Pojawienie się na naszym kontynencie muzułmańskich imigrantów jest tu tylko faktem statystycznym, ma wtórne znaczenie. Na poddanie się islamowi przygotowujemy się już bowiem od dawna, w taki a nie inny sposób definiując pojęcia „rozum", „wiara" czy „wspólnota".
W pewnym momencie, w epoce oświecenia, doszliśmy do wniosku, że za racjonalne, pewne i obiektywne może być uznane tylko to, co jest empirycznie potwierdzone. Wszystko inne jest sprawą subiektywną, należy do dziedziny sumienia, subiektywnych decyzji. W ten sposób niemożliwa stała się racjonalna dyskusja o wierze, sensie życia człowieka, jego powołaniu i obowiązkach. Papież Benedykt XVI mówił podczas swojego słynnego wykładu w Ratyzbonie we wrześniu 2006 r., że w ten sposób wizja człowieczeństwa została zredukowana, ponieważ „specyficznie ludzkie pytania o nasze pochodzenie i przeznaczenie, pytania stawiane przez religię i etykę, nie mają już miejsca w zasięgu zbiorczego rozumu zdefiniowanego przez »naukę«, tak więc muszą być odesłane do dziedziny subiektywności. W ten sposób etos i religia tracą swoją siłę tworzenia wspólnoty".
Po oświeceniu niemożliwa była już więc wspólnota oparta na sporze, w którego konsekwencji ustalane byłyby wartości podzielane przez jej członków. Każdy musi wybrać je sobie sam. Indywidualizm, cecha współczesnych społeczeństw, którą tak chętnie krytykują nowocześni moraliści, nie bierze się z egocentryzmu, kryzysu rodziny czy przemian społecznych. Źródłem indywidualizmu jest nasza samotność. Samotność w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, po co w ogóle żyjemy.
Z tego osamotnienia wyrywało ludzi Zachodu chrześcijaństwo. Kościół przejął i przyswoił sobie pojęcie „logos", kluczową kategorię greckiej filozofii. Św. Jan posłużył się nim w prologu Ewangelii: „Na początku było Słowo (w oryginale – „logos"), a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo". „Logos" oznacza jednocześnie „słowo" i „rozum". Jezus, rodząc się jako człowiek, wniósł między ludzi, w nasz świat, boską racjonalność. Bóg chrześcijaństwa jest racjonalny, tak jak racjonalny jest stworzony przez niego świat. To dlatego Kościół odegrał wielką rolę w stworzeniu uniwersytetu. Instytucji, która nawet w swojej nazwie mówi o porządku i zrozumiałości świata. „Universitas" to przecież „całość", „pełnia", „wszechświat". Cały przednowoczensy rozwój nauki opierał się na przekonaniu, że w im większym stopniu człowiek zrozumie rzeczywistość, tym lepiej pozna też Boga. Nie było tu miejsca na rozróżnienie wiedzy i wiary. Sens życia człowieka i porządek świata były przedmiotami tej samej dyskusji. Człowiek nie był skazany na samotność w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o jego przeznaczenie i pochodzenie.
Tymczasem islam nie jest religią racjonalną. Allah jest bogiem dalekim, oddzielonym od człowieka, niepoznawalnym; „doskonale transcendentnym" – jak mówił w Ratyzbonie Benedykt XVI. Bogiem, którego oświeconej Europie dużo łatwiej przyjąć i zaakceptować niż Chrystusa. Jeden z najważniejszych fragmentów „Uległości", powieści Michela Houellebecqa o pokojowym przejęciu kontroli nad Francją przez islamistów, opowiada o tym, co dzieje się z uniwersytetami po dojściu do władzy Bractwa Muzułmańskiego. A dzieje się tak naprawdę niewiele. Zmieniają się dekoracje, powstaje kilka nowych zakładów badań nad Koranem, ale to wszystko. Islam i nowoczesna nauka nie wchodzą sobie w drogę. Są zgodne w wizji samotnego człowieka wrzuconego w bezsensowny, pozbawiony porządku świat. To dwóch sojuszników, którzy nie są jeszcze po prostu do końca świadomi, jak wiele ich łączy.