Zagubiona Ameryka - felieton Waltera Laqueura

Waszyngton jest skonsternowany. By ująć rzecz ściślej – skonsternowany bardziej niż zwykle.

Publikacja: 26.09.2014 03:51

Zagubiona Ameryka - felieton Waltera Laqueura

Foto: Plus Minus

Red

Gdziekolwiek by spojrzeć, dzieje się coś złego. Wojownicy Państwa Islamskiego mimo ataków lotniczych posuwają się naprzód. Na Władimirze Putinie sankcje nie wydają się robić większego wrażenia: nadal ochoczo rozprawia o uderzeniach jądrowych i potędze Rosji. NATO stara się zachować pozory, ale większość państw członkowskich w ostatnich latach okroiła swoje budżety obronne o połowę (Rosja zaś w tym samym czasie podwoiła swoje wydatki na obronność). Nadal brak postępu w prowadzonych z Iranem rozmowach o ograniczeniu programu nuklearnego, a Chiny pozwalają sobie na coraz więcej.

A przecież zaledwie przed kilku laty, po zakończeniu zimnej wojny, świat wydawał się tak bezpiecznym miejscem! Sześć lat temu (po czym, w roku 2012, po raz drugi) Amerykanie wybrali prezydenta niezbyt zainteresowanego polityką zagraniczną, który chciał się skupić na kwestiach wewnętrznych, takich jak reforma systemu ochrony zdrowia. Owszem, Stany Zjednoczone nadal zaangażowane były w dwie niesympatyczne wojny, w Afganistanie i w Iraku, Obama robił jednak, co w jego mocy, by się stamtąd wycofać.

I nagle wszyscy zaczynają mieć pretensje do prezydenta – nawet ci, którzy jeszcze wczoraj należeli do jego najgorętszych entuzjastów. Nie wydaje się to w porządku: ostatecznie Amerykanie wiedzieli przecież, wybierając Obamę, jakie są jego priorytety! Krytycy przypominają, że prezydent powinien dotrzymywać kroku sojusznikom Ameryki. Trudno temu zaprzeczyć, ale niełatwo też znaleźć, a bodaj i zauważyć sojuszników – większość z nich położyła uszy po sobie. Sankcje wymierzone w Putina? Nie, to zbyt niebezpieczne, mogłoby się odbić na bilansie handlowym Europy Zachodniej. Powstrzymywanie ISIS? Jeszcze gorzej: gotowi jeszcze wysłać zamachowców do Europy.

Czyżby nie sprawdzili się doradcy Obamy od polityki zagranicznej? Nawet pani Clinton, jego sekretarz stanu w ubiegłej kadencji, zwróciła się przeciwko prezydentowi, twierdząc, że już dawno należało dozbroić opozycję w Syrii. Inna rzecz, że spora część przekazywanej Syryjczykom broni trafiała ostatecznie w ręce ISIS... Kiedy jednak Obama się bronił, że wobec braku strategii wobec ISIS lepiej powstrzymać się przed nierozsądnymi posunięciami, pani Clinton zechciała zauważyć, że przecież w sprawie ISIS Stany Zjednoczone nie wypracowały żadnej strategii. A jaki jest jej dorobek w tej dziedzinie?

Być może Obama ma po prostu pecha i jest – jak zasugerował Władimir Putin w jednym z przemówień – przeciwieństwem króla Midasa, który zamieniał wszystko w złoto? Czegokolwiek by dotknął Obama, z całą pewnością bowiem nie staje się bardziej szlachetne. Opowiedział się za rezygnacją Kaddafiego bądź jego odsunięciem – po czym w Libii wybuchł chaos i mamy tam do czynienia z dziesiątkami islamistycznych lub terrorystycznych bojówek. Zalecał „roztropność" w sprawach libijskich – z takim skutkiem, że inicjatywa na tym obszarze została w całości przejęta przez Francję i Wielką Brytanię. Obserwując wydarzenia w Syrii, Obama zapowiedział „stanowczą reakcję", jeśli ktokolwiek użyje broni chemicznej – po czym, gdy to się stało, spojrzał w inną stronę. A co miał niby zrobić, obalić Asada?

