Chociaż jesteśmy gotowi przyjąć, że język zaczął się od konwencjonalnych małpich wokalizacji, istnieją dwa rywalizujące ze sobą poglądy co do następnego kroku w jego ewolucji. Pierwszy głosi, że język rozwinął się jako forma pieśni, wzmacniając podobne do tańca rytuały, których celem było koordynowanie stanów emocjonalnych grupy. Według drugiego język wyewoluował, aby umożliwić wymianę informacji o innych członkach grupy. Skłaniałem się zawsze do założenia, że drugi pogląd zawiera całą prawdę, to znaczy, że język rozwinął się w celu umożliwienia wymiany informacji społecznej. Jasne jest jednak, że pieśni grają bardzo ważną rolę w naszym życiu, zalety tej teorii powinny więc zostać wzięte pod uwagę.
Jedną z bardziej intrygujących cech ludzkiego zachowania jest zakres występowania pieśni i tańca w naszym życiu społecznym. W żadnym znanym społeczeństwie nie brak tych dwóch zjawisk, lecz kiedy zastanowić się nad tym chwilę, oba są dziwnymi czynnościami. Śpiew kojarzymy oczywiście z wieloma gatunkami zwierząt, takimi jak ptaki czy gibbony, których poranne popisy chętnie nazywamy śpiewem. Najczęściej jednak „śpiew" ptaków czy naczelnych należy do mechanizmów obrony rewiru lub poszukiwania partnera.
Z pewnością ludzki śpiew pełni również te funkcje. Masajscy wojownicy śpiewają i tańczą, by zaimponować zgromadzonym damom. Pieśni mężczyzn w tych okolicznościach podkreślają niezmiennie męskie zalety śpiewających. Nie tak często wprawdzie reklamujemy nasz stan posiadania za pomocą piosenki, ale przystępowanie do walki z pieśnią na ustach nie należy wśród mężczyzn do rzadkości. Maorysi z Nowej Zelandii, podobnie jak wiele ludów polinezyjskich, posługują się rytualną pieśnią jako środkiem zastraszenia wrogów przed bitwą. Zwyczaj podtrzymuje narodowa drużyna rugby Nowej Zelandii. Idące w bój regimenty szkockie zawsze poprzedzane są przez dudziarzy. Wierności tradycji dowiedli Szkoci niedawno, w czasie lądowania aliantów na plażach Normandii. Śpiewamy nasze hymny narodowe na boiskach sportowych z intensywnością, którą rzadko wykazujemy przy innych okazjach.
Nie wszystkie jednak śpiewy i tańce pełnią w społeczeństwie ludzkim tego rodzaju funkcje. Śpiewamy w kościele i wokół ogniska obozowego, w barach i teatrach, w okolicznościach, które mają mało wspólnego z nacjonalizmem, bitwami czy poszukiwaniem partnera. Dlaczego to robimy? Paradoksalnie, szukając odpowiedzi na to pytanie, znajdziemy, być może, wyjaśnienie dla pewnej ludzkiej cechy, która jest naprawdę trudna do wytłumaczenia, mianowicie dla naszej wyjątkowej gotowości do poddawania się woli kogoś innego. Psychologia tłumu należy do najdziwniejszych i do najbardziej przerażających aspektów ludzkiego zachowania.
Już w latach 60. XX wieku psychologowie zidentyfikowali zjawisko, które stało się znane pod nazwą niebezpiecznego przesunięcia: jeżeli poprosi się kogoś o wyrażenie opinii na jakiś temat albo o ustosunkowanie się do czegoś, co można określić jako skrajne (na przykład do kary śmierci), ludzie dadzą na ogół wyraz poglądom całkiem umiarkowanym. Ale jeżeli pozwoli się im najpierw przedyskutować sprawę w grupie, wynikiem będzie opinia znacznie radykalniejsza. Widzimy ten sam mechanizm w religii: pozostawieni samym sobie ludzie są umiarkowani i tolerancyjni, ale w grupach ich stosunek do odmiennych poglądów czy zachowań staje się bardziej radykalny. Nierzadko wynikiem tego jest dżihad, święta wojna przeciwko niewiernym. Temu niezwykłemu zjawisku zawdzięczamy krucjaty, Irlandię Północną, Rwandę, Jugosławię i mnóstwo wojen etnicznych, zamieszek na tle rasowym oraz przejawów nacjonalistycznej wendety, nie mówiąc już o dziwacznej sprawie fatwy skazującej na śmierć pisarza Salmana Rushdiego, hańbiących historię naszego gatunku od niepamiętnych czasów.