Aby nakłonić pracowników do zgody na ryzyko i wyrzeczenia związane z produkcją plutonu, amerykańscy i sowieccy wojskowi stworzyli coś nowego – plutopię. Nazywam tak jedyne w swoim rodzaju, odizolowane od świata miejscowości, które zaspokajały większość aspiracji powojennych społeczeństw Ameryki i Związku Radzieckiego. Ład i zamożność plutopii skłaniały jej beneficjentów do przymykania oczu na rosnącą wokół nich stertę promieniotwórczych odpadów.
Książka ta jako pierwsza opowiada historię plutonowych katastrof zarówno w USA, jak i w ZSRR. Mam nadzieję, że dzięki niej odrębne ich przedstawianie straci sens. Mieszkańcy Oziorska mawiali, że gdyby wywiercili dziurę w ziemi pionowo w dół, dokopaliby się do Richland. Właśnie tak wyobrażam sobie te dwa miasta – krążą wokół siebie połączone obracającą się osią. Zamierzam pokazać, że Oziorsk i Richland celowo zostały stworzone na swoje podobieństwo, dzięki pracy agentów wywiadu i propagandystów, którzy zakończenia produkcji plutonu obawiali się prawie tak samo jak nuklearnego rywala. (...)
Inżynierowie na Uralu przejęli amerykańską praktykę szybkiego i taniego pozbywania się odpadów metodą zakopywania ich w ziemi, spuszczania do rzek i rozpylania w powietrzu. W całym omawianym okresie doszło do wielu skażeń, w tym potężnych, takich jak po wybuchu w sowieckim zakładzie Majak w 1957 roku, ale w większości niewielkich i zaplanowanych. Radioaktywne chłodziwo przenikało do atmosfery, wody pitnej i rzek.
A potem wycięli mi macicę
Dział kadrowy DuPont szukał białych kobiet ze średnim wykształceniem w wieku 21–40 lat, „zdrowych, miłych w obejściu, uważnych i inteligentnych". W 1944 roku podczas rozmów kwalifikacyjnych kobiety zadawały wiele zdradzających zaniepokojenie pytań – zwłaszcza o zagrożenia związane z pracą w tajemniczej fabryce. Miejscowi podejrzewali, że DuPont produkuje broń chemiczną. Krążyły pogłoski, że w zakładzie giną ludzie, a ich ciała są wywożone pod płaszczykiem likwidacji indiańskich grobów. Kierownictwo DuPont uważało za swój „moralny" obowiązek wyjawienie pracownikom informacji o niebezpiecznym charakterze produktów fabryki. Przekonywali, że nawet nisko wykwalifikowani robotnicy domyślą się, co wytwarzają, a jeżeli będą w pełni poinformowani, funkcjonowanie zakładu będzie bezpieczniejsze. Groves stanowczo sprzeciwiał się jednak informowaniu pracowników o zagrożeniach.
Przyjęte do pracy kobiety musiały przejść badania lekarskie i kontrolę wywiadowczą. W odróżnieniu od pracowników płci męskiej kobiet nie wysyłano na szkolenie do Chicago albo Oak Ridge, ograniczono się do przyspieszonego sześciotygodniowego stażu obejmującego najbardziej podstawowe umiejętności i procedury, bez zaplecza naukowo-teoretycznego.