Prezydent przez długi czas wierzył też, że arabska wiosna to wspaniałe zjawisko, i zajęło mu trochę czasu zrozumienie, że to zjawisko jest nieco bardziej skomplikowane. W połowie tego roku zdołał dojść do wniosku, że w naszych czasach nie ma co zbyt liczyć na Bliski Wschód, ba, gotów jest nawet przyznać, że „świat pogrążył się w chaosie"; co jednak Ameryka może zrobić, by uczynić ten chaos nieco mniej chaotycznym? Prawicowi oponenci Obamy powtarzają: „Najlepiej stać z bronią u nogi". To w zasadzie izolacjoniści starej szkoły, że jednak izolacjonizm ma dziś złą prasę, wolą określać się „realistami": to znacznie lepiej widziane.

Jak jednak obecne zagubienie może się przełożyć na stosunek do Rosji i Ukrainy? Obama przez dłuższy czas żywił względem Rosji złudzenia, których dziś się pozbywa. Putin jest przekonany, że cały Zachód, w tym Ameryka, jest bliski upadku. Jak wiadomo, przez kilka lat przebywał służbowo w Niemczech i sporo wie o niemieckiej polityce i emocjach – znacznie mniej wie jednak o Stanach Zjednoczonych, a jego doradcy nie wydają się więcej warci od waszyngtońskich. Owszem, Stany Zjednoczone są zagubione, ale mają kapitalną zdolność do odzyskiwania sił: dowiodły tego, choćby podnosząc się już w kilka lat po porażce w Wietnamie.

Putin ignoruje też fakt, że również w Rosji panuje nie lada chaos. Owszem, Kreml zyskał na popularności dzięki „odzyskaniu" Krymu i sukcesom na Ukrainie, jak długo jednak będzie trwało to wzmożenie patriotyczne? Miesiąc, rok, może trzy lata? Dziś rosyjskiej opozycji trzeba by szukać ze świecą w ręku, ale co przyniesie przyszłość?

Amerykanie nie lubią wojen: wahali się nawet z przystąpieniem do zmagań drugiej wojny światowej, z chwilą jednak, gdy się na to zdecydowali, konflikt był w zasadzie rozstrzygnięty.  Z pewnością też nie lubią przegrywać. Owszem, strategia, jaką zastosowano w Iraku i Afganistanie, była chybiona, jeśli nie głupia. Waszyngton zlekceważył prostą prawdę: sprawdza się uderzenie zdecydowanymi siłami i szybkie opuszczenie pola walki. Na szczęście jednak Amerykanie potrafią się uczyć.

–tłum. m.urb.

Urodzony w 1921 roku autor jest legendą amerykańskiej publicystyki. W Polsce ukazały się m.in. jego „Ostatnie dni Europy. Epitafium dla Starego Kontynentu" (2008)

Gdziekolwiek by spojrzeć, dzieje się coś złego. Wojownicy Państwa Islamskiego mimo ataków lotniczych posuwają się naprzód. Na Władimirze Putinie sankcje nie wydają się robić większego wrażenia: nadal ochoczo rozprawia o uderzeniach jądrowych i potędze Rosji. NATO stara się zachować pozory, ale większość państw członkowskich w ostatnich latach okroiła swoje budżety obronne o połowę (Rosja zaś w tym samym czasie podwoiła swoje wydatki na obronność). Nadal brak postępu w prowadzonych z Iranem rozmowach o ograniczeniu programu nuklearnego, a Chiny pozwalają sobie na coraz więcej.

A przecież zaledwie przed kilku laty, po zakończeniu zimnej wojny, świat wydawał się tak bezpiecznym miejscem! Sześć lat temu (po czym, w roku 2012, po raz drugi) Amerykanie wybrali prezydenta niezbyt zainteresowanego polityką zagraniczną, który chciał się skupić na kwestiach wewnętrznych, takich jak reforma systemu ochrony zdrowia. Owszem, Stany Zjednoczone nadal zaangażowane były w dwie niesympatyczne wojny, w Afganistanie i w Iraku, Obama robił jednak, co w jego mocy, by się stamtąd wycofać.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy