Nie chciałbym żyć w kraju, w którym dokonuje się selekcji ludzi. Wyręcza się mnie w tym, kogo chcę przyjąć w moim domu. Komu podać rękę. Kogo wesprzeć i komu zaufać. Nie chcę żyć w kraju, w którym jakiś mądrala na granicy czy w urzędzie rozstrzyga, czyja narodowość, obywatelstwo, rasa są dostatecznie dobre, by otrzymać przywilej obecności w moim życiu. Takich wyborów dokonuję zwykle sam, na własną odpowiedzialność i nie pozwolę, by ktoś uzurpował sobie prawo decydowania o tym za mnie.
Czytaj więcej
Szokujące statystyki z granicy oraz odmowa azylu w Niemczech dla wszystkich migrantów przybyłych...
„Zakaz wjazdu dla osób z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej”. Nie zarzucam Kaczyńskiemu poglądów rasistowskich, ale na pewno wie, do jakich skutków prowadzi używanie takiego języka
To mnie różni od Jarosława Kaczyńskiego i kręgu jego politycznych akolitów, którzy zapowiedzieli przed kilkoma dniami, że przygotowują ustawę, która ograniczałaby prawo wjazdu do Polski obywateli określonych krajów. Prezes Prawa i Sprawiedliwości ujął to zresztą w swoim wpisie na platformie X szerzej: „Domagamy się natychmiastowych działań: zakazu wjazdu na terytorium RP dla osób z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej oraz przywrócenia wyrywkowych kontroli na granicy z Niemcami”. Dla „osób”? Czemu nie ludzi? Czyżby atrybut człowieczeństwa nie pasował do spolityzowanej przez populistów kategorii „migrantów”? Co prawda daleko mi do zarzucania Kaczyńskiemu poglądów rasistowskich czy insynuowania mu pogardy wobec ludzi o innym kolorze skóry lub mówiących w innym języku, ale musi, po tysiąckroć musi zdawać sobie sprawę, że posługiwanie się określonymi schematami językowymi i pewną metodą polityczną ciągnie za sobą katastrofalne skutki.
Nie chciałbym żyć w kraju, w którym dokonuje się selekcji ludzi. Wyręcza się mnie w tym, kogo chcę przyjąć w moim domu. Komu podać rękę. Kogo wesprzeć i komu zaufać.
Trzeba o tym mówić głośno. Nie bać się tłumaczyć, że schemat „osoby niechcianej” dehumanizuje ją podwójnie. Przede wszystkim obdziera ją z człowieczeństwa; „osoba” to jednostka statystyczna, kategoria prawnicza. I to niekoniecznie z systemów prawnych bliskich tradycji polskiej demokracji. O „osobach” pochodzenia żydowskiego mówiły niesławne przepisy uchwalane przed 90 laty za naszą zachodnią granicą. Wiadomo, w jakim kontekście. Też były „niechciane” i wiadomo, jak się skończyło. Bycie „niechcianym” to druga twarz dehumanizacji. Bycie „niechcianym” oznacza „gorszość”, „niższość”, wykluczenie. Czy w istocie subtelny znawca prawa, jakim jest pan prezes, nie wie, jakie bywały tu w Europie Środkowej skutki wykluczania określonych grup ludzi? Trzeba być naprawdę kompletnym nieukiem albo człowiekiem pozostającym w złej wierze, by zapomnieć o ofiarach pogromów, o mordowanych przez bolszewików osobach „wrogich klasowo”, o Romach, Żydach i Polakach, których nie życzyli sobie we własnej wersji historii władcy III Rzeszy. A zaczynało się też od ideologicznego wykluczenia. Prorocy rasowej czy klasowej czystości rozstrzygali, kto jest przez nich „chciany”, a kto nie. Kto pasuje do ich wizji polityki, a kto jej szkodzi. Potem uchwalono antyludzkie ustawy, proklamowano słuszne klasowo dekrety i lała się krew. Za dużo krwi, byśmy wspominali XX wiek bez wstydu za dzieło naszych przodków. Ludzi przecież jak my.