Wiesz, co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz, co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie – mówimy – to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo. I nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji, który sobie zgnije, do jesieni na świeżym powietrzu i co się wtedy zrobi? Protokół zniszczenia...”. Na pewno państwo pamiętają ten dialog między prezesem Ochódzkim a Hochwanderem. Ale doprawdy, żal było nie przypomnieć, skoro jest okazja. Mistrz Bareja wiecznie żywy. Bez względu na ustrój. Bo wiecznie żywa jest propaganda i ludzka naiwność, która sprawia, że wielu wierzy w propagandowe slogany.
Czytaj więcej
Najbardziej zdumiewającą reakcją na wynik ostatnich wyborów jest zwiększenie zainteresowania apos...
Donald Tusk wspomaga się pomysłami Edwarda Gierka. Czy jego rząd skończy tak samo?
Niespełna 15 lat temu, w styczniu 2011 r. zdarzyło mi się napisać artykuł o wszystko mówiącym tytule „Tusk prawie jak Gierek”. Były to czasy, gdy takie teksty zamieszczał znany dziś z pluralizmu opinii „Newsweek”. Gdy teraz próbowałem dokładnie zlokalizować moment publikacji zauważyłem, że otworzyłem wtedy całą serię publikacji, obśmiewających ówczesną propagandę sukcesu przez odwołania do PRL-owskiego I sekretarza. Trzeba powiedzieć, że podobieństw było zaskakująco dużo. Dziś dostajemy małe postscriptum do tamtej historii. W czasach „gdy Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej”, Edward Gierek wymyślił, żeby posłać w kosmos Mirosława Hermaszewskiego na dowód naszych mocarstwowych aspiracji. To był rok 1978, więc równo dwa lata później system zawalił się zupełnie i rozpoczął głęboki kryzys gospodarczy. W efekcie strajków powstała Solidarność, a I sekretarz „zachorował” i musiał zrezygnować z funkcji. Nie wiem, czy można to traktować jako wróżbę, ale… Tak się składa, że dziś, kiedy w kosmos leci drugi Polak, długi kraju rosną w astronomicznym tempie. Co więcej, do wyborów zostało niewiele ponad dwa lata i zmiana władzy wydaje się wysoce prawdopodobna. Tak że analogie są naprawdę niepokojące. Również jeśli chodzi o sens przedsięwzięcia.
65 mln euro – tyle kosztowała misja Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. I doprawdy, podobnie jak w przypadku Hermaszewskiego, nikt nie potrafi wskazać, po co właściwie te pieniądze zostały wydane.
65 mln euro – tyle kosztowała misja Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego. I doprawdy, podobnie jak w przypadku Hermaszewskiego, nikt nie potrafi wskazać, po co właściwie te pieniądze zostały wydane. Chyba jedynie po to, żeby sympatyczny i inteligentny, a do tego postępowy – no bo przecież przyjął nazwisko żony – inżynier zrobił tour po telewizjach śniadaniowych i udzielił dziesiątków wywiadów. Zwykle w towarzystwie małżonki. Tak się przypadkiem złożyło, że jest ona posłanką Platformy Obywatelskiej. Ale, jak wiadomo, przypadki chodzą po ludziach, a pani Aleksandra robi jak najlepsze wrażenie. Zresztą podobnie jak jej mąż. I to, co tu piszę, naprawdę nie jest jakąś personalną krytyką pod adresem nowego bohatera zbiorowej wyobraźni. Choć powiem szczerze, pan Sławosz mógłby zatrudnić lepszego copywritera. Przyznają państwo, że hasło „kosmos dla wszystkich”, którym zakończył swoje „kosmiczne” przemówienie, ma dokładnie tyle samo sensu, co jego misja. Bo przecież rzecz nie będzie mieć dalszego ciągu i żadnych konsekwencji dla polskiej nauki. Chyba że nagle i zupełnie niespodziewanie Polska zacznie odkrywać nowe technologie, wysyłać satelity, zdobywać nowe obszary. Ale na razie nic o tym nie wiadomo.