Takie eleganckie towarzystwo, a najlepiej się bawi, jak człowiek rzuci k..." – tę kwestię w spektaklu „Depresja komika" warszawskiej Polonii aktor Adam Woronowicz chyba sam sobie dopisał. Ale trafił w dziesiątkę. W jednym zdaniu ujął to, co od ćwierć wieku piszą językoznawcy. Jeszcze w latach 90. nieżyjąca już prof. Antonina Grybosiowa opublikowała artykuł pod wszystko mówiącym tytułem „Liberalizacja społecznej oceny wulgaryzmów". Tekst kończy się następującą refleksją: „aprobata, jakiej udzielają nowemu obyczajowi używania języka, w którym tabu jest celowo łamane, jego prestiżowi nosiciele, prowadzi do nadwątlenia tożsamości kulturowej Polaków". Czyli elity aprobujące łamanie językowego tabu, ekspansję wulgaryzmów w przestrzeni publicznej, prowadzą społeczeństwo w rejony, gdzie zagrożona jest nasza kulturowa tożsamość.
Owsiak czuje lepiej
Bardzo pouczająca w tym kontekście była wymiana zdań między prof. Jerzym Bralczykiem a Jurkiem Owsiakiem. Oto zapytany o słowo „wyp..." wypisane na sztandarach Strajku Kobiet językoznawca odpowiada portalowi NaTemat: „Jestem zdecydowanie przeciwko używaniu takich właśnie słów w przestrzeni publicznej. One oddalają możliwość jakiegokolwiek porozumienia. Być może są wyrazem emocji, która nie znajduje ujścia, ale ci, którzy wypisują je na sztandarach, powinni wiedzieć, że w ten sposób zaogniają dyskurs publiczny. Nie sądzę, żeby zwiększali skuteczność swoich wypowiedzi". A zapytany, jakim słowem zastąpiłby wiadome sformułowanie, odpowiada, że sugeruje „precz". W odpowiedzi słyszy od twórcy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, że „hasło WYPIER****Ć jest jedynym dzisiaj zrozumiałym poleceniem wobec ludzi, którzy zdemontowali Polskę". A później następują retoryczne pytania o to, gdzie był prof. Bralczyk, kiedy posłanka PiS Joanna Lichocka pokazywała wiadomy gest i kiedy jej ówczesna klubowa koleżanka Krystyna Pawłowicz obrażała sędziwego założyciela polskiej Amnesty International prof. Bogusławskiego Stanisławskiego. Warto przy okazji dodać, że Jurek Owsiak miał z krewką sędzią Trybunału Konstytucyjnego kilka procesów, które sądy rozstrzygały „ze zmiennym szczęściem" dla stron. A jeden z nich dotyczył założenia przez twórcę WOŚP „Ruchu Wy... Krystyny Pawłowicz w Kosmos".
Zatrzymajmy się jednak na chwilę przy sporze Bralczyk–Owsiak. Co do meritum panowie się zgadzają. Obaj nie są zwolennikami obecnego układu rządzącego i obaj potępiają wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Z pewnością zgadzają się też, że należy potępić tzw. gest Lichockiej (w Sejmie pokazała posłom opozycji środkowy palec) i chamskie wypowiedzi Pawłowicz, których przecież nie brakowało. To o co ten spór? O formę, rzecz jasna. Styl to człowiek. Mamy tu spór akademik kontra happener. I nieważne, po czyjej stronie jest racja, istotne jest, że to Owsiak lepiej czuje społeczne emocje. To on potrafił stworzyć masowy ruch i organizować wielkie koncerty. I nie jest przypadkiem, że pojawił się na niedawnych demonstracjach Strajku Kobiet.
A intelektualiści? Zawsze znajdą się tacy, którzy mają inne zdanie niż Bralczyk. Ot, choćby utalentowany poeta i profesor retoryki Michał Rusinek, który w „Wysokich Obcasach" pisał, że to właśnie słowo na wy... może zostać słowem roku. „Emocje należy wyrażać, dawać im ujście. Można rzucić talerzykiem, można kamieniem – ale oby do tego nie doszło. Można więc jeszcze rzucić słowem, czyli tzw. mięsem. To nie jest nawoływanie do przemocy. To jest znak emocji" – czytamy w felietonie Rusinka. Oczywiście, wieloletni współpracownik Wisławy Szymborskiej ma rację, kiedy pisze, że lepiej jak rzucają mięsem, niż mieliby rzucać kamieniami. Ale do czego prowadzi aprobowanie wulgaryzmów? Choćby do takich patologii jak opublikowany niedawno w „Gazecie Wyborczej" nekrolog, w którym zmarłego żegnano ośmioma gwiazdkami. Czyli hasłem „je... PiS". Kolejnym popularnym postulatem wyrażającym polityczne emocje ostatnich tygodni.