Zdort: Wielodzietna patologia

Redakcyjny kolega z pionu ekonomicznego „Rzeczpospolitej", nikt znaczący, po prostu zwyczajny gazetowy wyrobnik, odezwał się na porannym kolegium.

Publikacja: 01.04.2016 03:17

Dominik Zdort

Dominik Zdort

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Zgłaszał tematy do najbliższego wydania, treść jego wypowiedzi była bez większego znaczenia, porażająca była dopiero konkluzja. Otóż mój redakcyjny kolega uważa, że rodziny 2+3 (dwoje rodziców i troje dzieci) oraz większe to społeczna patologia.

Zaprotestowało parę osób, zaprotestowałem i ja, choć akurat mnie (według definicji kolegi z ekonomicznego) kategoria „społecznej patologii" nie objęła. Kolega z ekonomicznego na nasze protesty uparcie kilka razy powtarzał, że ma prawo do własnych opinii. Rzuciłem, że ma prawo mieć swoje zdanie, ale tego typu poglądów inteligentny człowiek nie powinien wygłaszać na kolegium redakcyjnym opiniotwórczego ogólnopolskiego dziennika.

Wedle definicji wspomnianego kolegi w odległości 3 metrów ode mnie w redakcji siedzi przynajmniej dwóch przedstawicieli rodzin patologicznych (ludzie mądrzy, wykształceni, jeden nawet z doktoratem), a gdy wstaję z miejsca i rzucam okiem na dział krajowy, to tam patologia społeczna wręcz dominuje. Co dziennikarz (także z dyplomem), to przynajmniej trójka dzieci, a bywa, że piątka. Można wysnuć wniosek, że dziennikarstwo to zawód, który sprzyja powstawaniu rodzinnych patologii. I może coś w tym jest, biorąc pod uwagę, że coraz więcej siedzimy w pracy, a więc rzadziej widujemy rodziny, zarobki w naszej branży też, delikatnie mówiąc, nie rosną... Ale co w takim razie z uznanym i cenionym radcą prawnym, niewątpliwie przedstawicielem prawniczej elity, którego mam w rodzinie? Ma już sześcioro dzieci! To już ekstremalna patologia społeczna.

Wiem, że moi znajomi – matki i ojcowie z dużych rodzin – różnie widzą swoją sytuację. Dla jednych rodziców wielodzietność to obowiązek, osobisty krzyż, który trzeba nieść – skoro Pan Bóg dał dzieci, więc należy je jak najlepiej wychować. Dla innych to radość życia i satysfakcja, przyjemność ze słuchania dziecięcego gwaru i ustawiania w długim szeregu bucików w przedpokoju po powrocie ze spaceru. Niezależnie od ich podejścia: nikt z nich nie zasługuje na niegrzeczne i lekceważące uwagi ze strony tych, którzy wybrali inny model życia.

Po wysłuchaniu mojego kolegi z działu ekonomicznego wszystkie moje wątpliwości do programu 500+ przestały mieć znaczenie. Po raz pierwszy spotkałem się z tak jawnie demonstrowaną pogardą dla rodzin wielodzietnych. I zrozumiałem, jak bardzo potrzebują formalnego dowartościowania.

Program 500+ będzie poważnym wsparciem finansowym dla tych rodzin. Wzmocni też gospodarkę, dokładając około 1 proc. PKB ze strony wydatków gospodarstw domowych – jak stwierdzili niedawno analitycy banku Morgan Stanley. Ale przede wszystkim będzie oficjalnym wskazaniem, że polskie państwo szanuje duże rodziny. Że uważa za wartościowy wysiłek rodziców, którzy zdecydowali się mieć więcej dzieci.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Kataryna: To nie przez media Polki nie chcą mieć dzieci
Plus Minus
Bogusław Chrabota: W USA pamiętają o Niedźwieckim. Nie mogą przegapić heroizmu Ukrainy
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Mamy dość papki. Dwie formy mają ważną rolę w tej kampanii
Plus Minus
USA i Trumpowi wyrósł potężny rywal. Obawa przed „czymś gwałtownym i groźnym”
Plus Minus
Jeszcze niedawno byli wzorem dla Polski. Czemu Czesi już nie chcą mieć dzieci?