowiek Europy.

Premier Francji Manuel Valls twierdzi, że Front Narodowy „jest u progu przejęcia władzy". O tym świadczy sondaż dla dziennika „Le Figaro" z początku września. Wynika z niego, że w 2017 roku Marine Le Pen, szefowa Frontu Narodowego, wygrałaby pierwszą turę wyborów prezydenckich, uzyskując zależnie od kontrkandydatów od 28 do 32 proc. głosów. W drugiej turze zdobyłaby nawet Pałac Elizejski, gdyby jej oponentem był skrajnie niepopularny Francois Hollande. Jeszcze nigdy lider skrajnej prawicy nie uzyskał w V Republice takiego wyniku.

Przeciw elitom

A to niejedyny sygnał niezwykłej popularności skrajnej prawicy w drugim co do znaczenia kraju strefy euro. Już w przyszłym roku Francuzów czekają wybory regionalne, w których Front Narodowy może się okazać pierwszą partią polityczną. W tak bogatej części Francji, jak Prowansja, Alpy, Lazurowe Wybrzeże, chce na niego głosować 33 proc. uprawnionych, w Alzacji i Lotaryngii 30 proc., w Normandii 29 proc., a w Nord-Pas-de Calais nawet 33 proc.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy