Żółto-niebieskie paszporty Wallenberga

Szwecja w końcu oficjalnie uzna za zmarłego Raoula Wallenberga. Dyplomatę, który w czasie wojny uratował tysiące Żydów na Węgrzech, a potem został zamordowany przez Sowietów – być może dlatego, że wiedział za wiele o zbrodni w Katyniu.

Aktualizacja: 23.04.2016 18:35 Publikacja: 21.04.2016 22:30

Żółto-niebieskie paszporty Wallenberga

Pod koniec marca agencje informacyjne podały, że szwedzki bank SEB (Skandinaviska Enskilda Banken), który zarządza majątkiem Raoula Wallenberga, rozpoczął procedurę uznania go za zmarłego. Najpóźniej za pół roku Wallenberg (gdyby żył, miałby dziś 104 lata) zostanie urzędowo „uśmiercony" przez szwedzki urząd podatkowy, a jego majątek będzie mógł zostać przekazany spadkobiercom. W ten symboliczny sposób Szwecja ostatecznie pożegna się ze swoim bohaterem, choć jego losy wciąż pozostają nierozwikłaną zagadką, do której klucz od 1945 roku znajduje się w Moskwie.

Węgierska ziemia obiecana

Wallenberg pochodził z jednej z najbardziej wpływowych w Szwecji rodzin. Jego pradziadek Andre Oscar Wallenberg był założycielem banku, którego kontynuatorem jest wspomniany wyżej SEB. W rodzinie Wallenberga roiło się od bankierów i finansistów, ale także dyplomatów. W ślady przodków nie zdążył pójść ojciec Wallenberga Raoul Oscar Wallenberg, oficer marynarki wojennej, który zmarł na raka w wieku 24 lat, trzy miesiące przed narodzinami syna.

Czytaj także:

Raoul Wallenberg nie chciał zostać bankowcem. Najpierw marzył o karierze w marynarce wojennej, ale okazało się, że ze względu na swój daltonizm nie może liczyć na karierę w armii. W 1930 roku wyjechał na studia do Paryża, a rok później trafił do USA, gdzie studiował architekturę na Uniwersytecie Michigan.

W 1935 roku, po ukończeniu studiów, wrócił do Szwecji, gdzie bezskutecznie starał się o pracę architekta. Chcąc nie chcąc, musiał więc polegać na koneksjach swojego rodu. Pracował m.in. w filii Holland Banku w palestyńskiej Hajfie, gdzie po raz pierwszy spotkał żydowskich uciekinierów z Europy, którzy doświadczyli niemieckiego antysemityzmu w III Rzeszy.

Po powrocie do Szwecji podjął pracę w Środkowoeuropejskiej Korporacji Handlowej. „Nie nadaję się na bankiera. Chcę robić coś bardziej pozytywnego niż siedzenie za biurkiem i mówienie ludziom nie" – pisał do dziadka. Wtedy nie wiedział jeszcze, że znalazł się już na drodze do dzieła swojego życia.

Właścicielem Korporacji Handlowej, w której pracował Raoul Wallenberg, był węgierski Żyd Kalman Lauer. W 1944 roku skontaktował się z nim Ivar Olsen – szwedzki przedstawiciel nowo powołanej amerykańskiej Komisji do spraw Uchodźców Wojennych, której celem miało być ocalenie pozostałych przy życiu europejskich Żydów przed nazistami.

W tym czasie ostatnim wielkim skupiskiem Żydów w kontrolowanej przez nazistów Europie były Węgry. Stojący na czele tego kraju regent, były admirał cesarsko-królewskiej floty Miklos Horthy nie godził się na likwidację będących obywatelami jego państwa Żydów. W efekcie Węgry stały się dla europejskich Żydów ziemią obiecaną – na początku 1944 roku w kraju tym mieszkało ponad 700 tys. Żydów, z czego połowę stanowili uchodźcy z innych państw Europy.

Wszystko zmieniło się w połowie marca 1944 roku. Gdy Hitler dowiedział się o podjęciu przez węgierskie władze pertraktacji z aliantami, zarządził przeprowadzenie operacji Margarethe, czyli zajęcia Węgier przez wojska Wehrmachtu. Wraz z Wehrmachtem przybył na Węgry Adolf Eichmann, którego celem miała być likwidacja tamtejszych Żydów.

Wtedy właśnie Olsen spotkał się z Lauerem, by znaleźć kogoś, kto będzie w stanie pokrzyżować nazistom plany. Lauer zasugerował, że osobą taką może być jego współpracownik Wallenberg, który znał Węgry i Budapeszt, ponieważ kilkakrotnie odwiedzał ten kraj w interesach – ostatni raz w 1943 roku. Ponadto był obywatelem neutralnej Szwecji, której dyplomaci mieli względnie dużą swobodę działania na terenach kontrolowanych przez III Rzeszę.

Wallenberg w rozmowie z Olsenem zadeklarował, że „chce skutecznie ratować ludzkie życie". Środki finansowe niezbędne do działania uzyskał od Amerykanów. 9 lipca 1944 roku przybył do Budapesztu, gdzie objął stanowisko sekretarza szwedzkiej ambasady.

Seria niebezpiecznych wypadków

Zanim Wallenberg dotarł na Węgry, Eichmann i jego ludzie zdołali już deportować z tego kraju do obozów śmierci ok. 500 tys. Żydów, głównie z prowincji. W Budapeszcie wciąż jednak żyło ok. 230 tys. Żydów.

Wallenberg miał za zadanie uratować kilkuset najbardziej wpływowych członków tej społeczności, ale 32-letni Szwed nie zamierzał działać zachowawczo. Szybko wystąpił z inicjatywą wydawania węgierskim Żydom tzw. schutzpassów, czyli „paszportów ochronnych". Świadom przywiązania Niemców do dokumentów urzędowych zaprojektował je w taki sposób, by ich wygląd zaświadczał o randze, jaką miały mieć w oczach nazistów.

Schutzpassy były drukowane na niebiesko-żółtym papierze opatrzonym licznymi pieczęciami i godłem królestwa Szwecji. Ów poważny wygląd pozwalał skutecznie zamaskować fakt, że dokumenty te nie miały de facto żadnej mocy prawnej, ponieważ w szwedzkim prawie pojęcie „paszportu ochronnego" nie istniało. Mimo to ani Niemcy, ani Węgrzy nie podważali ich legalności.

Dzięki środkom otrzymanym od Amerykanów Wallenberg mógł uruchomić masową produkcję schutzpassów – w czasie całej jego działalności na Węgrzech powstało kilkanaście tysięcy takich dokumentów. W tym samym czasie skupował nieruchomości w Budapeszcie i umieszczał w nich Żydów objętych ochroną przez Szwecję.

Niemcy szybko zauważyli, że coraz więcej Żydów trafia pod opiekę Szwedów, co irytowało zwłaszcza Adolfa Eichmanna. – Zabiję tego żydowskiego psa – mówił o Wallenbergu. Eichmann groźby zrealizować jednak nie mógł – Szweda chronił bowiem paszport dyplomatyczny, a cofający się na wszystkich frontach Niemcy nie mogli pozwolić sobie na psucie relacji z życzliwie neutralną wobec nich Szwecją.

Eichmann i jego ludzie próbowali jednak zastraszyć Szweda – pewnego dnia w limuzynę Wallenberga uderzył rozpędzony niemiecki pojazd pancerny (Szweda nie było wtedy w pojeździe). Potem takich „przypadkowych" zderzeń niemieckich pojazdów wojskowych z autem, którym poruszał się szwedzki dyplomata, było więcej. Kiedy Wallenberg zwrócił na to uwagę jednemu z niemieckich urzędników, ten odpowiedział mu, by „wracał do Szwecji, bo tam wojskowe pojazdy aż tak się nie spieszą".

Kiedy wydawało się, że praca Raoula Wallenberga ograniczy się do wydawania paszportów ochronnych, na Węgry spadł kolejny cios. Aby powstrzymać Horthyego przed zawarciem pokoju z aliantami, Niemcy porwali jego syna i zmusili przywódcę Węgier do przekazania pełni władzy Ferencowi Szalasziemu, przywódcy węgierskich faszystów – stronnictwa strzałokrzyżowców.

Ci, po dojściu do władzy, rozpętali antysemicką histerię i anulowali wszystkie zagraniczne paszporty i listy żelazne, które Żydzi przebywający na Węgrzech otrzymali od państw trzecich (w tym także schutzpassy). Ocaleni dzięki paszportom Wallenberga znów byli bezbronni.

Szwed, który przed przejęciem władzy na Węgrzech przez strzałokrzyżowców pisał do bliskich, że spodziewa się powrotu do domu na święta Bożego Narodzenia, nie załamał się. Przeciwnie – zaprzyjaźnił się z Elizabeth Kemeny, żoną nowego szefa MSZ, którą przekonał, by skłoniła męża do zmiany stanowiska w sprawie paszportów ochronnych. Kobieta spodziewała się dziecka, a Wallenberg argumentował, że tylko w ten sposób jej mąż Gabor Kemeny może uniknąć kary śmierci za zbrodnie wojenne.

Czarna księga życia

Eichmann nie dawał za wygraną. Postanowił, że Żydzi z Budapesztu będą kierowani do Austrii, gdzie mieli zostać wykorzystani do budowania fortyfikacji wokół Wiednia. Ponieważ tabor kolejowy był potrzebny niemieckiej armii, Żydzi mieli pokonywać blisko 200 km dzielących Budapeszt od austriackiej granicy na piechotę.

Tzw. marsze śmierci rozpoczęły się 8 listopada. Wallenberg nie zamierzał się z tym pogodzić. Doganiał kolumny żydowskich więźniów i kategorycznie domagał się wypuszczenia osób, których nazwiska znajdowały się w jego „czarnej księdze życia" – czyli w notatniku z listą Żydów, którzy znajdowali się pod ochroną Szwecji.

W rzeczywistości owa księga była pewną mistyfikacją. Wprawdzie Wallenberg rzeczywiście umieszczał w niej osoby, którym wydał schutzpassy, ale kiedy trzeba było ratować uczestników marszów śmierci, wyczytywał z listy najpopularniejsze węgierskie nazwiska. W tym samym czasie pracownicy kierowanej przez niego Sekcji C szwedzkiej ambasady, którzy przyjeżdżali wraz z nim, dyskretnie rozprowadzali szwedzkie paszporty ochronne wśród prowadzonych na śmierć Żydów. – Myślałam: „Bóg przyszedł nas uratować". Biły od niego siła i godność. Otaczał go jakiś nimb boskości – wspominała jedna z kobiet ocalonych przez Szweda.

Czasem udawało mu się ocalić nawet osoby, którym nie był w stanie w żaden dyskretny sposób wręczyć schutzpassu. Podczas interwencji na dworcu towarowym Jozsefvaros, gdzie SS kończyło załadunek Żydów do pociągów towarowych, Wallenberg upomniał się o obywateli Szwecji. Każdy, kto miał ze sobą jakikolwiek zadrukowany kawałek papieru, wręczał go Wallenbergowi, który zdołał przekonać Niemców, że wszystkie te świstki papieru są dowodem na objęcie ich posiadaczy ochroną przez ambasadę Szwecji.

Mało tego – jeden z więźniów stwierdził, że studiował kiedyś w Uppsali, i na dowód tego wymienił ulicę, na której znajdował się uniwersytet. – To oczywiste, że ten człowiek także znajduje się pod ochroną Szwecji – zaświadczył Wallenberg, który tego dnia ocalił ok. 100 osób.

Tuż przed wyzwoleniem Budapesztu przez Armię Czerwoną Wallenberg miał też powstrzymać dowodzącego obroną miasta gen. Gerharda Schmidhubera przed likwidacją budapeszteńskiego getta. Szwed oświadczył, że jeśli do tego dojdzie, Schmidhuber po wojnie zostanie potraktowany nie jako żołnierz, lecz jako morderca. Dzięki temu w momencie wkroczenia do Budapesztu Armii Czerwonej w stolicy Węgier wciąż pozostawało przy życiu ok. 120 tysięcy Żydów.

– Moje życie to tylko jedno życie, tymczasem tutaj chodzi o ratowanie tysięcy istnień – powiedział kiedyś jednemu ze swoich współpracowników. Zdołał ocalić tysiące – niektórzy mówili, że życie zawdzięcza mu nawet 100 tys. węgierskich Żydów, w rzeczywistości jednak bliższa prawdzie jest zapewne liczba 10–20 tys.

Dlaczego Sowieci aresztowali Wallenberga? To jedna z zagadek, której do dziś nie udało się ujawnić. Wiadomo, że Szwed sam zamierzał udać się do sztabu 2. Frontu Ukraińskiego, by porozmawiać z marszałkiem Rodionem Malinowskim o dalszej pomocy ocalonym Żydom. Do Debreczyna, gdzie stacjonował Malinowski, nigdy nie dotarł – po wyjeździe z Budapesztu zatrzymał go Smiersz (radziecki kontrwywiad wojskowy). Wallenberg i jego kierowca zostali zawiezieni do Moskwy jako więźniowie polityczni.

Funkcjonariusze NKWD przesłuchujący potem współpracowników Wallenberga w Budapeszcie sugerowali, że był on niemieckim szpiegiem, który pod pozorem ochrony Żydów w rzeczywistości rozdawał szwedzkie paszporty nazistom, by uchronić ich przed poniesieniem odpowiedzialności za zbrodnie wojenne.

Jeśli taki był powód zatrzymania Szweda, Wallenbergowi na pewno nie pomogło to, że w notesie, który miał przy sobie w momencie aresztowania, znajdowały się m.in. trzy numery telefonu do Adolfa Eichmanna, z którym Wallenberg w czasie pobytu w Budapeszcie rzeczywiście wielokrotnie się kontaktował, upominając się o prawa posiadaczy schutzpassów.

Inna hipoteza mówi o tym, że Wallenberga aresztowano ze względu na jego związki z wywiadem amerykańskim. Z kolei Paweł Sudopłatow, były generał KGB, w wydanych w 1994 roku wspomnieniach sugerował, że radziecki wywiad chciał nakłonić Wallenberga do współpracy, a kiedy to się nie udało – Szwed został zamordowany.

W sprawie Wallenberga jest również polski ślad – węgierski historyk Christian Ungvary twierdzi, że Szwed mógł znać prawdę o zbrodni katyńskiej i dlatego musiał zginąć. Według tej hipotezy Wallenberg podczas pobytu na Węgrzech w 1943 r. zapoznał się z przechowywanym w Głównym Węgierskim Banku Kredytowym raportem Ferenca Orsosa, węgierskiego biegłego medycyny sądowej, który badał odnalezione przez Wehrmacht ofiary zbrodni katyńskiej.

Sowieci mieli o tym wiedzieć i dlatego postanowili wyeliminować niewygodnego świadka, którego głosu – ze względu na rolę, jaką odegrał w czasie wojny – w powojennym świecie nie można byłoby ignorować.

Według ostatniej hipotezy do zatrzymania Wallenberga mogło dojść przypadkiem, przy rewizji samochodu, którym jechał, na jednym z punktów kontrolnych. Wallenberg wiózł ze sobą m.in. dolary i złoto (prawdopodobnie liczył się z tym, że może zostać zmuszony do korumpowania przedstawicieli Armii Czerwonej), ponadto miał niemiecko brzmiące nazwisko i umiał płynnie mówić po niemiecku. Żołnierze Armii Czerwonej mogli więc wziąć go za Niemca, który próbuje uciec z Budapesztu.

Milczenie Szwecji

Pod koniec stycznia 1945 r. Wallenberg trafił na Łubiankę, gdzie – według relacji współwięźniów – przebywał do wiosny 1947 r. Kiedy w marcu przenoszono go z celi do celi, na Węgrzech radio podało, że Wallenberga zamordowało gestapo. Było to bezczelne kłamstwo, ponieważ dwa miesiące wcześniej radziecki MSZ poinformował Szwedów, że Wallenberg został przez Rosjan aresztowany. Taką samą informację przekazała matce Wallenberga radziecka ambasador w Szwecji.

Mimo to – w co trudno dziś uwierzyć – szwedzki rząd nie upominał się o Wallenberga. Ówczesny ambasador Szwecji w Moskwie Stefan Söderblom robił wszystko, aby nie urazić Sowietów (polecił np. szwedzkim dyplomatom wracającym do kraju z Węgier, by przemilczeli sposób, w jaki zachowywali się tam żołnierze Armii Czerwonej).

Kiedy Amerykanie zaoferowali Söderblomowi pomoc w uwolnieniu Wallenberga, ambasador nie przekazał informacji na ten temat swoim przełożonym w Sztokholmie. Wspomniał wprawdzie o Wallenbergu Stalinowi, kiedy sam opuszczał Szwecję, ale miał przy tym zaznaczyć, że jego zdaniem dyplomata „padł ofiarą wypadku drogowego albo bandytów". Kiedy zaś matka Raoula Wallenberga sama postanowiła napisać do Stalina, błagając go o uwolnienie syna, szwedzki MSZ nigdy tego listu Rosjanom nie przekazał.

Dlaczego Szwedzi poświęcili swojego bohatera? Prawdopodobnie był to efekt zjawiska określanego jako Rysskräck – czyli strach przed Rosją. Szwecja zachowała wprawdzie neutralność w czasie II wojny światowej, ale tajemnicą poliszynela było, że kraj ten utrzymywał poprawne relacje z III Rzeszą, której dostarczał m.in. niezbędnej do wprawiania w ruch nazistowskiej machiny wojennej rudy żelaza (w 1940 roku cały eksport szwedzkiej rudy żelaza trafiał właśnie do Niemiec).

Szwedzi obawiali się więc zemsty zwycięskiego Stalina i wkroczenia Armii Czerwonej również do ich kraju. – Nie chcę wywołać trzeciej wojny światowej z powodu jednej zaginionej osoby – miał mówić szwedzki dyplomata, a później sekretarz generalny ONZ Dag Hammarskjöld, gdy o Wallenberga upominała się rodzina.

O Raoula walczyła jego rodzina – dla matki Wallenberga Mai von Dardel i jego ojczyma Fredrika odnalezienie dyplomaty stało się jedynym celem w życiu. Nie zdoławszy go osiągnąć, pod koniec lat 70. najpierw ojczym, a potem matka Wallenberga popełnili samobójstwo. Na kilka miesięcy przed śmiercią ojczym Wallenberga umieścił ostatni wpis w swoim dzienniku, w którym od 1956 roku opisywał starania o odnalezienie Raoula. Były to dwa angielskie słowa „stone wall" (idiom oznaczający dosłownie „odbijam się od ściany").

Na początku lat 50. Szwecja wreszcie zaczęła pytać o swojego obywatela, a w 1956 roku temat Wallenberga pojawił się w czasie rozmowy premiera Szwecji Tage Erlandera i Nikity Chruszczowa. Erlander zażądał wyjaśnienia sprawy dyplomaty. Po roku otrzymał raport sygnowany przez wiceministra spraw zagranicznych ZSRR Andrieja Gromykę, z którego wynikało, że Wallenberg zmarł na Łubiance 17 lipca 1947 roku w wyniku ataku serca (atak serca więźnia na Łubiance oznaczał zazwyczaj, że de facto został on zamordowany).

Przesłuchiwany po śmierci

Odpowiedzialność za śmierć Wallenberga nowe władze ZSRR zrzuciły na reżim stalinowski i przekazały kondolencje bliskim dyplomaty.

Rodzina Wallenberga nie uznała jednak tych wyjaśnień za wiarygodne – wszak jeszcze w 1947 roku sowiecka dyplomacja zapewniała, że „Wallenberga nie ma w ZSRR, a rząd radziecki nie ma żadnych informacji na jego temat".

Nowe światło na sprawę Wallenberga rzucił na początku lat 60. przewodniczący Radzieckiej Akademii Nauk Medycznych Aleksander Miasnikow, który twierdził, że niedawno badał Wallenberga w radzieckim łagrze. Potem jednak Miasnikow oświadczył oficjalnie, że został źle zrozumiany (nieoficjalnie miał zaś powiedzieć szwedzkiej profesor Nanny Svartz, że Wallenberg zmarł w łagrze w 1965 roku).

Wydawało się, że sprawę Wallenberga pomoże rozwiązać upadek ZSRR. Już w 1989 roku brat i siostra Wallenberga zostali zaproszeni do Moskwy, gdzie przekazano im rzeczy skonfiskowane przy aresztowaniu dyplomaty – notes z numerami telefonów, papierośnicę, paszport dyplomatyczny oraz pieniądze.

Rosjanie powtarzali, że Wallenberg zmarł w 1947 roku. Brat i siostra Wallenberga znów nie uwierzyli w te zapewnienia. W kolejnych latach wielokrotnie odwiedzali Rosję, szukając śladów Raoula. Bez powodzenia. Również Szwedzi wchodzący w skład szwedzko-rosyjskiej grupy roboczej, powołanej w 1991 roku, zdołali ustalić jedynie, że los Wallenberga pozostaje nieznany (Rosjanie byli innego zdania – najpierw oświadczyli, że Wallenberg został zastrzelony na Łubiance, a we własnym raporcie z prac komisji powtórzyli wersję o ataku serca).

W 2010 roku wyszło jednak na jaw, że w archiwach NKWD znajduje się dokument świadczący o tym, że Wallenberg (określony jako „więzień numer 7") był przesłuchiwany sześć dni po swojej rzekomej śmierci.

Na pomniku Wallenberga, który w 1987 roku stanął w Budapeszcie, wyryto łacińską sentencję: „Jak długo uśmiecha się do ciebie szczęście, tak długo masz wielu przyjaciół. W nieszczęściu pozostajesz sam".

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał