To miała być rutynowa azjatycka wizyta Kamali Harris. Z Singapuru wiceprezydent USA miała 24 sierpnia odlecieć do Wietnamu, gdy z Hanoi doszły niespodziewane doniesienia o nieznanej chorobie, która zaatakowała pracowników ambasady. Lot opóźnił się o siedem godzin. Dziennikarze CNN donoszą, że wśród pracowników Departamentu Stanu narasta strach i frustracja związana z kolejnymi doniesieniami o tajemniczych zachorowaniach wśród dyplomatów. By uspokoić te nastroje, na początku sierpnia Anthony Blinken napisał list adresowany do wszystkich pracowników amerykańskiej dyplomacji. W piśmie sekretarz stanu zapewnił, że wie o rosnących obawach swoich podwładnych. – Ci z was, których to bezpośrednio dotyczy, chcą jak najszybciej poznać prawdę. Pracownicy, którzy jadą za granicę obawiają się, czy oni sami i ich rodziny też nie są zagrożeni. To w pełni zrozumiałe i chciałbym móc dać wam więcej odpowiedzi – przyznał Blinken. Następnie polityk obiecał, że kierowany przez niego departament będzie starał się lepiej informować o wysiłkach, jakie podejmuje w związku z tym problemem. Kończąc swoje pismo, sekretarz stanu zapewnił, że śledztwo dotyczące „syndromu hawańskiego" i tego, jak rząd może lepiej chronić swoich obywateli, cały czas trwa. Problem w tym, że mimo upływu pięciu lat od pojawienia się pierwszego przypadku, eksperci zajmujący się tą sprawą wciąż mają więcej pytań niż odpowiedzi.