W obronie człowieka

Niemiłość. Dokładnie o tym jest film Andrieja Zwiagincewa. O świecie wyzutym z uczuć, w którym rozbuchane ambicje i nowobogackie zapędy zniszczyły wszystko: nawet podstawowe poczucie przyzwoitości.

Publikacja: 02.02.2018 14:00

W obronie człowieka

Foto: materiały prasowe

Rodzina, która zapewne niedawno awansowała do klasy średniej. Małżeństwo w trakcie rozwodu. Matka, młoda kobieta nierozstająca się z komórką, ma innego mężczyznę. Starszego, zamożnego. Ojciec wyprowadził się do kochanki, która spodziewa się dziecka. Oboje budują kolejny rozdział życia – lepszy, bardziej spełniający ich oczekiwania. Szanują nowych partnerów, bo wciągają ich na społecznej drabinie o szczebel wyżej. Ale na siebie nawzajem warczą. Brutalnie, ordynarnie. Przy 12-letnim synu, który wśród krzyków, pretensji i nienawiści tylko kurczy się w ciemności i bezgłośnie płacze. A kiedyś usłyszy: „Nigdy nie chciałam go mieć. Żałuję, że go nie wyskrobałam". Przy śniadaniu chłopiec powie: „Już nie mogę". I nie chodzi o kolejną kanapkę. Tego dnia chłopiec zniknie.

Dalej jest rozpacz. Poszukiwanie dziecka. Przebudzenie, które przychodzi za późno. Choć tak naprawdę zniknięcie chłopca tylko na chwilę zatrzyma jego rodziców w biegu. Wymażą ze świadomości pytanie: „Dlaczego?", nie poczują wyrzutów sumienia.

Zwiagincew w uniwersalny sposób opowiada o rodzinnym dramacie. Ale też, jak zwykle, portretuje dzisiejszą Rosję. Pokazuje chaos polityczny – na ekranie telewizora wciąż pojawiają się obrazy z Ukrainy. Przemierza z kamerą mieszkania – to dawne i te nowe. Podsłuchuje rozmowy policjantów szukających dziecka, przygląda się klasie średniej. Ludziom, w których mentalność wyniesiona z czasów komunizmu łączy się z nowo rozbudzonymi pragnieniami. Chciwość i pazerność są tu podniesione do potęgi przez współczesną chęć życia na pokaz: fotografowanie się, wrzucanie zdjęć do internetu.

Bohaterowie „Niemiłości" tworzą pejzaż współczesnej wielkomiejskiej Rosji. Razem z tymi, którzy w innym filmie Rosjanina, znakomitej „Elenie", gotowi byli na każde draństwo, żeby wyjść z betonowego Birulewa, slamsu na obrzeżach Moskwy, i wprowadzić się do luksusowego apartamentowca. Zwiagincew nie opowiadał wówczas o awansie społecznym popartym pracą, wykształceniem albo choćby zmysłem do interesów. Pokazał inwazję barbarzyńców. Lumpów, którzy rozwalą się na cudzej skórzanej kanapie, rozwiną z papieru kiełbasę i będą bezmyślnie zmieniać kanały telewizora, zachowując się tak, jakby wszystko się im należało. Małżeństwo z „Niemiłości" jest w tym kontekście o szczebel wyżej. Ale czy wystarczy włożyć garnitur i zatrudnić się w korporacji, żeby stać się kimś „lepszym"?

Inną, prowincjonalną, Rosję Zwiagincew sportretował w „Lewiatanie". Pokazał kraj skorumpowany, utopiony w hektolitrach wódki, pełen hipokryzji. Miejsce, gdzie władza czuje się bezkarna, nikogo nie dziwi, że policjant prowadzi samochód po alkoholu, a mer miasteczka jest szują nieukrywającą powiązań z szemranymi biznesmenami. Gdzie życie ludzkie się nie liczy, prawda nie istnieje, cel uświęca środki, a górą są ci najbardziej cyniczni, niemający skrupułów. Gdzie od człowieka odwraca się nawet Bóg. A już na pewno jego ziemscy przedstawiciele.

A przecież gdzieś w tych malowanych przez Zwiagincewa gorzkich, mocnych obrazach jest też tęsknota. Czyjeś złamane życie, wyrzut sumienia. Odrobina poezji. W „Niemiłości" chłopca, głównego bohatera filmu, widzimy tylko na początku, jak wraca ze szkoły przez park, potem w domu, sponiewieranego psychicznie. Ale przecież na całej „Niemiłości" odciska się jego ból. Bo Zwiagincew w gruncie rzeczy robi filmy w obronie: uczciwości, przyzwoitości, wrażliwości. Zerwana przez chłopca wstążka, która zawisła na drzewie, w ostatniej scenie będzie powiewać na wietrze. Nikt nie będzie wiedział, skąd się tam wzięła. Ale widz wie. I wyjdzie z projekcji ze ściśniętym gardłem.

Nominowany do Oscara film Zwiagincewa jest z pozoru mało atrakcyjny, utrzymany w szarych barwach, opowiadany w wolnym tempie. A przecież trudno po jego obejrzeniu spokojnie zasnąć. Znakomite kino.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Rodzina, która zapewne niedawno awansowała do klasy średniej. Małżeństwo w trakcie rozwodu. Matka, młoda kobieta nierozstająca się z komórką, ma innego mężczyznę. Starszego, zamożnego. Ojciec wyprowadził się do kochanki, która spodziewa się dziecka. Oboje budują kolejny rozdział życia – lepszy, bardziej spełniający ich oczekiwania. Szanują nowych partnerów, bo wciągają ich na społecznej drabinie o szczebel wyżej. Ale na siebie nawzajem warczą. Brutalnie, ordynarnie. Przy 12-letnim synu, który wśród krzyków, pretensji i nienawiści tylko kurczy się w ciemności i bezgłośnie płacze. A kiedyś usłyszy: „Nigdy nie chciałam go mieć. Żałuję, że go nie wyskrobałam". Przy śniadaniu chłopiec powie: „Już nie mogę". I nie chodzi o kolejną kanapkę. Tego dnia chłopiec zniknie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił