To fragment starego wywiadu, którego dzisiaj nie chciałby pewnie pamiętać ani sam Jarosław Kaczyński, ani Tomasz Sakiewicz, z którym dzielił się swoimi przemyśleniami na temat roli mediów Tadeusza Rydzyka. Swego czasu opinia o formalnej lub faktycznej agenturalności toruńskiego oligarchy była na prawicy dość częsta, zanim się nie okazało, że ów podejrzany zakonnik jest wystarczająco wpływowy w istotnej części elektoratu, żeby wszystkie wątpliwości rozstrzygnąć na jego korzyść, a w ramach przeprosin za przeszłe upokorzenia dorzucić miliony z budżetów kolejnych ministerstw.

Czytaj więcej

Kataryna: Państwo zdradziło Mikołaja

I tak sobie trwają kolejną już kadencję w obustronnie korzystnym – nomen omen – układzie, w którym każdy dostaje to, na czym mu zależy najbardziej. Jeden władzę, drugi pieniądze. Jeśli coś może w najbliższym czasie zaszkodzić budowanemu na publicznych pieniądzach medialnemu imperium Rydzyka, to może to być powołana właśnie przez Sejm specjalna komisja do spraw zbadania wpływów rosyjskich, powszechnie uważana za specgrupę do ścigania Tuska. Tyle że PiS znowu zapomniał, że narzędzia mają to do siebie, że służą nie tylko temu, kto je sobie wystrugał.

I tak sobie trwają kolejną już kadencję w obustronnie korzystnym – nomen omen – układzie, w którym każdy dostaje to, na czym mu zależy najbardziej. 

Nawet jeśli prezydent nie zawetuje ustrojowego potworka, jakim byłaby komisja w proponowanym kształcie, zanim ustawa ją wprowadzająca przejdzie cały proces legislacyjny, będzie już za późno, żeby PiS zdążył jej użyć przed wyborami, bo czasu starczy co najwyżej na pokłócenie się o jej skład. A po wyborach będzie już nowa rzeczywistość polityczna, także dla komisji. Nowy Sejm może zmienić jej skład, nowy premier wymienić przewodniczącego, a kto wie – może nowelizacją uda się nawet rozszerzyć badany przez komisję okres, sprytnie przez PiS ograniczony do czasów rządów PO. Nawet jeśli nie już, nawet jeśli nie szybko, to kiedyś przegłosowana właśnie ustawa pozwoli przyglądać się Radiu Maryja, Ordo Iuris, Solidarnej Polsce i każdemu środowisku, które na różnych etapach swojej działalności zachowywało się jak płatni agenci lub „tylko” użyteczni idioci. I to chyba nie Tusk powinien się najbardziej bać raz powołanej komisji do zbadania plotek i podejrzeń. Nie zawsze to Kaczyński będzie ustalał jej skład i agendę.