Kilkanaście lat temu jechałam kolejką podmiejską z Otwocka do Warszawy w towarzystwie starszej ode mnie kobiety. Kiedy mijałyśmy Radość, odezwała się: „Ile razy tu wysiadałam, oglądałam się uważnie, czy ktoś za mną nie idzie, bo ludzie, którzy mnie ukrywali, nakazali stanowczo, żebym w takim wypadku do ich domu nie szła. Kiedyś przyglądał mi się w wagonie przystojny chłopiec z uśmiechem. I wysiadł i szedł kawałek, a ja nie myślałam, że mu się podobam, tylko że pewnie chce mnie wydać gestapo". Pani miała wyraźne ślady urody, nietrudno było sobie wyobrazić, że pół wieku temu była powabną niebieskooką blondynką.
Spojrzenie molestanta
Przypomniałam to sobie, słuchając w telewizji, że wśród rozlicznych form molestowania kobiet przez mężczyzn (mnożą się te formy w mediach zastraszająco) jest „obcinanie wzrokiem", czyli, jak zrozumiałam, bezczelne i pogardliwe spojrzenia. Moja towarzyszka z kolejki wiedziałaby pewnie, że tak patrzy na nią albo hitlerowiec, albo szmalcownik, i nie poszłaby prosto do kryjówki, tylko kluczyła po obrzeżach Radości.
Z tego samego programu dowiedziałam się o istnieniu w Polsce przedtem mi nieznanych organizacji feministycznych, które skrupulatnie rejestrują przejawy seksizmu, prowadzą nad nimi badania i wymyślają typologie takich zachowań, poświęcając temu bardzo wiele uwagi i energii, których potrzeba – w moim najgłębszym przekonaniu – na rozwiązywanie o wiele ważniejszych, bardziej realnych i naprawdę pilnych problemów.